Brakuje Ci energii? Ona to zmieni. Aktorka i performerka Monika Dawidziuk to istny wulkan
Rexona wspiera aktywne kobiety
28 maja 2014, 12:07·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 28 maja 2014, 12:07
Monika Dawidziuk to szalona artystka. Energią, którą wytwarza można by zasilić pół Warszawy. W kawiarni Fotka Cafe parzy ponoć najlepsze espresso w mieście. Jeśli jej tam nie znajdziecie, to znaczy że pracuje nad międzynarodowym projektem artystycznym, robi zdjęcia albo kręci film, biega lub uczestniczy w kolejnych warsztatach. Aktorka teatralna, reżyserka i kaskaderka. Skąd bierze energię? - Napędza mnie kontakt z ludźmi - mówi. Z nami porozmawiała o dobrej kawie, warsztatach tantrycznych i swoim nowym projekcie.
Reklama.
Najpierw opowiedz o projekcie, nad którym teraz pracujesz.
Projekt rzeka, projekt podróż, projekt w odcinkach… Inspiracją do niego był tekst „Kamień i popioły”, sztuka Daniela Danis. Ten tekst jest ze mną już prawie 10 lat. Skończyłam wrocławską szkołę aktorską, ale zawsze mnie ciągnęło w stronę reżyserii. Po studiach razem z kolegami z roku założyliśmy grupę teatralną i przez 6 miesięcy pracowaliśmy nad spektaklem pt. „Arabska noc” na podstawie dramatu Rolanda Shimmelpfenniga. To był mój debiut reżyserski. Sprawdziliśmy się w robocie. Udało się stworzyć super zespół i dobry spektakl. Choć łatwo nie było. Straciłam 15 kilo… W każdym razie zaplanowaliśmy, że jako następny wystawimy ten właśnie tekst, bo miał w sobie coś magicznego. Jak go przeczytałam, pomyślałam sobie: to jest niemożliwe. Z różnych przyczyn nie doszło do premiery. Teraz sobie myślę, że to dobrze. Nie byłam jeszcze gotowa, by zmierzyć się z tematem…
Minęło 8 lat. Jestem w innym punkcie życia. Wyprowadziłam się z Wrocławia. Od dwóch lat mieszkam i tworzę w Warszawie. Zmieniłam się i ten tekst powrócił również zmieniony. Może dojrzałam? Tak czy inaczej dramat Daniela Danis stał się inspiracją już nie tyle do realizacji spektaklu teatralnego - co do realizacji pewnego programu artystycznego, życiowego. Projekt nazwaliśmy „Stone&Ashes.Come”… Razem z moim przyjacielem z roku Adamem Paterem jesteśmy na etapie budowania „dream teamu”. I rozpuszczamy wici nie tylko na Polskę ale też na świat. Kierunki: Hiszpania, Estonia, Mołdawia, Białoruś, Niemcy. Ponieważ nie jest to klasyczny dramat, otwiera wiele możliwości jeżeli chodzi o język narracji. Odkrywanie tego języka we wspólnym akcie kreacji, zmiana optyk, odkrywanie tajemnicy, tego co ukryte pod słowami…Lubię to
O czym jest ta historia, którą chcecie opowiedzieć?
O miłości jak zawsze wszystko. Tak, to będzie miłość, we wszystkich kolorach tęczy.
Ale nie będzie banalnie?
Banał? Ja nie wiem, co to banał. Pan daje różę Pani? to ładne…Nie wiem co to jest banalna miłość. Chcemy to opowiedzieć jak najprościej.
Wspomniałaś, że zakładacie w tym celu fundację...
Fundacja powstanie, kiedy już ogarniemy kwestie papierowe, ale to wiadomo: trudne i wymaga czasu. Obecnie szukamy nazwy. Jedna z propozycji brzmiała „Wszystko.W Jednym”. Bo to ma być przestrzeń, która łączy ludzi z potencjałem twórczym z różnych środowisk we wspólnym akcie kreacji. Nie zamykamy się jedynie na świat teatru. Wiele lat spędziłam obracając się jedynie w środowisku artystycznym i wiem, czym to grozi… Można się ukisić we własnym sosie.
To jest międzynarodowy projekt artystyczny. Jak dużą ekipę zbierasz?
To będzie projekt w odcinkach. Na razie pracujemy nad „sezonem pierwszym” . Przepuszczamy „Kamień i popioły” przez pryzmat Hiszpanii. Stąd obecność Jorge Gallardo Alltamirano, reżysera z Cordoby, który sam o sobie woli mówić: „katalizator procesu twórczego”. Nad polską odsłoną projektu pieczę obejmie reżyserka Karolina Kirsz. Potem ruszymy dalej…
Kiedy będzie można was zobaczyć?
Jak najszybciej :)
Ponoć parzysz najlepsze espresso w Warszawie. Mówiłaś, że Fotka Cafe traktujesz jak swoje dziecko...
Tak…współtworzyłam to miejsce prawie od początku. W równym stopniu jak ono mnie. Na Placu Grzybowski wylądowałam 10 dni po otwarciu Fotki, miesiąc po tym jak przeprowadziłam się do Warszawy. Miałam cel: „podbić” Warszawę, pokazując swój talent aktorski i pasję twórczą. Miałam „parcie na szkło”. Na szczęście dla mnie „szkło” nie miało parcia na moją osobę… Spokorniałam dość szybko, kiedy zabrakło kasy na fajki. I „Pani Boże” Emi - właścicielka Fotki była na tyle szalona, że zaryzykowała i przyjęła mnie, dziewczynę z puszczy, do pracy w eleganckiej kawiarni w centrum miasta :) Dostałam kolejną rolę. Kelnerki- baristki. Przestałam być „Jeannie” z musicallu „Hair” i scena mniejsza. Zasuwałam więc w białej eleganckiej koszuli z kolorowymi oprawkami bez szkieł na nosie. To był jedyny element mojej „teatralnej tożsamości”.
Uczyłam się jak robić kawę i jak obsługiwać kasę fiskalną. W pewnym momencie zdjęłam oprawki, zgoliłam włosy. I zdjęłam białą koszulę. Teraz w Fotce można pracować bez stanika i nie ma problemu.. Jest jak w domu. A jednocześnie i kulturalnie i z klasą i pyszna kawa i świetne ciastka, które sprzedają się same… W przeciągu dwóch lat Fotka wyjęła „kij z tyłka”, a ja się „ucywilizowałam”. Jestem wdzięczna za wszystko, czego się tam nauczyłam, o sobie samej i „normalnym” świecie. Dziękuję Emi za zaufanie. Jest jednym z lepszych reżyserów, którzy stanęli na mojej drodze. Kocham to „grać”.
Jak zobaczyłam Cię w akcji, to odniosłam wrażenie że część klientów przychodzi tam po prostu dla Ciebie.
Na początku przykaz był: "klient nasz pan" W miarę upływu czasu okazało się, że to przestali być klienci, a zaczęli być nasi goście, dobrzy znajomi. To jest super, bo nagle okazuje się, że sprzedaż kawy i ciastek może stać się cudownym pretekstem do zbudowania przyjacielskiej relacji z ludźmi, którzy wcześniej nie istnieli w ogóle w moim pojmowaniu. Że ludzie w garniturach też mogą być interesujący. Super! Nigdy nie wiesz kto się kryje pod kostiumem, jeżeli nie zadasz tego pytania: kim jesteś?Jeżeli je zadasz, to możesz być bardzo zaskoczony. Fotka Cafe okazała się mega polem do eksplorowania tych zaskoczeń.
Ale barista zna się na kawie i traktuje to jak sztukę.
Z Momkiem brałyśmy udział w wielu szkoleniach baristycznych i wiem na pewno, że jest to Sztuka przez duże eS. Pewnego dnia usłyszałam, że robię najlepsze espresso w Warszawie. Ucieszyłam się bardzo. Nauka Oli Szczepanek nie poszła w las. Jeżeli chodzi o capuccino, to muszę jeszcze popracować nad tematem pienienia mleka. Momek jest mistrzynią w tej dziedzinie. Posiadła sekret. I już maluje na kawie nie tylko serca, ale też rozety i misie. Ja póki co jestem na etapie serca. Nie mogę powiedzieć, że jestem najlepszą baristką, ale serducho, które wkładam w robienie kawy to 100 proc.
Jak trafiłaś z puszczy do szkoły aktorskiej?
Urodziłam się i wychowałam w Hajnówce, małym miasteczku blisko Puszczy Białowieskiej. Nie było tam teatru, więc się nim nie interesowałam. Dopiero będąc w maturalnej klasie w „Cogito” przeczytałam artykuł o szkole aktorskiej.. oooo ciekawe!- pomyślałam. No i pojechałam na konsultacje do Warszawy. „Konsultantem” był Cezary Morawski. Odegrałam przed nim jakiś karczemny spektakl. Straszne to było: wielki monolog z rzucaniem się po ścianach, mówiłam wiersz Poświatowskiej. Po tym występie powiedział do mnie: "Hmm, pani Moniko, jak patrzę i rozmawiam z panią teraz, to wydaje mi się pani bardzo interesującą osobą, ale to co pani robi na scenie …ma pani jakieś mylne wyobrażenie o teatrze” . Ja mu powiedziałam: "wie pan co? może tak być, że trochę tego nie kumam". I zaczęłam się uczyć o co chodzi w teatrze..I dalej nie znam odpowiedzi. Jak już będę wiedzieć, to zmienię zawód.
Ty podobno jesteś też kaskaderką?
Miałam taki epizod, nawet kilka. Reklama banku. Trzeba było wyjechać skuterem przez wąskie drzwi obrotowe. Poszłam na casting i powiedziałam, że jeżdżę na skuterze. Co nie było prawdą, ale chciałam dostać tę pracę i wiedziałam, że mam 2 tygodnie, żeby się nauczyć. Więc nie do końca skłamałam ;) Byłam wtedy w Warszawie, więc zadzwoniłam do wszystkich swoich tamtejszych znajomych z pytaniem: „czy masz skuter bo żeby dostać rolę muszę nauczyć się jeździć”. Kolega pożyczył mi swój dizajnerski retro skuter. Bardzo się bałam i on też;) Manetka gazu ciągle myliła mi się z manetką hamulca i nie raz wjechałam w krzaki. Ale w końcu się nauczyłam. Udało mi się bezkolizyjnie wyjechać przez te drzwi.
W innej reklamie miałam zjechać radośnie bo bardzo stromej poręczy schodów. W trakcie zjeżdżania spodnie mi się przetarły i trochę sobie poparzyłam tyłek, ale wspominam to super bo poznałam na planie fajnych ludzi. W „Papuszy” byłam Cyganką, biłam się z polskimi chłopami, którzy zaatakowali wioskę cygańską. Dostałam wtedy od Cyganów - bo grali tam prawdziwi Romowie z całej Polski - imię. Mówili do mnie Łasica. "Ty, Łasica."
Dlaczego Łasica?
Właśnie, też byłam ciekawa. „Wiesz, co to znaczy Łasica?”- zapytała mnie taka stara Cyganka po chwili rozmowy. „Łasica po romsku znaczy królowa". Oni mają swój język. Przez chwilę byłam „Cygańską Królową”. Dziękuję Cyganie moi kochani. Piękny prezent.
Wspominałaś, że niedawno wróciłaś z Hiszpanii.Chyba całkiem sporo podróżujesz po Europie z różnymi projektami...
To nie był projekt artystyczny. Po prostu wyjazd na wakacje z przyjaciółką. I nie wiedząc kiedy zakochałam się po uszy. Hiszpania okazała się cudowna. Poczułam, że mogłabym tam zostać na zawsze. Ten przepływ, ludzie, muzyka, powietrze, słońce i po prostu płyniesz z nurtem. Już nie potrzebujesz sceny, czujesz się jak w domu, twoje serducho jest szczęśliwe, wszystko działa. Z planowanego miesiąca wakacji, zrobiły się trzy miesiące życia. A potem przyszła wątpliwość: czy aby na pewno to jest moje miejsce? Pomyślałam: ok, muszę wrócić do Polski żeby sprawdzić, czy to nie nie było jedynie wakacyjne odurzenie. Więc wróciłam..
I było?
Nie. Bo okazało się, że Hiszpania to jest stan umysłu.
Znajdujesz jeszcze podobno czas na bieganie?
Kiedyś pływałam codziennie. Teraz biegam, bo jest to sport, który mogę uprawiać za darmo. Mieszkam na Woli przy Parku Moczydło. I mam buty, bardzo „niejoggingowe”. Naprawdę bardzo źle wyglądam jako biegaczka :) Jeszcze nie skompletowałam kostiumu i chyba już tego nie zrobię, bo biegam dla przyjemności. Biegam, tańczę i medytuję.
Na czym polega medytacja? Co to daje?
Każdemu co innego, myślę. Kiedy po raz pierwszy moja dupa znalazła się na poduszce poczułam, że wreszcie jest na właściwym miejscu. Ja uczę się odpoczywać od siebie samej, cokolwiek to znaczy…
Ale co robisz w tym czasie?
Oddycham. Ostatnio to zmieniłam, bo byłam na warsztatach tantrycznych i odkryłam czakry. Pojawił się dźwięk. Bo wcześniej tylko oddychałam. Od 15 do 30 minut w zależności od tego, ile rzeczy muszę zrobić w ciągu dnia. Teraz siedzę, oddycham i mruczę. W różnych kolorach…
A efekty?
Widzisz, jestem spokojna.
Dlaczego poszłaś na warsztaty tantryczne? Tantra mi się kojarzy z seksualnością...
Tantra to medytacja dynamiczna. Po prostu uruchamiasz ciało. Tańczysz, śpiewasz, krzyczysz, wyrzucasz emocje, oczyszczasz się. Tantra to piękna nauka akceptacji siebie, swojego ciała i jego seksualności. To sztuka pracy w grupie. Na moim warsztacie było ponad 60 osób. I nie było ciasno. Była nagość ale nikt się gapił. W tantrze nie ma oceny. To mi się najbardziej podoba. Polecam każdemu, kto ma potrzebę poznania siebie, odkrycia blokad wewnętrznych i ich przekroczenia.
Powiedz jeszcze, jak wygląda Twój dzień. I skąd bierzesz energię, żeby angażować się w tyle rzeczy?
Rano biegam, potem kawa i papieros. Potem medytacja. To stałe punkty, ale tak naprawdę każdy mój dzień jest inny. Na przykład ostatnio dużo czasu spędziłam przed kompem montując film o bulach. W przerwach spotykałam się z różnymi ludźmi w sprawie Fundacji, którą zakładamy z Adasiem Paterem. Wczoraj przyjechał Jorge i zaczynamy pracę na hiszpańską odsłoną projektu: „Stone&Ashes.Come”…A energia? Kocham ludzi, to Wy mnie napędzacie. No i miłość oczywiście.
Zapraszamy do dyskusji
Co Wy o tym sądzicie? Czy doba powinna być dluższa? ;-) Czy myślicie, że pogrzebiemy wreszcie topos Matki-Polki, która ma pracować dla dobra społeczeństwa, dzieci i mężczyzny, a nie może się spełniać sama w tym co robi? Czy zdrowy egoizm musi się wykluczać z miłością do partnera i dzieci?