Nie chcą wystawiać recept na antykoncepcję, nie wysyłają na badania prenatalne, nie wykonują legalnych zabiegów aborcji. Dziennikarki "Newsweeka" sprawdziły, jak pracują lekarze, których podpisy widnieją pod "Deklaracją wiary".
Prof. Bogdan Chazan, wykładowca Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i szef Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie, to jeden z medyków "oświeconych Duchem Świętym". Dziennikarka "Newsweeka" poszła do niego i powiedziała, że poprzedniego wieczoru kochała się z partnerem, pękła prezerwatywa i boi się, że zaszła w ciążę. Poprosiła o tabletkę antykoncepcyjną działającą do 72 godzin po stosunku. "Jeżeli pani chciałaby wziąć taką pigułkę, musi się pani zwrócić do innego lekarza. Przykro mi" – odpowiedział ginekolog. Do kogo mogłaby pójść? "Nie znam takiego nazwiska – dodał.
Tym samym nagiął prawo, bo powinien wskazać pacjentce innego specjalistę, jeśli sam odmawia wypisania recepty. Poza tym, jak twierdzą eksperci, klauzula sumienia właściwie nie dotyczy recept. "Przepisywanie recept nie jest opinią ani orzeczeniem lekarza, zatem nie mieści się w procedurze sprzeciwu” – podkreśla w rozmowie z tygodnikiem Katarzyna Przyborowska, raca prawna z toruńskiej kancelarii Lege Artis specjalizująca się w prawie medycznym.
Inni lekarze, którzy podpisali "Deklarację wiary", zachowują się podobnie, jak prof. Chazan. Dr Jacek Wójciak ze szpitala ginekologiczno-położniczego w Krakowie odmówił przepisania tabletek "72 godziny po" zgwałconej 16-latce. "Do przychodni z nią" – stwierdził, kiedy dziennikarka "Newsweeka" opowiedziała mu jej historię podając się za matkę. Antykoncepcja? "Metoda brutalna. Wiąże się z konsekwencjami" – oznajmił.
Tak samo zareagowała Wioletta Burek, ginekolog ze szpitala w Nisku na Podkarpaciu. Co jeśli zgwałcona kobieta chce usunąć ciążę? "Nie, nie mogę. To nie jest problem ginekologiczny, tylko psychologiczny. Powinna pani iść do psychologa. U nas nie usuwa się ciąż" – to stanowisko pani doktor. Nie do końca zgodne z prawdą, bo szef oddziału ginekologiczno-położniczego w tej placówce u zaznacza w komentarzu dla "Newsweeka", że w każdym szpitalu w Polsce można usunąć ciążę z gwałtu. Także w Nisku.
Sprzeciw sygnatariuszy "Deklaracji wiary" budzą również czasem badania prenatalne. Maria Szczawińska, ginekolog ze szpitala im. Narutowicza w Krakowie, nie chciała wysłać na takie badania 36-latki, która obawia się, że nosi dziecko z wadami genetycznymi. "Jeśli już się na to zdecydowała, to znając życie pójdzie na takie badania. Pytanie jest jedno i zasadnicze: co zrobi, jeśli okaże się, że jest to dziecko chore? Czy dziecko zostanie zabite czy będzie żyło?" – zastanawiała się w rozmowie z dziennikarką tygodnika.
Taka jest właśnie rzeczywistość w wielu gabinetach specjalistów od ginekologii. Co gorsza, nie tylko w tych, gdzie "obsługują" podpisani pod "Deklaracją wiary" lekarze. "Nie ma tam wielu, którzy z różnych powodów nie chcą występować z otwartą przyłbicą, ale w zaciszu gabinetów chętnie pokażą pacjentowi, jak wygląda dominacja religii nad przysięgą Hipokratesa" – twierdzi prof. Zbigniew Szawarski, bioetyk z PAN.
Jeżeli ze względu na poglądy lekarz nie jest w stanie pełnić pełnego zakresu usług, które są
dopuszczalne i zgodne z prawem, powinien zająć się czymś, co nie będzie powodować u niego
dylematów moralnych. Na przykład okulistyką, dermatologią lub
sprzedażą marchewek.