Tajemnice zaginionego królestwa
Magdalena Micuła i Sergiusz Pinkwart
30 czerwca 2014, 15:47·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 czerwca 2014, 15:47Byli genialnymi matematykami i astronomami. Wiedzieli, że Ziemia jest okrągła na tysiąc lat przed Kopernikiem. Ale choć ich cywilizacja upadła, to wciąż mają się dobrze. Przekonaliśmy się o tym osobiście.
– Naprawdę uważasz, że nasza cywilizacja upadła i prawdziwych Majów już nie ma?
Jesus Gonzales uśmiecha się trochę ironicznie i stuka palcem wskazującym w swój wielki nos przypominający dziób tukana. Jest przewodnikiem po Chichen Itza – dawnej stolicy potężnego imperium, które miało szczęście upaść ponad dwieście lat przed najazdem hiszpańskich konkwistadorów. Dzięki tej klęsce podbój
Jukatanu nie polegał na rzuceniu na kolana jednego wielkiego królestwa, tylko na serii partyzanckich potyczek w tropikalnej dżungli i trwał sto pięćdziesiąt lat, a Majowie przetrwali, choć pozostała im do wykonania jedynie misja kustoszów symboli dawnej chwały.
Chodzimy wśród malowniczych ruin, kamiennych kolosów toczących od tysiąca lat nierówną walkę z żywiołową, tropikalną roślinnością. Nagle zieleń drzew ustępuje równej powierzchni wielkiego trawnika, a przed nami wyrasta wielka budowla, która wygląda, jakby jakaś tajemnicza siła przeniosła ją tu z dalekiego Egiptu. Wysoka na 30 metrów piramida ma z każdej strony schodki, ale turyści muszą obejść się smakiem. Od 2006 roku nie można się wdrapywać na szczyt gigantycznej konstrukcji. Czy był to grobowiec, wzorem gigantów wznoszonych przez faraonów nad Nilem? A może piramida była „jedynie” świątynią?
– El Castillo, to kalendarz! – prostuje nasz przewodnik, a potem recytuje szybko i równocześnie zagląda nam przez ramię, czy notujemy prawidłowe liczby – 18 wysokich tarasów odpowiada liczbie miesięcy roku kalendarzowego obowiązującego w świecie Majów. Po czterech stronach wiedzie na szczyt 91 stopni, czyli w sumie 364 – tyle ile dni w roku. Ostatni stopień – 365, prowadzi do zbudowanej na samym wierzchołku świątyni największego boga – Kukulkana. Podczas wiosennej i jesiennej równonocy, na schodach pojawia się migoczący cień przypominający wielkiego węża. Kukulkan, to właśnie „pierzasty wąż”, czasami utożsamiany z białym, brodatym mężczyzną, „który wyszedł z morza”. Ta legenda na początku szesnastego wieku zdezorientowała mieszkańców Ameryki. Szybko jednak przekonali się, że brodaci Hiszpanie nie są żadnymi bogami, nie da się ich przebłagać składaniem ofiar i na pewno nie mają zamiaru przynieść Majom pokoju i szczęśliwości.
Idziemy szeroką ścieżką w stronę świętej sadzawki – cenote. Stajemy nad chłodną taflą. Przez sześć wieków Majowie składali tu ofiary. Archeolodzy znajdowali rytualnie połamane precjoza, ale też liczne kości ludzkie. Mieszkańcy Jukatanu nie byli aż tak krwiożerczy jak Aztekowie ze środkowego Meksyku, którzy rzeczywiście nurzali się w krwi jeńców wojennych, ale nie byli wyłącznie pacyfistycznie nastawionymi naukowcami i sportowcami. Jeden z zachowanych budynków pełnił funkcję obserwatorium astronomicznego. Wyniki badań zapisywano starannym pismem obrazkowym na kamiennych okręgach. Jedna z takich stall wywołała niedawno sporo zamieszania, bo po odczytaniu okazało się, że kalendarz Majów kończy się na 21 grudnia 2012 roku. Na szczęście grudzień tamtego roku minął spokojnie, a potem zaczął się następny rok i żadnego końca świata nie było. Może dlatego, że świat zaczął się przygotowywać do brazylijskiego Mundialu. Majom by się to podobało. Zachowały się też „orliki” z dwunastego wieku – niewielkie boiska do gry w piłkę – prawdziwej namiętności pierwotnych mieszkańców Ameryki.
– Co się takiego stało, że cywilizacja Majów upadła?
Jesus Gonzalez wzrusza ramionami i nieokreślonym gestem wskazuje zielone drzewa oplatające kamienne ruiny. Naukowcy piszą o tym upadku długie rozprawy. Sytuacja jest skomplikowana, bo upadek Chichen Itza nie był dla Majów pierwszym „końcem świata”. W czasach, gdy po drugiej stronie Atlantyku Mieszko I jednoczył pod swoim berłem ziemie Polan i Wiślan, kilkaset tysięcy Majów opuściło wspaniałe miasto Tik’al (dziś w Gwatemali) i przenieśli się na północ Jukatanu. To samo wydarzyło się w trzynastym wieku w Chichen Itza. Dlaczego? Czy wyjałowiła się ziemia, a miasto zbyt rozrosło? Uprawa kukurydzy, papryki i hodowla indyków nie wystarczały by wyżywić rosnącą populację miasta?
Hiszpańscy konkwistadorzy, którzy przybyli do Chichen Itza w szesnastym wieku, zwiedzali już tak jak i my – ruiny dawnej cywilizacji. Zastanawiali się jednak, czy nie powinna tu być stolica całego Meksyku. Potem jednak, aż do XIX wieku budowle stały zapomniane. Dopiero turyści zachwycili się tajemniczymi i niezwykle romantycznymi ruinami. Dobrze zachowana świątynia Kukulkana, nazwana przez konkwistadorów „El Castillo” (forteca) rozbudzała wyobraźnię. Archeolodzy badają ją do dzisiaj, odkrywając jej zaskakujące tajemnice: wewnętrzne korytarze i drugą sekretną świątynię pod zewnętrzną warstwą kamiennych płyt.
Upał wisi w powietrzu, turyści powoli wracają do autokarów. Za kilka godzin, przy wieczornym drinku na tarasie hotelu w Cancun, będą rozmawiać o mocnych wrażeniach z całodziennej wycieczki. A nasz przewodnik wróci do swojego małego domku, i tak jak Majowie przed wiekami nakarmi indyki i zasiądzie do kukurydzianych placków z ostrą papryką.