W brytyjskich szkołach publicznych i na uczeniach wyższych uczniowie i studenci nie będą się już uczyć, że życie na Ziemi zostało stworzone przez Boga. Rząd zakazał nauczania kreacjonizmu. Przeciwnicy tego nurtu wieszczą sekularny triumf.
W opublikowanych w ubiegłym tygodniu dokumentach dotyczących finansowania edukacji znalazły się klauzule wyraźnie odnoszące się do kreacjonizmu i zakazujące nauczania go w szkołach. Kreacjoniści nie traktują Księgi Rodzaju jako metafory – biorą ją bardzo dosłownie. Wierzą, że Bóg stworzył świat w siedem dni.
W dokumentach tych kreacjonizm jest definiowany jako "każda doktryna czy teoria, w myśl której naturalne procesy nie są przyczyną historii, różnorodności i złożoności życia na ziemi i w związku z tym odrzucająca naukową teorię ewolucji". Dodaje się także, że kreacjonizm jest odrzucany nie tylko przez społeczność naukową, ale także przez większość kościołów.
Kreacjonizm, zdaniem twórców dokumentu, jest "niezgodny z stanowiskiem środowisk naukowych, nie stosuje także naukowych metod, i jako taki nie powinien być prezentowany uczniom jako teoria naukowa".
Dla tych, którzy od lat walczą o usunięcie religii ze szkół, to ogromny sukces. Takiego zdania jest między innymi British Human Association, która dążyła do tej zmiany od 2011 roku.
Stowarzyszenie cieszy się z sukcesu, jego przedstawiciele zaznaczają jednak, że to tylko połowiczny triumf, ponieważ wciąż jest wiele finansowanych przez rząd kreacjonistycznych żłobków czy prywatnych szkół. – Będziemy kontynuować nasze wysiłki, by wprowadzić zmiany w pozostałych dziedzinach – powiedział Pavan Dhaliwal z BHA.