- Media zabiją 77 niewinnych ludzi po raz drugi. Potem po raz trzeci, następny, i znów. Przestaną ich zabijać dopiero wówczas, gdy „temat” przestanie się sprzedawać, przestanie przynosić zysk - pisze bloger naTemat, Jerzy Naumann. Czy jednak tak wygląda prawda o dzisiejszych mediach? - Dziennikarze muszą zdawać sobie sprawę ze skutków swojego zachowania. My nie funkcjonujemy jako mechaniczne urządzenia do podbijania rzeczywistości - odpowiada Andrzej Jonas. Jak tłumaczą się inni dziennikarze?
Zdaniem naszego blogera, mediom wystarczy podanie informacji o rozpoczęciu procesu i wyroku jaki może zapaść, by sprzedać temat. Oburzony prawnik twierdzi, że dziennikarzom zależy tylko na tym, by na tragedii zarobić. - W sprawie Breivika, nolens volens, współoskarżone stają się media, które zapomniały o swojej społecznej roli. A raczej – wyzbyły się tej roli, bo ona jest… niepopłatna. Jako listek figowy przypną sobie funkcję informacyjną, ale ten listek niczego nie przysłoni, lecz tylko obnaży ohydę. Bo ohydne jest lansowanie mordercy kosztem niewyobrażalnej tragedii ofiar – dla własnego (mediów) zysku - twierdzi Jerzy Naumann.
Czy rzeczywistość współczesnych mediów jest naprawdę tak smutna, że najbardziej lubią żerować na tragedii i robić bohaterów ze zbrodniarzy? Z tak kategoryczną oceną nie zgadza się Piotr Chęciński z redakcji zagranicznej TVP Info. - Absolutnie nie chcę stawiać się w roli adwokata wszystkich. To jest bardzo szerokie pojęcie "media". Jeżeli wrzucimy wszystkich do jednego worka: telewizje informacyjne, zwykłe telewizje z serwisami informacyjnymi, fotografów, paparazzi , korespondentów i publicystów, powstaje miks, który trudno ocenić - tłumaczy. I dodaje, że na pewno w grupie tabloidów publikacje skupiają się bardziej na szczegółach. Czasem drastycznych, jak opis zbrodni i tego, co Anders Breivik mówi na sali sądowej, jak się na niej zachowuje.
Taki mamy obowiązek
- Obowiązkiem telewizji informacyjnej jest pokazywanie bieżących, najważniejszych wydarzeń. I trudno jest odnieść wrażenie, że nie jest to wydarzenie istotne. Patrząc na wczorajsze serwisy informacyjne w Polsce, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji, prawie wszyscy dawali ten proces jako numer jeden. Musimy więc odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ten jest on interesujący dla opinii publicznej. Ja twierdzę, że jest - mówi dziennikarz, który obecnie zajmuje się m.in. relacjonowaniem tego procesu. Były wieloletni korespondent zagraniczny "Gazety Wyborczej" Bartosz Węglarczyk przypomina natomiast, że to po prostu sytuacja w Europie nietypowa. - W Stanach Zjednoczonych są nawet specjalne kanały poświęcone procesom sądowym. Natomiast w Europie nie mamy takiego zwyczaju dokładnego śledzenia procesów na żywo. Ale w tej sytuacji, to jest zrozumiałe. To wielka sprawa, prawdopodobnie jedno z najważniejszych wydarzeń w Norwegii od czasów II wojny światowej. Trudno mi wyobrazić sobie, by media nie miały się tym zajmować - mówi.
- Ja osobiście nie czuję potrzeby słuchania o Breiviku, ale rozumiem dlaczego media się tym zajmują - dodaje Węglarczyk. Zwraca jednak uwagę, że wiele zależy od tego, jak to robią. Bowiem Superstacja relacjonując rozpoczęcie norweskiego procesu zaproponowała widzom na przykład SMS-ową sondę, czy oskarżony zasługuje na karę śmierci. - To totalna głupota - ocenia dziennikarz. - W przypadku przestępstw na tle politycznym, czy rasistowskim jest problem, by relacje z procesu nie był tubą dla takich poglądów. Jak to robić? Ja chciałbym, by media relacjonowały to, co dzieje się w sądzie, ale nie dawały głosu Breivikowi. Myślę, że to kwestia odpowiedzialności społecznej, etyki dziennikarskiej - tłumaczy.
Najważniejsze są ofiary
Zdaniem Bartosza Węglarczyka, bardzo ważna dla dziennikarzy zajmujących się tą sprawą powinna być świadomość, że najważniejsze są ofiary i ich rodziny. - Ich trzeba przede wszystkim chronić. Breivik nie mówi nic interesującego. Ten jego tekst jest bełkotem, kompletnie bez znaczenia i za parę lat nikt nie będzie o nim pamiętał. To tak, jak było z Tedem Kaczynskim, który też napisał swój manifest, którego nikt już nie pamięta - podsumowuje. Podobnie uważa Chęciński. - Co jest w tym ważne? Czy to, w jaki sposób Breivik dokonał zbrodni, albo czy wygłasza manifesty tej, czy innej treści? Uważam, że nie. I to, co dzisiaj zrobiła sędzia, czyli utajniła część, podczas której Breivik wygłaszał swoje oświadczenie było bardzo dobre. Ponieważ nikogo nie korci teraz, by wyemitować to jako pierwsi - uważa.
Mimo tego, dzisiaj z sali sądowej i tak przeciekły słowa, którymi bronił się Anders Breivik. Trudno więc dziwić się, że są osoby objawiające się, iż w relacjach z procesu wina zabójcy zejdzie na drugi plan. - Media skupią się na wykreowaniu zbrodniarza; stanie się bohaterem newsów; prasa wpuści go w nasze życie, wplecie, przyswoi - twierdzi Jerzy Naumann. - Trzeba się zastanowić przede wszystkim nad tym, jakie czyhają niebezpieczeństwa. Na przykład rozpowszechnianie takich postaw, wytwarzanie siły przyciągania do szaleństwa i ekstremalnych poglądów. Tego trzeba unikać. Jak również tego, by nasze publikacje mogły wywołać przeciwną reakcję, czyli atak wściekłości, żądanie kary śmierci - tłumaczy Andrzej Jonas, redaktor naczelny "The Warsaw Voice".
- Każde medium, zależnie od tego jaką ma grupę odbiorców, będzie konstruowało swój przekaz inaczej. Myślę, że informacje powinny być bardzo oszczędne, a w sferze publicystyki trzeba się zastanawiać nad problemem, a nie epatować odbiorców szczegółami szaleństwa, albo dramatem ofiar. Na ten temat wiemy już tyle, ile powinniśmy wiedzieć - dodaje jeden z najbardziej doświadczonych dziennikarzy zajmujących się tematyką zagraniczną. - Dziennikarze muszą sobie zdawać sprawę ze skutków swojego zachowania. My nie funkcjonujemy jako mechaniczne urządzenia do podbijania rzeczywistości. Obserwowane przez nas zjawiska w jakiś sposób przetrawiamy dokonując selekcji materiału. W tego typu sprawach świadomość społecznych skutków przekazu dziennikarskiego jest niezbędna - podkreśla Jonas.
Jak rozumiem idealną wg Pana sytuacją byłoby przemilczenie procesu, bo wiąże się z pokazywaniem sprawcy. Masakrę 77 osób też przemilczmy, bo przecież dla Breivika wszystkie zabójstwa były narzędziem, by zaistnieć.