Nowa Prawica może zacząć się rozglądać za koalicjantem, bo sondaż daje KNP 10 proc. Jedynym wyborem może być PiS, z którego odszedł Przemysław Wipler. – Mój, i kogokolwiek innego, komfort będzie w takiej sytuacji najmniej istotny – mówi w "Bez autoryzacji" poseł.
Janusz Korwin-Mikke. nie złożył jeszcze ślubowania, a już pierwsza porażka w PE – nie udało mu się stworzyć frakcji. Tak to będzie wyglądało przez kolejne pięć lat?
Korwin-Mikke przelicytował przy tworzeniu frakcji? Bo podejrzewam, że słowa Geerta Wildersa to tylko zasłona dymna i poszło o stanowiska i czas wystąpień.
Panie redaktorze, informuję pana, że do stworzenia frakcji potrzeba polityków z siedmiu krajów. Zdaliśmy się na Front Narodowy, liderem tego projektu była pani Marine Le Pen i to ona wzięła na siebie ciężar zgromadzenia posłów z siedmiu krajów. Nie udało jej się to, zebrała europosłów z tylko sześciu krajów i dlatego frakcja nie powstała.
Postanowiliśmy wziąć inicjatywę na siebie i poszukać partnerów, żeby reprezentowanych było siedem krajów. Ale żadne wewnętrzne negocjacje dotyczące podziału głosu w wystąpieniach czy innych rzeczy, które się w takim momencie negocjuje nie miały znaczenia. Problem był kardynalny, fundamentalny: brakuje siódmego kraju.
Frakcję można powołać w każdym momencie kadencji i przestajemy zdawać się na naszych partnerów z Francji i sami przejmiemy inicjatywę. Będziemy poszukiwać posłów z siódmego kraju, a żeby było bezpieczniej nawet dwóch.
Czterech posłów KNP ubierze worki pokutne i pójdzie do frakcji Nigel’a Farage’a?
Z Faragem mamy taki problem, że jest antypolski. Na wiecu mówił, że w Birmingham widział 16-letnią dziewczynkę, która żaliła się, że nie może dorobić po szkole, w szwalni, bo nie znała polskiego. To człowiek, który podsycał nastroje antypolskie podczas kampanii wyborczej.
Poza tym – paradoksalnie – jest elementem tego unijnego establishmentu, jest zawodowym, umiarkowanym, choć barwnym, eurosceptykiem, który jednak trzyma się mocno ustalonych przez rozdających karty reguł. Jest koncesjonowaną opozycją. Mamy nadzieję, że mocna, twardo eurosceptyczna opozycja będzie miała swoją frakcję, że uda nam się znaleźć partnerów z siódmego kraju.
Jak daleko były zaawansowane te negocjacje? Siódmy kraj wykruszył się na koniec czy od początku były problemy z jego znalezieniem?
To był na tyle dynamiczny proces, że nie ma sensu go tutaj przytaczać. Przypomnę tylko, że jeszcze w zeszłym tygodniu wydawało się, że sam Farage też nie będzie miał frakcji, bo Finowie i Duńczycy, którzy dotychczas byli u niego, przeszli do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Ta migracja, która wynika z tego, że jest wielu posłów eurosceptycznych, z wielu krajów, wielu partii, powoduje, że to było bardzo dynamiczne.
Korwin-Mikke chwali się na Facebooku, że udzielił 30 wywiadów. Pisze: „stałem się absolutnie rozpoznawalny w PE, choć jeszcze nie zaczął on działać. Oczywiście - stara technika: najpierw trzeba trochę o kobietach, Hitlerze itp…”.
(śmiech) Tak było.
Tak Korwin będzie budował swoją rozpoznawalność w Brukseli i Strasburgu?
Janusz Korwin-Mikke kilka tygodni temu mówił u redaktora Kraśko, że Polską rządzą złodzieje. Redaktor Kraśko pytał gdzie on ich widzi. Teraz wiemy, że ci złodzieje biesiadują u Sowy i Przyjaciół i w Amber Roomie, bawiąc się na nasz koszt. Tak samo będzie w Parlamencie Europejskim. Janusz Korwin-Mikke mówił, że to co się tam dzieje, to – delikatnie mówiąc – bałagan.
Jestem przekonany, że to czas, kiedy wielu Polaków i europejczyków dostrzeże, że jego postrzeganie korupcji, nepotyzmu i marnotrawstwa w Brukseli i Strasburgu jest prawdziwe. Tak jak teraz dostrzegają, że jego diagnoza problemów oraz rozwiązania dotyczące Polski są słuszne i trafne oraz odpowiadają ich odczuciom.
Nowy sondaż, choć ponad rok przed wyborami…
A ile jest pan gotów postawić, że nie będzie wcześniejszych wyborów?
To prawda, jest taka możliwość.
No właśnie, nie byłbym taki pewny, że wybory będą za rok.
Patrząc na układ możliwych koalicji PiS-owi zostaje tylko KNP. Bylibyście gotowi rządzić z Kaczyńskim?
Nie będziemy się na ten temat wypowiadać, bo nie ogłoszono jeszcze wyborów. A nawet jeśli zostaną ogłoszone, to o koalicjach będziemy rozmawiać po wyborach. Naszym celem jest jak największa reprezentacja posłów, którzy nie chcą zmiany rządu, ale chcą zmiany systemu, zmiany ustroju w Polsce.
Na taki, gdzie politycy nie będą decydować o cenach benzyny, nie będą decydować jaka spółka da jakiej gazecie reklamy, chcemy kraju, gdzie politycy będą mogli jak najmniej mieszać w naszym życiu i wydawać jak najmniej naszych pieniędzy. I na tym się skupiamy, a nie na tym jakie cząstkowe reformy i z kim przeprowadzać. Koalicja jest pochodną werdyktu wyborców, niezależnie, czy będzie to jesień tego, czy przyszłego roku.
Odszedł pan z PiS w proteście przeciw programowi gospodarczemu tej partii. Nie będzie panu przeszkadzała ponowna współpraca z tymi ludźmi?
Polityka to obszar, gdzie nie myśli się o własnym komforcie, ale o tym, jak najsilniej wpływać na to, co dzieje się w Polsce i jak realizować nasz program. Mój, i kogokolwiek innego, komfort będzie w takiej sytuacji najmniej istotny. Istotne będzie to, czy będziemy w stanie obniżać i upraszczać podatki, zmniejszać liczbę biurokratów, którzy żyją na nasz koszt, reformować system podatkowy i emerytalny. To rzeczy, w zakresie których będziemy oczekiwać deklaracji od naszego partnera, jeśli będziemy go potrzebować. I jeśli taki będzie.
Czego spodziewa się pan po Donaldzie Tusku w Sejmie? Ta informacja na temat afery taśmowej ma sens czy będzie próbą przekonania, że nic się nie stało?
Będzie taka próba, ale nieudana. Ale to normalne i oczywiste, że po takiej aferze, takim skandalu, jaki wstrząsa od dwóch tygodni Polską minimum przyzwoitości rządu to próba opowiedzenia co się stało klubom opozycyjnym, posłom opozycji, i jednocześnie wysłuchać pytań. Będziemy mogli zadać publicznie pytania dotyczące tego, co usłyszeliśmy na taśmach, dowiedzieliśmy się jak robiona jest polityka w Polsce i myślę, że to będzie bardzo pouczające.
Rozumiem, że to właśnie te pytania sprawią, że to będzie nieudana próba przekonania, że nic się nie stało?
Donald Tusk, czegokolwiek by nie mówił, stracił zdolność przekonywania swoich wyborców, nawet tych twardych. Jest w sytuacji, w której jego ministrowie mówią, mają poczucie humoru, na poziomie żuli. Jego rząd stracił autorytet, i w kraju, i za granicą. Al Jazeera publikuje teksty o łamaniu praw człowieka i wolności mediów w Polsce. Bloomberg i „Wall Street Journal” piszą o Marku Belce per „najgorszy szef banku centralnego w Europie” i że jego koledzy z innych banków centralnych powinni mu wytłumaczyć, że nie może dłużej sprawować tego stanowiska.