Sporo może wkrótce stracić Tomasz Karolak. Znany z popularnych seriali, prowadzenia własnego teatru i reklam aktor właśnie stał się obiektem bojkotu katolickich fundamentalistów. Wszystko przez udział w czytaniu tekstów z "Golgota Picnic". - Czy powinienem w odpowiedzi namawiać do bojkotu Kościoła? O nie, to byłoby bez sensu! Protestuję tylko przeciwko ksenofobii - odpowiada artysta w rozmowie z naTemat.
- To cenzura! - tak na antenie TVP Info o kampanii fundamentalistów katolickich i środowisk skrajnie prawicowych przeciwko spektaklowi "Golgota Picnic" mówił w Tomasz Karolak. Obrona wolności w teatrze nie skończyła się tylko na słowach. W miniony weekend był też jednym z aktorów, którzy urządzili seanse czytania tekstu sztuki Rodrigo Garcii.
To rozwścieczyło rosnącą z dnia na dzień grupę przeciwników "Golgota Picnic". "Proponuję wysłać krótkie powiadomienie do zarządu TVP, że z dniem dzisiejszym wraz z cała rodziną przestajecie oglądać produkcje TVP z udziałem Tomasza Karolaka" - zachęca twórca akcji mającej na celu bojkot produkcji z udziałem Karolaka. Ten apel szybko zaczęły publikować najpopularniejsze konserwatywne media.
Przez strach fundamentalistów przed spektaklem "Golgota Picnic" Tomasz Karolak i jego pracodawcy mają sporo do stracenia. Aktor gra w najpopularniejszych serialach produkowanych nie tylko przez TVP, ale także stacje komercyjne. Oprócz tego od kilku lat z powodzeniem prowadzi warszawski Teatr IMKA. Jeśli bojkot okaże się powodzeniem, straty mogą iść więc w miliony złotych.
W rozmowie z naTemat aktor przekonuje jednak, że fundamentaliści niezbyt skutecznie go wystraszyli i na pewno nie zmuszą do autocenzury na scenie.
Za czytanie "Golgota Picnic" czeka Pana teraz bojkot. Może lepiej było milczeć...
Tomasz Karolak: To zachowanie środowisk katolickich świadczy tylko o ich słabości. I raczej sugeruje, że daleko im do stosowania chrześcijańskich zasad w praktyce. Gdyby przecież poczuli się urażeni moim czytaniem tekstu "Golgota Picnic", to powinni byli nadstawić drugi policzek. My, aktorzy, tak postąpiliśmy i wystawiliśmy się na opluwanie. Myślę jednak, że tu nie chodzi o realny bojkot produkcji z moim udziałem. Po prostu jestem osobą związaną z telewizją, medialną. Dla nich fajnym kąskiem, by się do mnie przyczepić i robić sobie publicity.
Naprawdę nie obawia się Pan tego bojkotu? Te środowiska rosną w siłę.
Ja sądzę raczej, że to są środowiska, które nie wiedzą, co czynią. Oni nie mają pojęcia, dlaczego protestują. Ważne jest tylko to, by znaleźć sobie jakiegoś wroga. To również nie jest zbyt chrześcijańskie. A ja tymczasem nie mam sobie nic do zarzucenia. Przeczytałem tekst "Golgota Picnic" i wiem, że nie ma tam nic kontorwersyjnego. Ten tekst nie obraża uczuć religijnych. Protestujący też dowiedzieliby się tego, gdyby tylko tekstu wysłuchali. Woleli jednak uderzać w bębenki i przekrzykiwać aktorów. Jest mi przykro, ale się nie obawiam, bo o niektórych portalach wzywających do tego bojkotu pierwszy raz w ogóle usłyszałem...
Artur Barciś w komentarzu dla naTemat oceniał jednak, że część aktorów po tym wszystkim może się wystraszyć. I autocenzurować w obawie o pracę, środki od życia.
To byłaby sytuacja tragiczna. Oznaczałaby zapanowanie powszechnej cenzury obyczajowej. Przestrzeń artystyczna sceny teatralnej, czy filmu jest od zawsze przestrzenią wolną. Tylko od widza zależy, czy mu się to podoba. A jeśli się ona mu nie podoba, to na daną sztukę po prostu nie idzie. Zaś jeżeli chce się zabierać głos w jakiejś sprawie, warto dowiedzieć się, o co w niej naprawdę chodzi.
Choć mnie bardzo pasowałaby rola męczennika showbiznesu. Bo oni ze mnie zaraz takiego męczennika zrobią. Choćby przez to, że piętnują mnie teraz w zupełnie w niechrześcijański sposób. A ja przecież nikogo nie zmuszam do oglądania produkcji z moim udziałem. Czy pownieniem w odpowiedzi namawiać do bojkotu Kościoła? O nie, to byłoby bez sensu!
Jak więc na to wszystko powinni reagować artyści?
Trzeba rozmawiać, próbować się dogadać. Z tym, że nie po raz pierwszy podkreślam, że zgrozą jest to, co się ostatnio dzieje w polskiej kulturze, gdzie zaczyna brakować miejsca na dialog. Warto też zaznaczyć, że "Golgota Picnic" sama w sobie nie jest jakimś absolutnym arcydziełem. Nie można jednak też przekonywać, że jest ona w stanie naruszyć trwałość wiary, czy Kościoła w Polsce. Ja protestuję więc przeciwko ksenofobii i takiemu wizerunkowi chrześcijanina, jaki przedstawiają protestujący przeciwko sztuce. Ci ludzie przecież bili się z policją. Coś tu jest zatem nie tak...
Może to czas na reakcje na wyższym poziomie. Sądzi Pan, że reagować powinno na przykład Ministerstwo Kultury?
Ministerstwo wydało oświadczanie, w którym potwierdza, że praca artysty jest musi być wolna od jakiejkolwiek cenzury i narzucania określonego z góry stylu. Coś się więc na tym poziomie też dzieje. Tylko, że ja gorąco wierzę, iż człowiek z człowiekiem naprawdę zawsze może się dogadać. Trzeba jednak tego chcieć, a oni obrażają się tylko na tytuł, w którym jest "piknik" i "golgota" . Tymczasem przedstawienia niesie ze sobą zupełnie co innego.
Bo protestujący nie mają zbytniej ochoty na dialog. Oni od razu od słów przechodzą do czynów...
Ja się na razie nie czuję w żaden sposób zagrożony. Jeśli poczuję się zagrożony przez nich fizycznie lub zauważę, że zagrożona może być moja rodzina, wówczas na pewno poproszę o pomoc policję. A wszystkich, którzy będą mnie obrażać, będą pozywał do sądu.
Prawie dekadę po śmierci Jana Pawła II zapomnieliśmy chyba w Polsce, że był on nie tylko człowiekiem Kościoła, ale i sztuki, teatru. Gdyby Jan Paweł II żył, te protesty miałby wsparcie w Watykanie?
Po pierwsze warto zwrócić uwagę na fakt, że "Golgota Picnic" przyjechała do nas z Argentyny, która jest bardzo katolickim krajem. To więc nawet nie wymaga komentarza. Natomiast przypomnijmy, że Jan Paweł II był aktorem Teatru Rapsodycznego założonego przez Mieczysława Kotlarczyka. Myślę, że niewiele osób spośród protestujących przeciwko "Golgota Picnic" w ogóle cokolwiek na ten temat wie. Pewnie nie mają też pojęcia, że Jan Paweł II całe życie korzystał z tego, czego nauczył się w teatrze Kotlarczyka. Choćby wygłaszając charyzmatyczne homilie i przemówienia.
I tamten Teatr Rapsodyczny, w którym grał Karol Wojtyła przemycał poprzez wysoką kulturę pewne wolnościowe treści, przez co w okresie swojego istnienia miał przecież ogromne problemy. Proszę zauważyć, jak to się paradoksalnie teraz odwraca. Sądzę więc, że gdyby Jan Paweł II wciąż żył, na pewno nie pochwaliłby tego, że protestujący po prostu nie wpuszczają ludzi do teatru. Bo można protestować, ale nie można uskuteczniać jakiejkolwiek przemocy.
Aktor o bojkocie wymierzonym w Tomasza Karolaka za "Golgota Picnic"
To wszystko idzie w bardzo złym kierunku. Ingerencja różnych środowisk wchodzi coraz dalej w granice sztuki. Prawdę mówiąc jestem tym naprawdę przerażony. Jeśli poglądy aktora maja tak wielki wpływ na wybory widzów, nic na to nie poradzimy. Jednak my, aktorzy też jesteśmy obywatelami tego kraju i mamy prawo do własnych poglądów.
Pisarka o kontrowersjach wokół sztuki "Golgota Picnic
Sztuka rozwija się poprzez przekraczania granic. Autor pierwszego w historii sztuki aktu równie był osądzany od czci i wiary. To się musi skończyć, jesteśmy w XXI w.! Choć tak naprawdę, mam wrażenie, że protestujący nie mogli zrobić swoim przeciwnikom lepszej reklamy.