
To stały arsenał przeciwników płacy minimalnej, których nie brakuje i w Polsce. Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha podkreśla, że istnieją dowody na to, że wzrost płacy minimalnej oznacza wzrost bezrobocia. Jego zdaniem pracodawcy są wtedy zmuszani do zwalniania pracowników, których pracę wyceniają poniżej poziomu najniższego przewidzianego prawem wynagrodzenia. Podnoszenie płacy minimalnej powoduje też pogłębianie się szarej strefy, co z kolei nie jest dobrą informacją dla skarbu państwa.
W PRL-u rząd decydował o wysokości wynagordzeń oraz poziomie cen produktów spożywczych, mieszkań, samochodów czy mebli i jakoś od tego wszyscy nie stawali się bogatsi. Doborbytu nie da się zadekretować.
Ekonomista z Centrum im. Adama Smitha zwraca również uwagę na to, że nie ma logicznych podstaw do ustanawiania jednolitego poziomu płacy minimalnej w całym kraju. Jak podkreśla, rząd ustalił różny poziom dopłat do mieszkań dla młodych w różnych miastach. A to oznacza, że rozumie, iż w poszczególnych regionach koszty życia są inne. Dlaczego więc te odmienności nie są uwzględniane w wypadku płacy minimalnej?
Płaca minimalna ma jednak i swoich zwolenników. Prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych twierdzi, że nie istnieje prosta zależność między poziomem płacy minimalnej lub jej podnoszeniem a dynamiką wzrostu bezrobocia. Powołując się na dane GUS zauważa, że czasami najniższe ustawowe wynagrodzenie współgra ze spadkiem liczby osób bez pracy. Tak było na przykład w Polsce w 2012 roku. Na badania prof. Kabaja powołuje się też Jan Guz, szef OPZZ, który uważa, że płaca minimalna w Polsce jest zbyt niska.
Od lat walczymy o to, żeby płaca minimalna wynosiła co najmniej połowę średniej krajowej liczonej według metodologii GUS. Czekamy na to już 25 lat. Choć w Europejskiej Karcie Społecznej zapisano, że najniższe wynagordzenie powinno stanowić 60 proc. średniej krajowej.
Zarówno Jan Guz jak i analitycy FOR uważają, że obecnie metoda ustalania płacy minimalnej jest niewłaściwa. I związkowcy, i ekonomiści związani z prof. Balcerowiczem przekonują, że poziom najniższego wynagrodzenia w Polsce z tytułu umowy o pracę powinien wyznaczać algorytm - co roku płaca minimalna powinna być podnoszona o poziom inflacji i 2/3 poziomu wzrostu PKB. Dzisiaj jednak jest ona ustalana przez rząd w wyniku konsultacji w komisji trójstronnej. W 2014 roku pensja minimalna wzrosła o 80 zł i wynosi teraz 1680 zł brutto.
Dyskutując o płacy minimalnej często zwraca się uwagę na krótkoterminowe efekty takie jak wzrost cen. Zapomina się jednak o tym, że długoterminowo płaca minimalna ma pozytywne skutki dla pracowników. Dostrzegły to takie kraje jak Niemcy.
Czy dla Jana Guza 8,5 euro za godzinę to "absurd"? Nie, ale szef OPZZ przyznaje, że jak na uwarunkowania gospodarcze w Niemczech to dość wysoki poziom. Na koniec Guz przywołuje jeszcze jeden argument, którego często używają zwolennicy podnoszenia płacy minimalnej. Jego zdaniem wzrost wynagrodzeń w Polsce nie idzie w parze ze wzrostem produktywności. Skoro pracujemy bardziej produktywnie, to dlaczego nie widać tego w dynamie wzrostu płac? To jest jednak pytanie na osobną dyskusję.