W podstawówce śmigałam codziennie po lekcjach. Kolana i łokcie miałam zdarte, ale wszyscy wtedy jeździliśmy a rolkach i w ten sposób spędzaliśmy każdą wolną chwilę. Na rolkach nie jeździłam od czterech lat. Nowiutkie, stały w piwnicy i czekały na lepsze czasy. No i się doczekały!
Już kilka razy pod swoim artykułem przeczytałam, że się wymądrzam na temat idealnej sylwetki, bo sama pewnie latam na siłownię i fitness. Wstyd się przyznać, ale ja, która nawołuję was do aktywności, sama na regularne ćwiczenia nie znajduję czasu. Powód: w tygodniu do domu wracam ok. 18:30 i wtedy wszystko poza moim synem schodzi na drugi plan. Nie wyobrażam sobie spakować się na trening i zamiast czytać z nim o mrówkach i rohatyńcach, gotować razem kolację i śmiać się, miałabym pocić się samotnie na bieżni, wśród obcych ludzi.
Wiem, że mój przypadek nie jest wyjątkiem. Częstym dylematem pracujących rodziców jest to, czy wygospodarować chwilę na aktywność, czy lepiej spędzić tę chwilę z dzieckiem. A gdyby tak połączyć jedno z drugim? Wystarczy założyć na nogi rolki, namówić męża, żeby założył swoje, małemu (ma 2,5 roku, więc na rolki ciut za wcześnie) wręczyć jego ukochany rowerek i … jazda!
Codziennie wracając z pracy tramwajem, mijam Stadion Narodowy, na którym aż roi się od całych rodzin i grup przyjaciół. Nie piją piwa. Przeciwnie. Spotykają się tam, by pojeździć na: rolkach, longboardach, deskach, hulajnogach. Gładka, nowa nawierzchnia asfaltu i fajnie zorganizowana przestrzeń zachęcają do takich form aktywności.
Któregoś dnia postanowiłam sobie, że od dziś i moja rodzina tak będzie spędzać czas wolny. Dojazd jest idealny. Wysiadka na przystanku Stadion Narodowy lub Al. Zieleniecka. Jeśli podejdziecie do jednego z wejść stadionu, możecie usiąść na ławce i zamienić zwykłe buty, na te na kółkach, założyć kask (ja jeszcze go nie posiadam, ale planuję kupić) i w drogę!
Za pierwszym razem, po tak długiej przerwie, myślałam, że wywinę orła i zedrę nie łokcie czy kolana, ale skórę z całej twarzy. Na szczęście obok był mój mąż, który zdecydowanie lepiej zapamiętał, jak utrzymać równowagę i mnie złapał… Ale spokojnie, jeśli jeździliście wcześniej na rolkach czy łyżwach, jest z nimi podobnie, jak z jazdą na rowerze – nie da się tego zapomnieć. Po kilku mniej zgrabnych szusach – szybko załapałam technikę jazdy.
Teren wokół stadionu nie jest płaski: raz z górki, raz pod górkę, więc w ciepłe dni jeżdżąc w tę i z powrotem, można się naprawdę nieźle zmęczyć! Otuchy dodają inni rolkarze, którzy są naprawdę na zupełnie różnych stopniach zaawasowania: od początkujących, po wykonujących tricki i skoki. Akurat tych ostatnich nie planowałam testować.
Jazda na rolkach – wciąga i jak każdy wysiłek na świeżym powietrzu daje oprócz uczucia szczęścia (endorfiny), wrażenie dotlenienia organizmu i kompletnego relaksu. Uwierzcie, godzina na rolkach jest nieporównywalnie cenniejsza niż godzina w klimatyzowanej Sali do fitnessu. Szczególnie jeśli spędza się ten czas w ulubionym towarzystwie.
Usłyszałam od przyjaciela, że w niektóre czwartki, odbywa się impreza tzw. Night Skating. Warszawiacy na rolkach jeżdżą po gładkich, miłych dla rolek terenach (byli również m.in. na stadionie). Cudna impreza, na której marzę, żeby się znaleźć. Ale nie w takiej formie, w jakiej jestem teraz! Zanim tam pojadę, wraz ze znajomymi, muszę się rozruszać, żeby nie narobić sobie obciachu ewidentnym brakiem kondycji.
Bo jednak pomimo, że jestem aktywna, codziennie chodzę na spacery, raz w tygodniu na basen, niestety, mam siedzący tryb pracy, który potwornie rozleniwia mięśnie. I po pierwszym razie na rolkach zakwasy miałam dosłownie wszędzie. Nawet na plecach! Nie wspominając o brzuchu – nie mogłam się na drugi dzień śmiać, tak bolały. I dobrze, znaczy, że przypomniały sobie, do czego służą!
Rozmawiałam z trenerką fitness Justyną Tkaczyńską, która polecała mi jazdę na rolkach jako jeden z najlepszych sposobów aby wyrzeźbić tylne partie nóg i pośladki. Dlatego z przyjemnością ruszyłam na rolki po raz kolejny i jeszcze kolejny. I pomimo, że nie planuję tego sportu traktować wyczynowo, tylko stricte rekreacyjnie, już widzę ile mi daje, poza pracą mięśni (które czuję za każdym razem) – radość, relaks i naprawdę dobrą zabawę. Oraz zero kosztów. To dowód na to, że niewielkim nakładem środków i wysiłku można spędzać czas aktywnie. A w dodatku – z bliskimi. Do czego was gorąco zachęcam!