Kiedy w 2011 roku Giertych, Piński i Nisztor negocjowali cenę za nieopublikowanie książki, Henryk Kulczyk był jeszcze w radzie nadzorczej Kulczyk Holding, firmy Jana Kulczyka. – Swoją funkcje pełnił już raczej honorowo. Mając 85 lat był już schorowany, ale z energią wspominał stare czasy w biznesie, zwłaszcza produkcję i sprzedaż słynnej „pasty BHP” – mówi znajomy Henryka Kulczyka.
Różowe mazidło służyło do zmywania uporczywych plam i jej służbowy przydział otrzymywał każdy robotnik w Polsce. Pastę Kulczykowie sprzedawali także do Niemiec i to zarabiając krocie w twardej walucie. Potem zyski z tego handlu złożyły się na pierwszy milion dolarów, jaki najbogatszy dziś Polak miał otrzymać od ojca na rozkręcenie biznesów.
– Najważniejsze to dobrze wybrać sobie rodziców - zwykł żartować Jan Kulczyk o tym jak zaczynał biznes. Bez pierwszego miliona dolarów jaki otrzymał od ojca nie zostałby najbogatszym Polakiem. – Wzorzec ojca działał na mnie jak drogowskaz, poszedłem jego śladem – wspominał zmarłego w 2013 roku ojca.
Biografia Jana Kulczyka miała zawierać fragmenty mogące skompromitować ojca biznesmena. Co można by uznać za tak kompromitujące i wstydliwe, by "przyjaciel Kulczyka" gotowy był zapłacić 400 tys. zł za nieukazanie się książki? W rozmowach z dziennikarzami Piotr Nisztor rzucił dwa tropy: prywatyzacje oraz materiały IPN. Ten drugi wątek prawdopodobnie domysły na temat współpracy Henryka Kulczyka z wywiadem i kontrwywiadem PRL. Już kilka lat temu prawicowe media: "Nowe Państwo" i "Gazeta Polska" pisały, że w latach 70-tych nie można było prowadzić tak rozległych interesów z PRL, jakie prowadził Henryk Kulczyk, bez kontaktów i patronatu służb specjalnych.
Rozpracował bezpiekę
W Instytucie Pamięci Narodowej miały się zachować materiały związane z ojcem najbogatszego Polaka. Trafił na nie Lustratorpolski, bloger z serwisu Salon24. Twierdzi, że przejrzał ubecką teczkę biznesmena. Pisze, że KWMO w Bydgoszczy zainteresowała się Henrykiem Kulczykiem w 1961 roku z racji kontaktów z rodziną licznie przebywającą w NRF i prowadzenia tam interesów.
„Szczegółów „układu” nie podano, ale podano bardzo interesujące szczegóły zerwania: po nieformalnym przekazaniu do Dep. I MSW w 1970 r. Henryk Kulczyk miałby okazać się zaangażowany w nielegalne przedsięwzięcia, zdekonspirować się oraz próbować rozpracować kadrowych pracowników komunistycznego wywiadu w Kolonii i Berlinie” - pisze autor ironizując z przypuszczeń prasy.
Szlak bojowo-biznesowy
Henryk Kulczyk nie miał motywu by kochać Polskę Ludową. Będąc jeszcze nastolatkiem zatrudnił się jako goniec w niemieckiej firmie handlowej. Podczas wojny wstąpił do Armii Krajowej, po awansie miał swój oddział, z którym walczył na Pomorzu. Po wojnie wrócił do rodzinnego Wałdowa koło Sępólna Krajeńskiego na Pomorzu. Był producentem kwiatów, założył hurtownię i skup owczej wełny. Wyjechał jednak do Niemiec, ponieważ ścigano go wysokimi domiarami podatkowymi.
W latach 70-tych był w RFN jednym z najlepiej ustosunkowanych Polaków. Był założycielem Klub Polonijnych Kupców i Przemysłowców, działał również we wpływowej Niemieckiej Izbie Przemysłowo-Handlowej. Został przedstawicielem amerykańskiej firmy logistycznej SeaLand, wówczas jednej z największych na świecie, pioniera przewozów kontenerowych. Największe pieniądze zarabiał jednak na sprzedaży do polski maszyn rolniczych i imporcie na zachód runa leśnego.
– Trzeba dużo pracować, a swą pracę kochać. Tylko wtedy można osiągnąć sukces. W zasadzie wszystko mi się udało. Oczywiście, miałem trochę szczęścia. Bez niego jest o wiele trudniej . To szczęście miałem także w czasie wojny, gdy walczyłem w szeregach AK na Pomorzu – opowiadał o sobie Henryk Kulczyk w jednym z nielicznych wywiadów. Udzielił go w 1984 roku magazynowi "Inter-Polcom" – to nieistniejące już pismo izby zrzeszającej firmy polonijne.
Pierwsi prywaciarze PRL
Interkulpol założony w 1982 roku przez Henryka i Jana był jedną z pierwszych firm polonijnych w Polsce. Swój wspólny biznes prowadzili w Komornikach k/Poznania. Produkowali na eksport drewniane domki weekendowe, akumulatory i środki czyszczące, w tym pastę BHP, z której tak żartował Kulczyk senior.
Sugerowano, że Henryk Kulczyk sprzyjał reżimowi PRL, bo 1982 roku na zjeździe Polsko-Polonijnej Izby Przemysłowo-Handlowej krytykował międzynarodowe sankcje gospodarcze nałożone po wprowadzeniu stanu wojennego. "Nigdy bardziej niż dziś nie czuliśmy się związani z Macierzą w potrzebie i zdeterminowani na przyjście jej z taką pomocą gospodarczą, na jaką nas stać (…) Te postawy nakazywały wam tu siedzącym Polakom - z Australii, USA, Anglii, Kanady i z Polski podejmować rezolucje przeciwko restrykcjom gospodarczym, podjętym przeciwko Polsce w pobudkach politycznych" - mówił cytowany przez magazyn Inter-Polkom.
Wkrótce potem generał Wojciech Jaruzelski przyznał Henrykowi Kulczykowi Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. – Interesy w tamtych czasach to ciągle lawirowanie. A co miał mówić? Trzeba było negocjować z władzą kontyngenty i pozwolenia. Członkowie izby korzystali ze stałych paszportów i mogli kupować benzynę bez kartek. Musieli przedstawiać się jako potrzebni reżimowi – komentuje dziś znajomy Henryka Kulczyka, biznesmen z Warszawy.
Dodaje, że jako „pomoc gospodarczą” Henryk Kulczyk rozumiał wysłanie do polski tony lekarstw i medykamentów o łącznej wartości 8 milionów marek zachodnich. Wyłożył też kilkaset tysięcy niemieckich marek na budowę Centrum Zdrowia Dziecka w Berlinie Zachodnim.
Jak widać, nie taki straszny ten Kulczyk jak go malu... opisują.