UPC, Netia, Multimedia, Vectra – te firmy lata temu zaczynały po cichu. Dziś agresywnie rozpychają się na rynku szerokopasmowego internetu. Są wielkimi, bogatymi graczami, które mają środki i ambicję, by wpływać na dotyczące je regulacje. Swoją pozycję zawdzięczają ofercie i klientom. Ale co najmniej w takim samym stopniu zawdzięczają ją także korzystnemu prawu sprzed kilku lat. Kablówki dostały prawny przywilej. Teraz zaciekle go bronią. Robią to, mimo że na szali jest prędkość także Twojego, szanowny Czytelniku, internetu. Mniej regulacji bowiem, to więcej szybkiego internetu w Polsce.
Przepis, który zbudował firmy
Czasy, gdy TPSA miała monopol na internet, minęły lata temu. Klientom może wydawać się, że rynek znalazł się w mniej więcej równowadze: w miastach mamy przecież do wyboru wielu operatorów, różne oferty, w miarę atrakcyjne ceny. Szczególnie na tym ostatnim polu sieci kablowe wygrywają z największym konkurentem: Orange, ale już niedługo może się to zmienić.
Kablówki przez lata były beneficjentami prawa powstałego by stworzyć konkurencję na rynku telekomunikacyjnym. Te przepisy nadal obowiązują, choć konkurencja dawno została stworzona. W co najmniej 76 miastach, jak potwierdziły badania UKE, klient ma duży wybór dostawcy usług telekomunikacyjnych. Nie ma więc powodu, by kablówki chronić. Tymczasem są chronione.
Prawo nakazujące Telekomunikacji Polskiej (obecnie Orange) udostępniać infrastrukturę szerokopasmowego internetu innym operatorom weszło, gdy TP SA dominowała na rynku. Budowa infrastruktury to gigantyczne nakłady. Mali operatorzy nie mieli środków. Żeby wyrównać szanse UKE nałożył na TP SA prawny obowiązek nazywany profesjonalnie "obowiązkiem świadczenia hurtowej usługi BSA".
UKE przywraca zdrową konkurencję
UKE teraz chce usunąć tę regulację. Działa ona bowiem w sposób odwrotny do zamierzonego: powoduje, że to właśnie kablówki i inni operatorzy alternatywni stali się faworyzowani w stosunku do Orange, które czasy monopolu ma dawno za sobą. Obowiązek powoduje bowiem, że francuski gigant sprzedaje internet drożej niż konkurencja – bo po cenie rynkowej, uwzględniającej utrzymanie infrastruktury.
Operatorzy działający na łączach Orange, udostępnionych w ramach wspomnianego obowiązku, kosztu utrzymania infrastruktury nie ponoszą, w związku z czym mogą oferować internet znacznie taniej.
Dzięki staremu prawu kablówki znacznie tańsze
W swoim raporcie na ten temat potwierdził to Urząd Komunikacji Elektronicznej. Jak stwierdzono w analizie rynku telekomunikacyjnego na 2012 rok, "kluczowym czynnikiem różnicującym cenę był dostęp do usługi poprzez łącza TP oraz własne OA, w technologii xDSL i TVK". UKE wyjaśniło, że oferta kablówek zawsze była najtańsza - średnio nawet o 40-50 proc. tańsza niż w ofertach Orange czy nawet innych podmiotów korzystających z infrastruktury giganta.
Oczywiście osiągnięcie takiego stanu było możliwe właśnie dzięki obowiązku udostępniania przez Orange swojej infrastruktury – bez niego UPC, Netia, Vectra, Multimedia i inne firmy nie zbudowałyby potęgi i olbrzymiej bazy klientów. Swego czasu reguły były dobre i dla rynku i dla klientów. Dziś są dobre dla kablówek, ale szkodzą klientom i Orange.
W ciągu lat korzystania z tego przepisu kablówki się rozrosły i zaczęły coraz bardziej rozpychać na rynku internetu. Część pieniędzy zainwestowały w swoje łącza, co zawsze należy chwalić, część przeznaczyły na przejęcia – dzięki czemu jeszcze zwiększyły zasięg. W tym samym czasie Orange nie tylko musiało oferować internet drożej, ale też nie mogło inwestować w infrastrukturę tyle, ile by chciało – bo od razu musiałoby udostępniać ją innym, ale koszty utrzymania ponosić samodzielnie, co było kompletnie nieopłacalne.
Nowy dominator na rynku
Obecnie (za raportem Netii z 2013 roku) Orange ma 35 proc. udziałów w rynku szerokopasmowego internetu, Netia 13 proc., UPC 13 proc., Vectra – 6 proc., Multimedia – 7 proc. i pozostali operatorzy łącznie 26 proc. Mogłoby się więc wydawać, że francuski telekom wciąż ma silną i niezagrożoną pozycję – przewaga ponad 20 punktów procentowych w udziałach na rynku robi wrażenie. Ale to wrażenie złudne, co w swoim raporcie podkreślił Urząd Komunikacji Elektronicznej.
Straty poniosła też wtedy Netia, dla której sprawa obowiązku udostępniania infrastruktury przez Orange może być kluczowa od strony biznesowej. W swoim raporcie z 2013 roku firma chwaliła się, że aż 46 proc. klientów usług szerokopasmowego interntu obsługuje przez własne sieci. To jednak oznacza, że wciąż większość usług – aż 54 proc. – świadczy na cudzych łączach.
Sukces kablówek to prawo i telewizja
Jak podkreślał branżowy portal Polska Szerokopasmowa, sukces kablówek wynika z dwóch rzeczy. Pierwsza to inwestycje z poprzednich lat – gdy operatorzy stacjonarni, głównie Orange, mieli ręce skrępowane obowiązkiem udostępniania infrastruktury, kablówki mogły oferować swoje usługi taniej, a zyski przeznaczać na inwestycje. Druga przewaga kablówek to oferty łączone, pakietowe, czyli np. z telewizją.
Warto jednak tutaj zaznaczyć, że według raportu UKE sprzed kilku lat, operatorzy telewizji kablowej "wykorzystują fakt, że jako jedyni dostarczają prawdziwą usługę triple‐play i posiadając pozycję faktycznego monopolisty (rynek telewizji kablowych nie podlega regulacjom w takim stopniu jak telefonia stacjonarna), często wymagają jednoczesnego nabycia usług tv kablowej. Niestety, proceder ten wciąż jest w mocy – kablówki najczęściej stosują prosty zabieg, oferując pakiet telewizja + internet + telefon taniej, niż gdybyśmy chcieli kupić np. sam internet.
Kablówki nie dadzą nam superszybkiego internetu w całej Polsce
Jednocześnie Urząd Komunikacji Elektronicznej stwierdził, że kablówki "stanowią pewien zalążek konkurencji infrastrukturalnej dla operatora zasiedziałego", bo obecnie mają już ponad 30 proc. rynku usług szerokopasmowych. Jednocześnie jednak UKE wskazuje w raporcie, że ich zasięg działania jest ograniczony do dużych i średnich miast, zaś w skali całego kraju kablówki "nie stanowią konkurencji infrastrukturalnej".
Ocena potencjału rozwoju infrastrukturalnego kablówek jest w tym przypadku o tyle istotna, że Polska wciąż jest zacofana pod tym względem. I jeśli chcemy wypełnić cele Europejskiej Agendy Cyfrowej – na co narazie się nie zapowiada – musimy zdjąć kajdany obowiązku udostępniania infrastruktury innym przynajmniej w 76 gminach, które obejmuje deregulacyjny projekt UKE. Urząd na konieczność zlikwidowania tej bariery inwestycyjnej wskazywał już zresztą we wspomnianym raporcie sprzed paru lat.
Kablówki protestują przeciwko deregulacji
W trakcie konsultacji nad tym projektem UPC i Netia wyraziły swój sprzeciw wobec zlikwidowania tego obowiązku i patrząc na pozycję, którą m.in. dzięki temu przepisowi wypracowały, trudno się dziwić. O ile UPC powinno poradzić sobie ze zmianą zasad, o tyle dla Netii może to być nawet być albo nie być.
Rynek szerokopasmowego internetu musi jednak zostać zderegulowany, nawet jeśli część jego podmiotów na tym ucierpi biznesowo. W swoim raporcie podkreśliło to nawet Deloitte, które uznało, że o ile obowiązek udostępniania infrastruktury "początkowo umożliwił zdrową konkurencję", to "ostatecznie spowolnił rozwój infrastruktury".
Reklama.
UKE
Biorąc pod uwagę wyłącznie technologie dostępu stacjonarnego, największą liczbę klientów usługi posiadała Telekomunikacja Polska. Udziały operatora zasiedziałego sukcesywnie spadają, przede wszystkim w związku z rosnącą konkurencją dostawców kablowych TVK.
Opinię UKE potwierdzają statystyki dotyczące zdobywania nowych klientów. W 2012 roku w segmencie szybkiego, stacjonarnego internetu najwięcej najwięcej pozyskali ich: UPC, Multimedia i Vectra. Łącznie przyszło do nich 239 tysięcy nowych klientów. Według raportu UKE sprzed kilku lat już wtedy kablówki zajęły aż 30 proc. szerokopasmowego rynku i "szczególnie w dużych aglomeracjach zdecydowanie wygrywają walkę o klienta". W tym czasie Orange straciło tysiąc użytkowników szybkiego internetu.