
86-letni Franciszek Pieczka i 73-letni Kazimierz Kaczor najprawdopodobniej zostaną pozbawieni etatów w Teatrze Powszechnym, bo nowy dyrektor chce młodszych aktorów. Informacje o jego planach wywołały w środowisku burzę. Część kolegów nestorów krzyczy o dyskryminacji ze względu na wiek. Ale czy słusznie? – Nie przesadzajmy. Mają emeryturę i mogą pracować na umowę o dzieło. Nie powinno być tak, że dyrektor musi czekać do biologicznej śmierci aktorów na etatach – twierdzi Jacek Poniedziałek z warszawskiego Nowego Teatru.
Problem w tym, że wszystko wskazuje na to, iż stwierdzenia typu "wyrzuceni na bruk' są bardzo na wyrost. Sam dyrektor Łysak w wywiadzie dla gazety.pl przyznał co prawda, że planuje zmiany w zespole, ale nie padło ani słowo o tym, że Pieczka czy Kaczor całkiem znikną ze sceny.
Cenię aktorów. Podchodzę do nich z delikatnością i dużym szacunkiem. Chcę przyjrzeć się indywidualnie sytuacji każdej z osób. Jest za wcześnie, by o planach zmian mówić publicznie.
Taka argumentacja nie wszystkich jednak przekonuje. Jan Englert, aktor i dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, w rozmowie z naTemat przekonuje, że pozbawienie aktora etatu oznacza zwolnienia. I to nawet nie kwestia prawa, a etyki w teatrze.
Ja nie umiałbym zmusić wybitnego aktora, żeby szedł na emeryturę, choć miałbym taką możliwość prawną. Zwłaszcza jeśli jest aktorem czynnym.
