86-letni Franciszek Pieczka i 73-letni Kazimierz Kaczor najprawdopodobniej zostaną pozbawieni etatów w Teatrze Powszechnym, bo nowy dyrektor chce młodszych aktorów. Informacje o jego planach wywołały w środowisku burzę. Część kolegów nestorów krzyczy o dyskryminacji ze względu na wiek. Ale czy słusznie? – Nie przesadzajmy. Mają emeryturę i mogą pracować na umowę o dzieło. Nie powinno być tak, że dyrektor musi czekać do biologicznej śmierci aktorów na etatach – twierdzi Jacek Poniedziałek z warszawskiego Nowego Teatru.
Starzy aktorzy stają się niepotrzebni i odsuwa się ich na boczny tor – taki jest wydźwięk ostatnich medialnych publikacji o zmianach w Teatrze Powszechnym. Zaczeło się od tego, że Kazimierz Kaczor w rozmowie z "Super Expressem" ujawnił, że we wrześniu, kiedy pieczę nad teatrem obejmie nowy dyrektor Paweł Łysak, dostanie wypowiedzenie. Ten sam los spotkać ma m.in. Franciszka Pieczkę i Joannę Żołkowską.
"Przykro, że teatry traktowane są jak fabryki, jak zakład oczyszczania miasta", "Nie zasoby pieniężne czy bogata ciotka, a przydatność artystyczna powinny decydować o zatrudnianiu" – komentowali w tabloidzie rozgoryczeni aktorzy.
Zapowiedź roszad personalnych wzburzyła też część środowiska. "Nie zgadzam się z takim traktoweaniem. Nigdy w moim teatrze nie dostałem tak smutnej wiadomości. Trzymano mnie, a nawet zatrzymywano, dopóki chciałem, odszedłem, gdy uznałem, że tak będzie lepiej dla mnie i dla teatru. Ci aktorzy muszą czuć się fatalnie… Ktoś musi zagrać starego lub starszego człowieka" – stwierdził przyjaciel Pieczki Jan Kobuszewski.
Podobnie zareagował Marian Opania, którego zapytaliśmy o plany względem starszych kolegów. Odebranie im etatów uznaje za brak szacunku. – Mimo prawdziwego czy udawanego respektu, w oczach młodych w relacji do staruszków widzę komunikat: "spadaj, teraz my" - skwitował.
Przedwczesne wzburzenie?
Problem w tym, że wszystko wskazuje na to, iż stwierdzenia typu "wyrzuceni na bruk' są bardzo na wyrost. Sam dyrektor Łysak w wywiadzie dla gazety.pl przyznał co prawda, że planuje zmiany w zespole, ale nie padło ani słowo o tym, że Pieczka czy Kaczor całkiem znikną ze sceny.
"Jeśli chodzi o spektakle, które są już w repertuarze, chciałbym, dopóki jest zainteresowanie widowni, nadal je eksploatować. Liczę w tym względzie na dalszą współpracę ze wszystkimi członkami zespołu. Jeśli zaś chodzi o nowe tytuły, będę prowadził indywidualne rozmowy z aktorami" – powiedział.
Szczegółów nie znamy, ale, jak mówi naTemat Jacek Poniedziałek, aktor Nowego Teatru, bardzo częstą praktyką jest przenoszenie aktorów - emerytów na umowy o dzieło. A więc pozbawienie etatu nie jest równoznaczne z "wyrzuceniem na bruk'. – Nikt nie wyrzuca aktora, którego ceni widownia. Przechodzą na inną formę zatrudnienia i dysponują większą wolnością, nie są zobligowani etatem. Do tego mają uprawnienia w postaci emerytury – podkreśla.
– Trochę niepotrzebnie histeryzujemy. Każdy dyrektor ma prawo organizowania sobie takiego zespołu, jak chce. Nie jestem za tym, by wyrzucać tych aktorów, ale zwolnienie etatów to dobry pomysł. Z talentów Pieczki czy Kaczora dalej przecież dyrektor będzie korzystał – dodaje.
Jego zdaniem teza o dyskryminacji starszych aktorów to bzdura. – Są role dla starszych, są role dla młodszych. Dramaturgia jest bardzo bogata i w każdym teatrze są seniorzy, adepci i ci średniego wieku. W Nowym Teatrze mamy podobnie, są np. Zygmunt Malanowicz i Stanisława Celińska. Nikt nie zamierza z nich rezygnować – zaznacza.
Kwestia obyczaju
Taka argumentacja nie wszystkich jednak przekonuje. Jan Englert, aktor i dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, w rozmowie z naTemat przekonuje, że pozbawienie aktora etatu oznacza zwolnienia. I to nawet nie kwestia prawa, a etyki w teatrze.
– Prawo daje możliwość nie podpisywania umowy o pracę z aktorem w wieku emerytalnym. Dyrektor teatru też ma taką możliwość. Tyle że istotne jest, w jaki sposób się to załatwia. Mam w teatrze na etacie aktorów emerytów. Jeśli aktor jest sprawny, chce dalej pracować, pojawia się w repertuarze, to nie widzę powodu, by jego kosztem zwolnić etat – pyta.
Nie przyjmuje twierdzeń, że trzeba zwolnić etaty dla młodych. – To jest sprawa obyczaju, kultury i etyki zawodowej. Na każdy grzech, na każdą niegodziwość, zawsze można znaleźć wytłumaczenie. Zawsze było tak, że wielu aktorów odchodziło na emeryturę z własnej woli, pozostając członkiem zespołu. Ale to było w czasach, kiedy istniały prawdziwe zespoły teatralne – stwierdza.
– Nie przesadzajmy. To znaczy, że będziemy czekali do biologicznej śmierci aktorów na etatach? Wszystko staje na głowie. Istnieją różne obyczaje, ale od dawna obyczajem teatralnym jest to, że dyrektor sam sobie organizuje zespół – odpowiada Jacek Poniedziałek.
Cenię aktorów. Podchodzę do nich z delikatnością i dużym szacunkiem. Chcę przyjrzeć się indywidualnie sytuacji każdej z osób. Jest za wcześnie, by o planach zmian mówić publicznie.
Jan Englert
Ja nie umiałbym zmusić wybitnego aktora, żeby szedł na emeryturę, choć miałbym taką możliwość prawną. Zwłaszcza jeśli jest aktorem czynnym.