Ani Porsche, ani Rolls Royce z Bentleyem, ani nawet otwarty niedawno warszawski salon Lamborghini nie ma takich klientów jak Dom Handlowy państwa Henryki i Pawła Korbanków z Tarnowa Podgórnego. Według nieoficjalnych informacji Henryk Stokłosa, były polski senator i słynny aferzysta w jednej tylko transakcji zostawił u nich 12 mln zł, kupując trzy „wypasione” maszyny rolnicze.
Stokłosa po skutecznej apelacji w sprawie korupcji urzędników zapowiada nie tylko powrót do polityki, ale również do wielkiego biznesu. Chce rozwijać swoje gospodarstwo i firmę rolniczą Farmutil. Jest wiernym klientem salonu. Nie to jednak jest w tej historii najciekawsze, a opowieść o tym jak para przedsiębiorców z Wielkopolski stworzyła największa sieć dealerską maszyn rolniczych w Polsce.
Gdyby porównać Korbanków do dealerów samochodowych, z pewnością znaleźliby się w pierwszej dziesiątce. W ostatnich latach sprzedają maszyny rolnicze za 476 mln zł stale zarabiając 15-30 mln złotych. Traktory i kombajny Korbanków to biznes prawie dwukrotnie większy niż wynosi sprzedaż marek Jaguar i Land Rover w Polsce. Marek Książek, założyciel i główny akcjonariusz giełdowego dewelopera Marvipol poinformował, że biznes motoryzacyjny dał tej firmie 272 mln przychodu, a zysk to 19 mln złotych.
Zadowolony biznesmen rozważa wydzielenie segmentu motoryzacyjnego ze spółki Marvipol i wejście na giełdę. Według wycen spółek giełdowych z sektora motoryzacyjnego i handlu, firma Korbanków mogłaby być warta na jakieś 350-400 mln zł.
Jak Ferrari dla rolnika
Przypomnijmy, że warszawski salon Ferrari zanim popadł w tarapaty, miał ponad 33 mln wpływów ze sprzedaży, ale też stratę. Nieprzypadkowo warto porównać Ferrari do ciągnika. 380 konny ciągnik Massey Feguson – jeden z najdroższych w ofercie Korbanków w zależności od konfiguracji wyposażenia kosztuje około 700-800 tys. i dorównuje ceną Ferrari Californii, renomowanego producenta sportowych aut.
Co ciekawe, najbardziej wypasione modele maszyn rolniczych wyposażeniem i nowinkami technicznymi dorównują najdroższym samochodom. Klimatyzacja, audio, komfortowe siedzenia to standard. Jeden z największych opryskiwaczy Raptor, firmy Berthoud ma moduł GPS, dzięki któremu można wytyczać jego trasę przejazdu po polu. Można też sterować nim zdalnie urządzeniem przypominającym gamepad konsoli do gry, albo zasiąść w wyciszonej, klimatyzowanej kabinie, na pneumatycznie amortyzowanym siedzeniu i poczuć radość z jazdy maszyną o szerokości 44 metrów.
Chłop na zagrodzie równy... prezesowi
Jak to się stało, że nieznani w mediach Henryka i Paweł Korbankowie zrobili lepszy biznes niż bywalcy list najbogatszych jak Sobiesław Zasada (do niego oraz jego wnuka należą udziały w firmie sprzedającej Ferrari) czy Mariusz Książek z Marvipolu, znany giełdowi inwestor? Okazuje się, że jeszcze przed akcesją do Unii Europejskiej postawili, na to że polski rolnik będzie się bogacił.
– Już kilkanaście lat temu przewidywaliśmy, że stopniowo zyskiwać będą na znaczeniu marki oceniane jako droższe, ale bardziej zaawansowane technologicznie. Swego czasu robiliśmy nawet eksperyment polegający na oferowaniu modeli maszyn w dwóch wariantach wyposażenia. Okazało się, że klienci częściej wybierali lepiej doposażone – mówią Korbankowie w jednym ze swoich nielicznych wywiadów, tu akurat dla branżowych „Aktualności Techniki Rolniczej".
W 1989 roku Korbankowie zaczynali od handlu częściami do traktorów Ursus oraz samochodami Polonez, w tym poszukiwanymi na wsi pickupem Polonez Truck. Z czasem Polscy producenci popadli w kłopoty, Korbankowie przestawili się na sprzedaż maszyn zagranicznych firm, także tych używanych z rynku niemieckiego. Na początku lat 90-tych upadły też Państwowe Ośrodki Maszynowe, w ruinach było doradztwo rolnicze. Akurat wtedy Korbankowie budowali ogólnopolską sieć sprzedaży maszyn rolniczych, gdzie przeciętny właściciel hektarów mógł się dowiedzieć czym zastąpić starego Ursusa - w spadku po dziadku.
Eldorado zaczęło się wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej. Na polską wieś popłynęły miliony eurodotacji. W 2007 roku rozpoczęto jeden z największych unijnych programów modernizacji wsi. Rolnik mógł kupić do gospodarstwa dowolny sprzęt, a połowę jego kosztów pokrywała Bruksela i Ministerstwo Rolnictwa. Właśnie w tym roku Korbankowie po raz pierwszy sprzedali maszyny za prawie 100 mln zł. Ich biznes rósł w takim tempie, że w 2009 roku niemiecka firma Claas postanowiła sama, bez pośrednika, sprzedawać swoje maszyny w Polsce.
Musi być show
Przedsiębiorcy od lat unikają rozgłosu i kojarzenia ich z rankingami najbogatszych. Nie pokazują się w mediach, za to błyszczą podczas pokazów rolniczych tzw. agroshow. Bywały lata kiedy tydzień w tydzień jeździli z pokazami swoich maszyn – to największe światowe marki Massey Ferguson, niemiecki Fendt do niedawna również Claas.
„W wyjątkowo trudnych warunkach Fendt kosił jednocześnie 10 rzędów kukurydzy z przeznaczeniem na biomasę. Wykonaliśmy w Polsce ponad 50 pokazów zbioru kukurydzy kombajnami Fendt i Massey Ferguson, często w skrajnie niekorzystnych pod względem wilgoci warunkach. Wynik każdorazowo, pozytywnie zaskakiwał naszych klientów – kombajny niejednokrotnie pracując w deszczu osiągały bardzo dużą wydajność, ziarno było czyste i nieuszkodzone” - to cytaty z relacji z imprez, po których widzowie, czyli rolnicy, od razu przystępowali do zamawiania.
- Jesteśmy jednym z największych importerów sprzętu rolniczego w Europie. Mając możliwość sfinansowania nawet dużych zakupów, zwykle wolimy zamawiać więcej, nie tracąc tym sposobem klientów z powodu braku możliwości zrealizowania zamówienia – mówią o swojej firmie.
I mogą być spokojni o rynek zbytu. W tym roku Unia i ministerstwo rolnictwa zaoferowały rolnikom 184 euro dopłaty do jednego hektara , co oznacza że latyfundystów takich jak Stokłosa stać będzie i na kombajn, i na Ferrari.