– Wlałem pełny bak i pojechałem do Warszawy. To działa. Pierwsza instalacja produkcji paliwa z alg Polsce jest faktem! – cieszy biznesmen z Wrocławia, który na razie woli występować w mediach nieoficjalnie. Ma plan rozwoju biopaliwowego biznesu do skali przemysłowej. Instalacje testował od wielu miesięcy, aby przekonać siebie i niedowiarków, że z morskich alg można wyprodukować pełnowartościowe paliwo.
Teraz może produkować kilka tysięcy litrów rocznie paliwa, które właściwościami nie różni się od tego kupowanego na stacjach benzynowych. To oczywiście kropla w skali możliwości Orlenu czy Lotosu, które produkują po kilka milionów ton paliw rocznie. To także mniej paliwa niż sprzedaje przeciętna stacja benzynowa. Ale najważniejsze, że wyłom w systemie został zrobiony.
Jak to działa? Istnieją szczepy alg morskich, które w wyniku fotosyntezy mogą produkować olej podobny właściwościami do rzepakowego czy słonecznikowego. W drodze rafinacji olej może być przetworzony na dowolne paliwo: olej napędowy czy benzynę. Algi w dobrych warunkach - dobre nasłonecznienie i dużo dwutlenku węgla - potrafią kilkukrotnie zwiększyć swoją masę kilkukrotnie. W wielu krajach firmy eksperymentują stawiając już hektary algowych farm.
Cena uczyni cuda?
Teraz najciekawsze, czyli cena. Jeden z gigantów tej technologii Sapphire Energy twierdzi, że ich zielona baryłka ropy kosztuje 60 dolarów. To znacznie taniej niż aktualna cena za ropę Brent na giełdzie - 108 dolarów. Przy takiej cenie surowca cena benzyny Pb 95 w Polsce wynosiłaby 3,86 zł za litr. To mniej niż wynosi hurtowa cena paliwa Orlenu i Lotosu. Mniej też niż teraz oferują przemytnicy taniego paliwa z Rosji.
– Na cenę składa się wiele czynników: podatki, skala produkcji i polityka klimatyczna – mówi przedsiębiorca. Po pierwszym sukcesie jest jednak zdeterminowany, aby rozwinąć produkcję do skali przemysłowej. – Barierą jest dostępność dwutlenku węgla – opowiada. – Europejskie i polskie elektrownie oraz zakłady przemysłowe płacą 6 euro za prawo do wyemitowania do atmosfery jednej tony gazów cieplarnianych. Magazynowanie CO2 pod ziemią kosztuje nawet 30 euro za tonę. Zakładam, że w wyniku rozwijania polityki klimatycznej technologie, które przetworzą CO2 będą zyskiwać na znaczeniu. Ten biznes ma przed sobą lepszą przyszłość niż dolewanie estrów rzepakowych do oleju napędowego - mówi przedsiębiorca.
Kolejnym problem to rozliczenie podatków oraz obowiązkowe zapasy, jakie muszą tworzyć producenci i dystrybutorzy paliw. To dwa elementy, którymi państwo chroni rynek, z którego dochody czerpie budżet. Paliwa magazynują państwowi operatorzy, a ich stawki skutecznie przepędzają importerów.
– Zdaję sobie sprawę, że produkcja paliw to nie interes na biedaków, ale jestem przygotowany. Koszt docelowej inwestycji szacuję na kilkadziesiąt milionów. Wówczas zdolności produkcyjne sięgną 40 tys. ton paliwa. A to realny biznes – mówi dalej biznesmen.
Na świecie paliwa z alg to już nie science fiction. Amerykańska firma Solazyme użytkuje na przykład boeinga 737-800 napędzanego zieloną benzyną lotniczą. Ci sami ludzie zatankowali też specjalnym dieslem fregatę US Navy, która przepłynęła ponad tysiąc mil z Everett w stanie Waszyngotn do San Diego w Kalifornii. Po takiej promocji Solazyme zainteresował się Chevron. Z kolei Shell nawiązał współpracę z hawajską HR Biopetroleum, która hoduje algi w zbiornikach z wodą morską, aby zbadać, która odmiana glonu wyprodukuje największe ilości oleju roślinnego.
Trzeba jednak szczerze powiedzieć, że żadne z przedsięwzięć nie jest jeszcze dochodowym biznesem konkurencyjnym wobec naftowych koncernów. Być może jednak Amerykanie nie mają takiej motywacji jak Polacy, którzy w cenie paliwa płacą 50-procent przeróżnych podatków.