Spontaniczny pomysł wiceszefa "Pulsu Biznesu" wciągnął internautów w akcję sprzeciwu wobec zapowiedzianego na 1 sierpnia rosyjskiego embarga na polskie jabłka.
– Jeśli każdy z nas zacznie jeść więcej jabłek i pić cydru, to ulżymy producentom i zminimalizujemy wpływ rosyjskiego embargo na polską gospodarkę, a przy okazji będziemy zdrowsi, bo jabłka mają wiele zalet – napisał na blogu wicenaczelny "PB" Grzegorz Nawacki, w rozmowie na Twitterze dodając, że nikt z "rodziny/przyjaciół nie jest sadownikiem czy producentem cydru".
Akcję w mediach społecznościowych oznaczył hashtag #jedzjabłka, który szybko został podchwycony między innymi przez szefa BBN Stanisława Kozieja czy Michała Witkowskiego, szefa komunikacji korporacyjnej w PZU.
Jak na razie autorem najciekawszego zdjęcia jest kolega Nawackiego z redakcji, Marcin Goralewski.
Akcja podoba się nie tylko internautom. – Dobry pomysł, to jest do zrobienia – mówi w rozmowie z naTemat poseł PSL Mirosław Maliszewski, szef Związku Sadowników RP. Jego zdaniem polski rynek jest w stanie przyjąć dużą część przeznaczonych dla Rosji jabłek.
– Szacuję, że będzie to 300-500 tys. ton, reszta zostanie przekierowana na inne rynki, nie tylko do Europy, ale i Afryki Północnej oraz Azji – twierdzi poseł.
Ile więc kilogramów powinniśmy zjeść w Polsce więcej, żeby zniwelować nagłą jabłkową alergię Władimira Putina? Rocznie produkujemy 2,8 mln ton tych owoców, z czego 1,2 mln ton trafia na eksport. W kraju zostaje 1,6 mln ton, wychodzi więc po 42 kg na głowę. Zjadamy z tego jednak 15 kg, resztę zużywa przemysł spożywczy.
Zakładając więc, że w kraju zostanie 500 tys. ton jabłek (i weźmiemy pod uwagę, że 65 proc. bierze przemysł) w patriotycznej przekorze powinniśmy zjeść w tym roku dodatkowe 4,5 kg.
– Polacy jedli już więcej – ocenia szef Związku Sadowników RP.