
Za rok albo dwa. Niektórzy eksperci twierdzą, że za 5-8 lat, a z kolei Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie mówi o 2030-2035 roku. Specjaliści i politycy podają różne terminy niewypłacalności ZUS-u, ale już nie ma kwestii "czy", a jedynie "kiedy". – Bankructwo nam nie grozi, jeśli państwo będzie stale dopłacało do ZUS-u – przekonuje na przekór ekonomistom Irena Wóycicka z Kancelarii Prezydenta.
Dlaczego grozi nam zapaść? "Głównymi przyczynami są z jednej strony niski wskaźnik urodzeń i emigracja, a z drugiej wchodzenie w wiek emerytalny roczników z wyżu demograficznego po 1945 roku oraz wydłużanie się długości życia"- czytamy w raporcie NIK.
My dobrze o tym wiemy, że system emerytalny zbankrutuje bez wielkich dopłat ze skarbu państwa albo bez znaczącej redukcji emerytur w relacji do płac
To oznacza tylko jedno: żeby ZUS nie zbankrutował, będą do niego pokoleniami dokładać młodzi Polacy. Jaka przyszłość czeka osoby wchodzące na rynek pracy? ZUS zakłada, że populacja Polaków zmniejszy się do 32 mln ok. 2060 roku. Aby zapewnić zastępowalność pokoleń współczynnik dzietności powinien wynosić 2,1, a obecnie mamy 1,3. Emerytów będzie przybywać, a pracujących ubywać.
Okrojone OFE będzie nadal istniało, ale w takim kształcie jego wpływ na przyszłą emeryturę będzie marginalny. Tylko od kondycji ZUS-u zależy nasza przyszła emerytura
