
- Polityk powinien przestrzegać wartości nie tylko podczas wystąpień z mównicy sejmowej. Wartości, także chrześcijańskich, warto przestrzegać w życiu osobistym - przypominał jeszcze w 2008 roku Przemysław Gosiewski. Z sejmowej mównicy w ten sposób strofował swojego kolegę z prawej strony parlamentarnych ław Ludwika Dorna, który wówczas stał się bohaterem tabloidów ze względu na ujawnienie kulisów jego rozwodu i niechęci do płacenia alimentów na dzieci.
I choć w ciągu każdej kadencji na burzę w związku decyduje się wielu posłów, senatorów, czy ministrów już tradycją staje się, że na łamach tabloidów rozwodzą się tylko prawicowcy. A przecież tylko w ostatnich latach rozwodem zakończyły się lub własnie kończą także wieloletnie związki polityków takich, jak Eugeniusz Kłopotek, Ryszard Kalisz czy Artur Dębski.
Tymczasem zupełnie inną taktykę rozwodową przyjmują politycy polskiej prawicy. Swoistą modę na pranie brudów na łamach tabloidów zaczął wspomniany na wstępie Przemysław Gosiewski. Trochę przez przypadek, bo kiedy strofował Ludwika Dorna, jak być dobrym chrześcijaninem i mężem zapomniał, że sam ma za sobą rozwód.
Marcinkiewiczowi rozwód i nowy związek bardzo pomógł wizerunkowo, ale w takim zakresie, w jakim wizerunek zależy od rozgłosu. Dzięki temu wszystkiemu pozostał na stronach gazet po tym, jak przestał się liczyć w polityce. Natomiast ten tabloidalny rozgłos nie przekłada się na zaufanie społeczne i życzliwość ze strony wyborców. Można tak łatwo zyskać lub potrzymać sławę uzyskaną w polityce, ale trudno utrzymać reputację.
Wojciech Jabłoński sugeruje więc, by rozwodzący się w świetle fleszy paparazzich politycy prawicy już wzięli pod uwagę lekcję, którą jest dzisiejsze położenie Kazimierza Marcinkiewicza. - Ci politycy powinni już pomyśleć o przejściu z polityki do show-biznesu - mówi z pełną powagą politolog.