Kilka dni temu w prestiżowym dzienniku "Die Welt" ukazał się artykuł Tomasza Lisa, w którym apeluje on, aby niemiecka telewizja publiczna pokazała film Jana Komasy - "Miasto 44". Poniżej prezentujemy treść całego artykułu.
Czym dla Niemców i dla wiedzy Polaków o niemieckiej wrażliwości był film „Nasze matki, nasi ojcowie”, tym dla Polaków i dla niemieckiej wiedzy o polskiej wrażliwości powinien być film „Miasto 44” , młodego polskiego reżysera Jana Komasy. Niemcy absolutnie powinni go zobaczyć.
Cud pojednania Polski i Niemiec zawdzięczamy wyobraźni naszych politycznych przywódców. Dziś jednak trzeba kolejnego cudu - pojednania naszych narodów. Nie będzie go bez rzetelnej wiedzy o historii oraz empatii pozwalającej zrozumieć nasze emocje, także nasze obsesje.
Najtragiczniejszym wydarzeniem w polsko-niemieckiej historii było Powstanie Warszawskie z 1944 r.
Jest ono źródłem trwającej 70 lat narodowej traumy i fundamentem naszego patriotyzmu. Niemcy nie będą mogli nas zrozumieć tak długo, jak długo nie dowiedzą się, co się wtedy stało i co to dla nas oznaczało. 1 sierpnia 1944 r. polska podziemna armia, czując oddech zbliżających się wojsk sowieckich, rozpoczęła powstanie. Cel militarny był oczywisty – pokonanie Niemców. Cel polityczny również – zamanifestowanie woli narodu do życia we własnym państwie, tak, by okupacja niemiecka nie zamieniła się w okupację sowiecką. Żaden z celów nie został osiągnięty.
Powstanie zakończyło się katastrofą. Stalin z rozkoszą przyglądał się, jak na rozkaz Hitlera i Himmlera wyrzynana jest cywilna ludność i młoda polska elita. Nasi alianci, Ameryka i Wielka Brytania, zostawili Warszawę samą sobie. Prawie 200 tysięcy mieszkańców stolicy, w tym 20 tysięcy powstańców, zginęło.
Marzenie o wolnej Polsce musiało zostać zamrożone na niemal pół wieku. Pozostała nienawiść wobec Niemców, głęboka niechęć wobec Rosjan, głęboka nieufność wobec Zachodu, który po raz kolejny sprzedał Polskę. Pozostała też wielka trauma. I wielka duma.
Nasze matki, wasi ojcowie
Na Stadionie Narodowym w Warszawie, gdzie za dwa miesiące piłkarskie reprezentacje Polski i Niemiec zagrają mecz w eliminacjach Euro 2016, wieczór 30 lipca był wyjątkowy. Dwa dni przed 70. rocznicą wybuchu powstania odbył się na nim specjalny pokaz długo oczekiwanego filmu „Miasto 44”. 10 tysięcy ludzi, w tym setki witanych brawami na stojąco uczestników powstania, którzy przeżyli i dożyli. Film 33-letniego Jana Komasy na ekrany polskich kin wejdzie we wrześniu.
To jest film o Polakach i o polskiej historii. Pokazuje niezwykłe okrucieństwo Niemców. Ale ponieważ w żadnym sensie nie jest to film czarno-biały, widać w nim także dobrą stronę Niemców. Parze głównych bohaterów udaje się przeżyć, bo dwóch niemieckich żołnierzy odnalazło w sobie dość człowieczeństwa, by powstańca i jego dziewczynę oszczędzić.
Nie to jest jednak ważne i nie dlatego mam nadzieję, że Niemcy ten film obejrzą. Powinni go obejrzeć, bo najbardziej tragiczne dwa miesiące w naszej, polskiej historii i w naszej wspólnej historii wyglądały właśnie tak, jak pokazuje to ten film.
Gdy w zeszłym roku w trzy kolejne kolejne wieczory, w najlepszym czasie antenowym, polska telewizja publiczna wyemitowała niemiecki film „Unsere mutter, unsere vater”, w Polsce wybuchła gorąca dyskusja. Wielu krytykowało decyzję o emisji, twierdząc, że film pokazuje Polaków w jak najgorszym świetle, a Niemcy są w nim sportretowani bardziej jak ofiary niż sprawcy. Wielu, w tym niżej podpisany, polskiej telewizji publicznej broniło, więcej – wspierało ją.
Najczęściej padał jeden argument. Jeśli polsko-niemiecki dialog ma postępować, jeśli nasze narody mają się do siebie dalej zbliżać, musimy być otwarci na naszą wzajemną wrażliwość. Także na prezentowane przez drugą stronę interpretacje historii, które nie muszą się nam podobać. Ważniejsze niż głosy publicystów było jednak głosowanie widzów za pomocą telewizyjnych pilotów. Wszystkie trzy części miały doskonałą oglądalność – średnio prawie czteromilionową publiczność.
Cud i co dalej? Biorąc pod uwagę bagaż cierpień i okrucieństw, których Polacy doznali ze strony Niemców, stan naszych wzajemnych relacji jest rzeczywiście cudem. Ośmielam się powiedzieć, że to największy cud współczesnej Europy. Ale jeśli mamy być nie tylko sojusznikami, nie tylko partnerami i jakoś tam tolerującymi się sąsiadami, ale narodami, które się akceptują, a może nawet lubią, to musimy pójść krok dalej. Wymaga to otwartości i empatii, a także gotowości mierzenia się z tym, co w naszej historii najtrudniejsze i najbardziej bolesne.
Prawie 20 lat temu mój serdeczny przyjaciel z Niemiec, ojciec chrzestny mojej starszej córki, odwiedził mnie w Warszawie. Zaczęliśmy naszą podróż po polskiej stolicy od miejsc, które sam chciał zobaczyć. Umschlagplatz, z którego w 1943 r. wywieziono w bydlęcych wagonach do obozu zagłady w Treblince kilkaset tysięcy warszawskich Żydów czy pomnik Bohaterów Powstania w Getcie, to miejsca, które w Warszawie – z najzupełniej oczywistych względów - zobaczyć po prostu trzeba.
Gdzieś po drodze zorientowałem się jednak, że mój przyjaciel właściwie nic nie wie o innym powstaniu, o Powstaniu Warszawskim 1944. A także o historii miasta, którego mieszkańców w bestialskim szale Hitler i Himmler postanowili wymordować, a samo miasto zrównać z ziemią. Niemcy tę historię muszą poznać. I dlatego mam wielką nadzieję, że tak jak polska telewizja publiczna pokazał w prime time film „Unsere mutter, unsere vater”, tak niemiecka telewizja publiczna w najlepszym czasie antenowym pokaże film „Miasto 44”.
Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy
W 2006 r. podróżowałem po niemieckich miastach w czasie piłkarskich mistrzostw świata. Widziałem radość Niemców, tak podobną do entuzjazmu, z jakim Polacy dwa lata temu przeżywali współorganizowane przez nas z Ukrainą (dziś brzmi to jak metafora) piłkarskie mistrzostwa Europy. Niemieccy publicyści pisali po tamtych niemieckich mistrzostwach, że miliony Niemców w jakimś sensie odkryły własną flagę, radość z także głośnego przeżywania swego patriotyzmu. Byłem świadkiem tego przeżywania i budziło to moją autentyczną życzliwość, tym bardziej, że - czego sam wielokrotnie doświadczyłem - przybysze z zagranicy byli przez Niemców traktowani z wielką serdecznością.
Dziś my w Polsce nie boimy się ani niemieckiego patriotyzmu, ani niemieckiej flagi. Boję się natomiast o trwałość i przyszłość naszych relacji, jeśli nie będą one zbudowane na fundamencie prawdy o tym, co najbardziej bolesne oraz traumatyczne.
Wiedza o historii i jej tragicznie bolesnych rozdziałach nie musi nas wcale dzielić. Przeciwnie. Jak pięknie i mądrze powiedział prezydent Joachim Gauck, otwierając w centrum Berlina wystawę „Powstanie Warszawskie 1944”: „Polacy umieli przebaczyć, gdy Niemcy okazali skruchę. Polacy umieli pokonać nienawiść, gniew i nieufność, gdy Niemcy przyznali się do winy i wstydu”. Po cudzie porozumienia musi przyjść czas na cud pojednania, a potem cud przyjaźni między narodami.
Ważnym krokiem na tej drodze będzie, wierzę w to, chwila, gdy miliony Niemców zobaczą film „Miasto 44”, pomyślą, gdzie Polacy i Niemcy są w roku 2014, a wspólnie zastanowimy się, gdzie razem możemy być w roku 2044.