
– Ja na tych kilku pielgrzymkach miałam trzech chłopaków, piłam wódkę z arbuza, a mój brat stracił cnotę na jednej z nich – wystrzeliła moja pierwsza rozmówczyni Aneta, której sentymentalny uśmiech na dźwięk słowa "pielgrzymka" mówił więcej, niż chciała. Jej zdaniem, pielgrzymka to przygoda która uzależnia i masz ochotę pójść znowu i znowu... – Panuje tam taka atmosfera, że po prostu czujesz się dobrze wśród tych ludzi – mówi Aneta.
W Pielgrzymce i wierze chodzi o to, żeby iść równomiernie w stronę Boga. W piciu to jest sinusoida. Zatem alkoholu nie widziałem, ale imprezy pielgrzymkowe mają inną jakość. Siedzieliśmy więc czasem długo w namiotach, jedząc konserwy i dobrze się bawiąc.
Mimo zakazów, życie na pielgrzymce tętni całą dobę. Ludzie potrafią nie spać całą noc, a później wiele godzin maszerować przed siebie, nawet 40 kilometrów dziennie. – Jak ktoś jest wyluzowany, nie zmienia się nagle na pielgrzymce. Nie jest tak, że cały czas wyłącznie człowiek się modli. Poznałam tam przyjaciół, których mam do dzisiaj. Oczywiście że są też kradzieże i wszystko to, co uznamy za "ciemną stronę" pielgrzymki. Ale to, że kogoś poznajesz, idziesz na spacer i całujesz się z nim sprawia, że lepiej ci się idzie - motylki w brzuszku pomagają – słyszę od młodej i wierzącej dziewczyny.
Są młodzi, przystojni i zaradni. Jest coś takiego, że sam habit do nich przyciąga. Może to działa podobnie jak mundur?