Gdy umiera najbliższy, nie czas na lamenty. Nie czas też na zbytnią radość z pozostawionego przez niego spadku. W dzisiejszych czasach chwila śmierci to bowiem moment, w którym większość z nas zostawia po sobie głównie... długi. W które łatwo wpakować nieświadomych niczego bliskich. Co roku zbyt łatwowierne podejście do otrzymywanego spadku i powszechna wciąż nieświadomość prawa oznaczają kłopoty nawet dla kilkuset tysięcy Polaków.
Żyjesz na kredyt, więc w spadku zostawiasz długi
Dla wielu spadek to marzenie. Przecież tak wielu bogaczy zaczęło budować swoją fortunę właśnie od pieniędzy bliskich, którzy przed śmiercią zapisali im całe swoje oszczędności, dom lub udziały w przedsiębiorstwie. Jednak czasy, gdy dziedziczenie oznaczało taką szansę na lepsze życie, naprawdę dawno minęły i prawdopodobnie nigdy nie wrócą.
Nadeszły za to takie, w których coś zostawiają po sobie nawet mało zamożni - ale raczej nie będzie to dla nas żaden skarb. Wręcz przeciwnie.
Właśnie wchodzimy w okres, gdy z tym światem powoli żegna się coraz więcej osób, które chętnie korzystały z bumu kredytowego początku nowego tysiąclecia. Wtedy, im nad Wisłą pojawiało się więcej instytucji finansowych, tym chętniej oferowały one kredyty z coraz mniejszymi wymaganiami wobec kredytobiorców. Złote czasy skończyły się dopiero wraz z globalnym kryzysem, gdy banki przestraszyły się, że nie odzyskają pieniędzy.
Od żywych, bo "od zmarłych" odzyskują je całkiem skutecznie. Wśród prawie dwóch i pół miliona zadłużonych Polaków spora część to bowiem ci, którzy długi po prostu odziedziczyli.
Polowanie na spadkobierców
- Ignorantia iuris nocet - Agata Zaksiężna cytuje mi krótki komentarz komornika, który usłyszała, gdy ten osobiście przyjechał do jej domu poinformować o spadku po bracie. Pofatygował się, bo przy okazji mógł podjąć pierwsze czynności związane z oszacowaniem jej majątku, który na pokrycie spadkowych długów byłby potrzebny.
W przypadku pani Agaty spadek to było ponad 72 tys. zł na minusie. Długi jej brata, które zaciągnął, by ratować swoją firmę. Gdańszczanka przyznaje, że kilka razy słyszała plotki o tym, iż za życia brat nie najlepiej radził sobie z biznesem, ale do wizyty komornika nawet nie przeszło jej przez głowę, że nawet jeśli jakieś długi po jego firmie zostały, to przejdą na nią.
W świetle prawa fakt, że nie wiedziała o długach brata, nie miał żadnego znaczenia. - Dopiero kilka dni później znaleźliśmy prawnika, który wytłumaczył nam, że przez pół roku od śmierci brata miałam czas, by odrzucić spadek. A skoro siedziałam cicho, to go przyjęłam. Cóż, że zupełnie nieświadomie? - żali się pani Agata.
Okazało się też, że nacięła się nie tylko na braku świadomości obowiązującego prawa, ale i nieuczciwości rodziny. Świetnie o długach męża wiedziała bowiem jej szwagierka i bratankowie. Oni wszyscy zrzekli się notarialnie dziedziczenia jeszcze, gdy brat pani Agaty walczył z chorobą. O tym, że Agata jest następna w kolejce do dziedziczenia, nikt już nie raczył jej powiedzieć.
Drogie dobrodziejstwo inwentarza...
Okazuje się jednak, że nawet świadomość ryzyka przy dziedziczeniu nie pozwala uniknąć wszystkich kłopotów. Za najlepsze rozwiązanie w przypadku zostania spadkobiercą uchodzi wśród wielu przyjęcie spadku z całym dobrodziejstwem inwentarza. Tłumacząc z języka prawnego na nasze, chodzi o to, by odpowiedzialność za ewentualne długi spadkodawcy ograniczyć tylko do wartości majątku, który on pozostawił.
Spisem tego inwentarza i oszacowaniem zależności między długami a wysokością pozostawionego majątku zajmują się komornicy sądowi. Bynajmniej nie za darmo. Za pracę przy spisie inwentarza płaci im się stawkę godzinową, której wysokość to 10 proc. przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego. Plus VAT, czyli za godzinę komornik bierze ponad 400 zł. Co sprawia, że przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza to wyjście tylko dla tych, którzy mają prawo przypuszczać, że długów nie ma lub są niewielkie, za to pozostawiony przez bliskiego majątek pokaźny.
Takie działanie nie uchroniło jednak Wiktorii, która przed dwoma laty szykowała się do dziedziczenia firmy po zmarłym ojcu. - Tata świetnie radził sobie z ciągnięciem rodzinnego interesu, który założył jeszcze jego dziadek. Niczego nam więc nie brakowało, nie było problemów z rachunkami i wydatkami. Tata wprowadzał mnie do ostatnich dni w to, bym przejęła firmę - wspomina. I dodaje, że przed przyjęciem spadku wprost - czyli z pełną odpowiedzialnością za długi - odżegnał ją tylko jej partner.
Dzięki spisowi inwentarza na jaw wyszły długi ojca na kilkaset tysięcy złotych. W jednej chwili spadek w postaci teoretycznie prosperującej firmy i domu w dobrej sopockiej dzielnicy okazał się być nic nie warty. I choć na całe szczęście Weroniki nie mogli dalej ścigać wierzyciele, to... pozostały koszty przygotowania inwentarza. Co w tym przypadku zajęło komornikowi aż kilkanaście godzin pracy. - Zamiast obiecanej przez ojca małej fortuny musiałam za spadek po nim zapłacić kilka tysięcy złotych - mówi z żalem.
Dziedziczenia długów można łatwo uniknąć!
Dziedziczenie kończy się żalem do zmarłego coraz częściej w czasach, gdy spadek naprawdę przestał być spełnieniem marzeń i szansą na wzbogacenie się. Powszechne życie na kredyt sprawia, że śmierć nawet teoretycznie zamożnego bliskiego to głównie powód do obaw. O tym powinniśmy pamiętać dziś wszyscy. Zwłaszcza, że takich kłopotów dość łatwo można uniknąć.
Bo dziedziczenie nie jest przecież obowiązkiem. Przynajmniej przez pół roku od chwili, gdy dowiedzieliśmy się, że zmarł ktoś bliski. Aż tyle czasu mamy na podjęcie jednej z trzech możliwych decyzji. Można oczywiście zaryzykować, nie robić nic i przyjąć spadek wprost, czyli z pełną odpowiedzialnością za długi własnym majątkiem. Można postąpić jak Weronika i dzięki przyjęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza ograniczyć odpowiedzialność do wartości tego, co zostało po zmarłym. Najbezpieczniejsze jest tymczasem po prostu całkowite odrzucenie spadku.
Art. 1012. Kodeksu cywilnego
Spadkobierca może bądź przyjąć spadek bez ograniczenia odpowiedzialności za długi (przyjęcie proste), bądź przyjąć spadek z ograniczeniem tej odpowiedzialności (przyjęcie z dobrodziejstwem inwentarza), bądź też spadek odrzucić.
Ostatnie dwie opcje wymagają jednak odpowiednich działań podjętych u notariusza lub w sądzie. I oznaczają, że nie dziedziczymy długów, ale także zrzekamy się należącego do zmarłych mieszkania, auta, przedsiębiorstwa, czy ich oszczędności. W przypadku przyjęcia spadku z dobrodziejstwem inwentarza coś wartościowego może jednak pozostać nawet po spłaceniu długów. Odrzucenie spadku powoduje natomiast, że rozstanie z jakimkolwiek majątkiem zmarłej rodziny jest pewne.
Masz długi, bądź szczery
Ci, którzy świadomie pozostawiają po sobie długi i ich odrzucający go najbliżsi powinni jednak pamiętać, że w ten sposób mogą napytać biedy innym członkom dalszej rodziny. Dla wierzycieli odrzucenie spadku po mężu przez żonę, czy po rodzicach przez dzieci to bowiem dziś żadna zła wiadomość. Zgodnie z prawem dziedziczenie przechodzi wówczas na kolejnych krewnych zmarłego. I zazwyczaj trafia wreszcie na tego, kto nie miał pojęcia o długach spadkodawcy. Wystarczy bowiem udowodnić mu, że o śmierci krewnego wiedział i przez ustawowe pół roku nie odciął się od dziedziczenia. I już cały spadek jest jego.
Warto pamiętać, że przez te pół roku żaden komornik ani firma windykacyjna się do nas nie zgłosi, bo im się to po prostu nie opłaca. Próżno też oczekiwać, by od jakiejkolwiek instytucji dowiedzieć się czegoś o ewentualnych wierzytelnościach zmarłego bliskiego nim podejmiemy decyzję o wyborze jednej z trzech odpowiedzi na znalezienie się w kręgu spadkobierców. Takie informacje można bowiem otrzymać dopiero, gdy legitymujemy się jako spadkobiercy. Czyli ci, którzy do długów bliskiego już się przyznali.
Grosza nie dołożyłam przecież do tego biznesu, bo po śmierci rodziców prawie nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Tyle, co telefon na święta i inne typowe okazje. No i na koniec jego rodzinie w pogrzebie pomogłam...
Komornika nie przekonywało, że nie miałam z bratem kontaktu, a tym bardziej żadnego udziału w jego interesach. Dla tych, co odzyskują długi liczą się tylko papiery i ustawy.
Weronika, spadek po jej ojcu okazał się obciążony wysokimi długami
Przypuszczał, że mogły zostać jakieś zobowiązania wobec fiskusa lub innych urzędów, których byśmy się sami nie doszukali w papierach. Tymczasem prawda okazała się druzgocąca.