To co władze nadmorskiej miejscowości zapowiadały cztery miesiące temu, stało się faktem. Sopot wyruszył na sądową batalię z siecią klubów ze striptizem Cocomo, które w opinii prezydenta miasta, mają naruszać jego dobre imię.
– Opinia powstaje jednoznaczna: to miasto, w którym potencjalnie oszukuje się ludzi. I to na olbrzymie kwoty. Mieszkańcy oraz turyści niemal codziennie czytają o Cocomo także w kontekście Sopotu, i to nie tylko w polskiej prasie, ale zapewne też zagranicznej, którą pod tym kątem zaczynamy monitorować. Jako prezydent nie mogę pozwolić, by gmina była kojarzona z tego typu działalnością – przekonywał w kwietniu Jacek Karnowski.
Teraz włodarz Sopotu przeszedł od słów do czynów. Z pomocą kancelarii prawnej Nowosielski, Gotkowicz i Partnerzy złożył pozew w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. – Pozew opiera się na nakazie zaprzestania prowadzenia nieuczciwej konkurencji oraz zaprzestania naruszania dobrego imienia miasta – mówi w "Wyborczej" mecenas Roman Nowosielski.
Karnowski przekonuje, że będzie namawiał innych prezydentów miast, aby się do niego przyłączyli. Kluby Cocomo działają w 23 miejscach w Polsce. Sprawa z Sopotu jest pierwszym w historii pozwem o naruszenie dóbr osobistych miasta.
Potyczka sądowa nie będzie jednak łatwa. Niedawno głośno było o dyrektorze pewnej spółki metalurgicznej, który nie pamiętał, jak płacąc służbową kartą, wydał niemal milion złotych w klubie Cocomo. Sprawą zainteresowała się prokuratura, uznając, że znajdujący się pod wpływem alkoholu mężczyzna był nieświadomy swoich czynów i został oszukany przez pięć pracownic klubu, które wykorzystały jego niedyspozycję.
Sąd nie zgodził się jednak na aresztowanie kobiet. Według niego dyrektor nie był zmuszany do picia alkoholu i ponosi pełną odpowiedzialność za czyny popełnione w stanie upojenia.