
Po śmierci w wyniku sepsy czteroletniego przedszkolaka w Warszawie wśród rodziców wybuchła panika. Tak jak wcześniej wielu z nich ignorowało gorączkę i podawało swoim dzieciom ogólnodostępne środki, teraz, gdy tylko ma ono podwyższoną temperaturę, od razu pędzą do lekarza.
Rodzice są także ostrożni w przyprowadzaniu dzieci do przedszkola, do którego uczęszczało dziecko. Na blisko 150 zapisanych do Przedszkola nr 200 przy ul. Balbinki w Warszawie, na zajęcia przyszło co piąte.
Chłopiec zmarł w piątek wieczorem. Dzień wcześniej było już w przedszkolu i, jak pracownicy placówki mówią dziennikarzom, nic nie wskazywało na to, że jest chore. - Z tego co wiemy, dziecko trafiło do szpitala o godz. 14, a o 20 już go nie było – mówi Joanna Narożniak z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.
Czym są meningokoki?
To bakterie występująca w jamie nosowo-gardłowej u zdrowych osób (tzw. nosicieli) nie powodując żadnych dolegliwości ani objawów. Do zakażenia dochodzi podczas kontaktu podatnej na nie osoby z bezobjawowym nosicielem lub osobą chorą. Bakterie przenoszone są drogą kropelkową, chorują na nie najczęściej dzieci w wieku od 3 miesięcy do 1 roku życia. Meningokoki, poza sepsą, mogą być przyczyną zapalenia opon mózgowo – rdzeniowych, zapalenia płuc, ucha środkowego. Nieleczone prowadzą do śmierci. Czytaj więcej
Sanepid stara się uspokoić rodziców, że przedszkole w którym doszło do tragedii jest bezpieczne.
Przedszkole zostało gruntownie zdezynfekowane. A poza tym jeśli były to meningokoki, to nie potrafią one długo przeżyć poza organizmem człowieka.