W swoim pierwszym hotelu Conrad Hilton, leżąc w łóżku musiał oganiać się od pcheł i przeganiać myszy. Zanim został sławny i bogaty po wybudowaniu sieci hoteli Hilton minęło 20 lat, a w tym czasie raz zbankrutował. Curt Carlson – ten od globalnej sieci 400 hoteli Radisson – zaczynał biznes mając 55 dolarów w kieszeni. Wielkiego majątku dorobił się po jakichś 30 latach harówki.
American dream? Jasne. A teraz historia z Polski. 10 lat temu państwo Wróblewscy, właściciele pensjonatu w Kołobrzegu, wysyłają na studia do Warszawy synów Jana i Szymona . Zapewniają idealny start kupując mieszkanie. Studenci słuchają wykładów w Szkole Głównej Handlowej. Zainspirowani sprzedają swoje mieszkanie i zaczynają handlować kolejnymi lokalami na szalejącym rynku nieruchomości. Zakładają firmę i za kredyt budują własny hotel w Kołobrzegu, nad samym Bałtykiem.
Polski dream przebija ten amerykański, bo po kolejnych 5 latach bracia Wróblewscy mają sześć luksusowych hoteli, a siódmy, największy nad polskim Bałtykiem, budują pod marką sieci Radisson. W sumie biznesy warte są jakieś 500 mln złotych. Przeliczając na dolary, daje to 160 mln w kilka lat. Carlsonowi i Hiltonom powinny kapcie pospadać z nóg.
Jan Wróblewski ma 29 lat i wszystko poukładane na kilka lat do przodu. W okolicach 2017 roku zrealizuje wszystkie rozpoczęte inwestycje. Wraz z bratem będą mieli najwięcej luksusowych pokojów w nadmorskich kurortach. Tylko w jednym Baltic Park Molo w Świnoujściu – 600 apartamentów, część na sprzedaż część na wynajem. Doliczając pozostałe 5 i 4-gwiazdkowe hotele innych właścicieli, polski rynek nie będzie już więcej potrzebował.
– Wszystko dzięki jednej pani profesor z SGH, która na zajęciach opowiedziała o amerykańskich condohotelach – wspomina młody biznesmen. – Inwestor stawia hotel w dobrym kurorcie. Inwestorzy wykupują apartamenty. Ale spędzają w nich kilka tygodni w roku, więc poza własnym odpoczynkiem wynajmują i wspólnie dzielą się zyskiem – streszcza zasady biznesu.
Za garść pożyczonych
Wróblewski wspomina, że marzył im się taki hotel. Ale z handlu mieszkaniami uciułali może jakieś kilkaset tysięcy. Za działkę blisko plaży właściciel życzył sobie „chyba z 15 mln”. Hotel nie był w ich zasięgu. Ale czasem i takim golasom się udaje. – To były lata prawdziwego boomu w nieruchomościach. Banki dawały kredyt i na zakup ziemi, i na budowę. Ojciec ręczył za nas także opinią. No i dostaliśmy – opowiada o kulisach powstania spółki Zdrojowa Invest. Na „parapecie chwały” obok nagród biznesowych i dyplomów trzyma solidny kawał czerwonego granitu. Jeden z pierwszych luksusowych kamieni jakie zamówił do swoich hoteli. Apartamenty za 250-400 tys. sprzedały się na pniu.
Trzeba jeszcze nimi zarządzać. Wróblewscy doświadczenie w branży zdobywali u rodziców. A ci, to pionierzy usług hotelowych, już w latach 90. mieli pierwsze w Polsce kontrakty z zorganizowanymi grupami z Niemiec. Synowie na własny rachunek wynajęli i prowadzili jeden z państwowych ośrodków wypoczynkowych nad morzem. – Dobrą stopę zwrotu przynosi luksus, zapewnione rozrywki i zadowolony z obsługi klient. To dlatego greccy hotelarze, gdy upadnie rosyjskie biuro podróży, sami płacą za odstawienie swoich gości do domu. Wiadomo, że zadowolony klient powróci – mówi Wróblewski.
– Dopóki była hossa w nieruchomościach, sprzedawaliśmy apartamenty na pniu. Paradoksalnie kryzys nam pomógł. Zamożni Polacy woleli wycofać pieniądze z banku i ulokować w jakimkolwiek realnym biznesie. My gwarantowaliśmy 7 proc. zysku z wynajmu, a właściciele apartamentów mogą wymieniać się noclegami i wypoczywać w kilku naszych hotelach płacąc tylko 100 zł za noc – opowiada dalej.
Król na wydmach
I tak w rodzinnym Kołobrzegu bracia Wróblewscy wybudowali cztery condo-hotele z blisko 500 pokojami i apartamentami. Inwestują tam nie tylko z sentymentu. To jeden z nielicznych w Polsce kurortów, gdzie sezon trwa cały rok. 2,8 mln „osobonoclegów” rocznie to dwa razy więcej niż Zakopanem. W górskiej stolicy Polski byli gotowi kupić państwową firmę Tatry Polskie - aquapark, trzy zespoły hotelowe, restauracje oraz kilka atrakcyjnych działek. Po miesiącach negocjacji Skarb Państwa zdecydował jednak oddać firmę samorządowi Zakopanego.
Swój górski hotel postawili więc w Szklarskiej Porębie (64 apartamenty). Mają też niewielki obiekt przy plaży w Ustroniu Morskim, gdzie można wynająć lub kupić apartamenty wakacyjne. Mega skalę przyniesie im jednak biznes w Świnoujściu. Prezydent miasta był zdziwiony, że po latach inwestycję, której nie podołali finansowo Duńczycy, dokończy rodzina Wróblewskich. Apartamenty z widokiem na morze i jedna z najładniejszych w Polsce plaż kosztują 350-400 tys. zł i już mają pierwszych nabywców.
Jan Wróblewski chwaląc się, pokazuje zdjęcia bajecznych widoków. – W jednym z nadmorskich hoteli klient zażyczył sobie jacuzzi na dachu. To ma – pokazuje zdjęcia. Z nostalgią dodaje, że w rodzinnym Kołobrzegu mógłby siedzieć cały czas. Ale interesów trzeba doglądać z Warszawy.
Także i w tym roku tysiące studentów rozpocznie w studia w stolicy. Część zamieszka w akademikach, część w wynajętych mieszkaniach, nielicznym rodzice kupią jakieś lokum na własność. 10 lat temu braciom Janowi i Szymonowi Wróblewskim rodzice też zafundowali idealny start.