Kreml jakim go dziś znamy zbudowała oligarchia. Przez lata to bajecznie bogaci rosyjscy biznesmeni na swoich barkach budowali potęgę Władimira Putina. Jednak dzisiaj to, że oligarchia stoi za Putinem jest już trochę mylnym stereotypem. Czego najlepiej dowodzi choćby wczorajsza deklaracja Borysa Bieriezowskiego, który za głowę "cara XXI wieku" chce dać 2 mln dol. Bo starzy przyjaciele zaczynają się siebie bać.
"Wyznaczam nagrodę pieniężną w wysokości 50 milionów rubli za ujęcie i aresztowanie szczególnie niebezpiecznego przestępcy Władimira Putina" - ogłosił wczoraj Borys Bieriezowski. Dodając, że 7 maja, gdy prezydent-elekt zainauguruje swoje rządy, dojdzie po prostu do zamachu, a nie wypełnienia demokratycznych procedur. W ten sposób poniekąd odpłacił swojemu niegdysiejszemu przyjacielowi pięknym za nadobne. W ojczyźnie kontrolowane przez Kreml organy ścigania podobny list gończy rozsyłają bowiem za nim. Bo kiedyś sponsor i bliski przyjaciel Putina dzisiaj powinien odsiadywać w kolonii karnej 6-letni wyrok za przestępstwa finansowe. Gdy w przyjaźni z Kremlem coś zaczęło pękać był jednak na tyle czujny, że szybko przeniósł się do Wielkiej Brytanii. Otrzymując tam azyl polityczny szybko zapomniał o wszystkim, co łączyło go z władzami w Moskwie. I teraz jest w pierwszym szeregu tych, którzy mówią o Putnie niczym o diable wcielonym.
Londyn i Nowy Jork
Bieriezowski kontra Kreml
Wie kto zabił Litwinienkę?
On mówi to publicznie i najgłośniej. Wielu jego zamożnych przyjaciół z ojczyzny strach przed nową erą rządów Putina potwierdza tymczasem tylko w prywatnych rozmowach podczas przyjęć w swoich apartamentach, czy na jachtach. Które coraz częściej kupują w Wielkiej Brytanii, Nowym Jorku, czy na gorącej Florydzie. Może interesy robią jeszcze w Rosji, może wciąż uzgadniają je z Kremlem, jednak majątek powoli, ale systematycznie przenoszą tam, gdzie "car" nie będzie w stanie im go odebrać, gdy coś pójdzie nie tak. Ich adres zamieszkania coraz częściej nawet oficjalnie nie jest w Moskwie, czy Sankt Petersburgu. W kilka lat z rosyjskich oligarchów amerykańskimi biznesmenami stali się tacy bogacze, jak magnat budowlany Władisław Doronin, czy król branży chemicznej Dmitrij Rybołowlew. Wielokrotnie odznaczany za wkład w rozwój rosyjskiej kultury kompozytor i producent muzyczny Igor Krutoj ostatnio również wybrał Stany Zjednoczone. Opisując te przeprowadzki dziennik "The New York Times" obliczył, że obawy przed powrotem twardego putinizmu kosztowały Rosję 84 mld dol. Tyle kapitału uciekło już spod wpływów Moskwy.
Exodus oligarchii jest dla Kremla kosztowny jeszcze z jednego względu. Za granicą dawni (albo i wciąż obecni) przyjaciele i sponsorzy Władimira Putina mniej, lub bardziej chętnie opowiadają o tym, jak robi się z nim interesy. Nie wszyscy robią to przecież publicznie, jak Bieriezowski. Ale ktoś powiedział np. amerykańskim dyplomatom, że Władimir Putin jest "skorumpowanym autokratą" i kieruje "faktycznym państwem mafijnym". Tak bowiem opisywany jest w depeszach dyplomatycznych, które ujawniło WikiLeaks. Zbuntowani oligarchowie mówią więc o tym, jak służby bezpieczeństwa ściągają haracz od przestępców w zamian za ochronę, a ci to samo oferują przedsiębiorcom. Coraz częściej inwestorzy, którzy niegdyś byli skłonni do wydania swoich pieniędzy w Rosji, dzisiaj słyszą od pochodzących z niej przyjaciół historie, takie jak ta o śmierci Jewgienija Czywilichina, prezesa Moskiewskiego Związku Targowisk i Kompleksów Handlowych. Którego kilka lat temu nieznani sprawcy zabili przed domem w środku Moskwy.
Łagry
Za co siedzi Chodorkowski
Powstał o tym nawet film
Bardziej od przestępców w Rosji trzeba się jednak bać władzy. Druga grupa oligarchii wrogiej Kremlowi odsiaduje wyroki. Zazwyczaj w koloniach karnych, gdzie ciężka praca ma im przypomnieć, co stracili i zmusić do odpowiedzi na pytanie, czy warto było wchodzić w drogę otoczeniu "cara". To najlepiej wie Michaił Chodorkowski. Niegdyś najbogatszy człowiek w Rosji, do którego należał koncern naftowy Jukos. Gdy dzisiaj Putin wraca na kolejną kadencję na fotelu prezydenta, dla ludzi takich, jak Bieriezowski historia Chodorkowskiego jest najlepszym przykładem do opisania, dlaczego nikt nie powinien ufać rosyjskiemu przywódcy. Chodorkowski krytykował Putina, gdy ten pierwszy raz dochodził do pełni władzy. Kiedy ją osiągnął zemścił się zamykając mu usta i wtrącając za kraty. Gdy przygotowywał się od powrotu na Kreml, zadbał więc, by jeszcze tą karę poprawiono i w kolejnym procesie biznesmen dostał dodatkowe lata więzienia.
W tym samym czasie w niełaskę popadł również człowiek, który otworzył Rosję na telefonię komórkową, czyli Jewgienij Czyczwarkin. Miał on bowiem ambicje, by zostać jednym z liderów (w ówczesnych założeniach jeszcze opozycyjnej) "Słusznej Sprawy". Dowiadując się o tym Kreml postanowił więc przyjrzeć się i jego interesom. Oczywiście bez problemu znaleziono podstawy do zainteresowania się prokuratora jego osobą. Któryś z wysoko postawionych przyjaciół był jednak dla niego na tyle miły i ostrzegł go, że wkrótce może mieć okazję do codziennych spotkań z Chodorkowskim w więziennej stołówce. W cztery miesiące Czyczwarkin zdążył sprzedać swoją firmę i przenieść się wraz z rodziną do Wielkiej Brytanii.
Moskwa
Czasem wystarczy natomiast, że krnąbrny oligarcha się publicznie ukorzy. To 2005 roku pomogło Michaiłowi Fridmanowi, potentatowi naftowemu z TNK-BP, któremu długo nie podobały się rządy Władimira Putina. Wymiar sprawiedliwości już przygotowywał się więc, by słusznie ukarać go za przekręty finansowe, ale w ostatniej chwili Fridman przypomniał sobie, że jest bardzo usatysfakcjonowany sytuacją w kraju. W mediach nie zawahał się więc potwierdzić, iż chciałby widzieć kogoś z otoczenia Putina, lub jego samego na fotelu prezydenta przez kolejne lata.
Jednak czasy się zmieniły i nowa kadencja powracającego "cara" ma być dla oligarchów zupełnie inna. To znaczy dla tych, którym udało się przez lata wytrwać u jego boku. "Bez Putina na szczycie władzy majątek jego przyjaciół jest zagrożony, a bez poparcia przyjaciół pozycja samego Putina jest słaba" - ocenili powyborczy krajobraz w Rosji eksperci z European Council on Foreign Relations. "Dlatego ani Putina, ani jego przyjaciół nie stać na liberalizację, która zakwestionowałaby ich kontrolę nad państwem i jego zasobami. W rzeczywistości słabszy Putin będzie bardziej zależny od lojalności elity, a tym samym mniej zdolny do podważenia oligarchicznej monopolizacji własności tkwiącej u podłoża korupcji" - tak wróżąc przyszłość Kremla.