Jens Breivik pyta "Moja wina?". Ojciec Andersa Breivika, mordercy z wyspy Utoya, wydaje wspomnienia
Sylwia Skorstad
18 września 2014, 20:20·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 18 września 2014, 20:20
Po raz pierwszy pomyślał o samobójstwie dzień po tym, jak zobaczył swoje nazwisko w artykule. Zaledwie trzy dni wcześniej czuł się w miarę szczęśliwym człowiekiem. Emerytowany dyplomata mieszkający w niewielkim domku z ogrodem wspólnie z żoną i kilkoma kotami. Nikt ważny. Ktoś, kto nie ma pojęcia, że już wkrótce jego nazwisko będzie najczęściej wyszukiwanym w Google. I że za kilkanaście miesięcy otrzyma list, który powali go na kolana.
Reklama.
Ojciec mordercy
Jens Breivik jest ojcem najgorszego masowego mordercy w pokojowych dziejach współczesnej Europy. Cokolwiek zrobił i cokolwiek zrobi jeszcze w życiu, nie ma znaczenia, bo zostanie zapamiętany tylko jako ojciec Andersa Breivika.
Siedemdziesięciodziewięcioletni emeryt swoim wyglądem wzbudza współczucie. Ma twarz człowieka, który nie może spokojnie zasnąć. Patrząc na niego odnosi się wrażenie, że czymkolwiek próbuje zagłuszyć ból, są to próby bezskuteczne. Być może książka, która w październiku ma się ukazać w Norwegii, pomoże mu odzyskać spokój.
Jak później opowiadał dziennikarzom NRK, o bombie podłożonej w dzielnicy rządowej dowiedział się z telefonu od rodziny. Usiadł przed telewizorem i oglądał wiadomości przez wiele godzin. Nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł strzelać do bezbronnych nastolatków jak do kaczek.
Po źle przespanej nocy usiadł do komputera, by dowiedzieć się więcej. Na opublikowanym w serwisie internetowym zdjęciu nie poznał własnego dziecka. W oczy rzuciło mu się dopiero nazwisko. Przez długie minuty nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś pisze o Andersie.
Kiedy dotarła do niego prawda, zamknął się w piwnicy i płakał. Z myśli o samobójstwie zrezygnował ze względu na obecną żonę. Nie wiedział jeszcze, że to dopiero początek zupełnie nowego rozdziału jego życia. Choć może „życie” w tym przypadku to słowo zbyt wielkie.
„… i kłótnie przy kolacji”
Na co dzień Jens Breivik mieszka we Francji, bo jak twierdzi, życie w ojczyźnie byłoby teraz nie do zniesienia. Do Oslo przyjechał na krótko, by odpowiedzieć na kilka pytań związanych z książką, którą napisał we współpracy z anonimowym pisarzem. We wspomnieniach odnosi się do tego, co napisano o nim w artykułach, na blogach oraz trzech jak dotąd wydanych w Norwegii książkach o rodzinie Breivików.
Twierdzi, że chce wyjaśnić niektóre sprawy i zrzucić ciężar z serca. Zdradza też szczegóły z życia syna i ich wzajemnej relacji. Wielu Norwegów przeczyta tę książkę w nadziei, iż pomoże im ona zrozumieć, jak mogło się stać to, co przed 22 lipca 2011 roku było niewyobrażalne.
Wątek rodziny Breivików często pojawia się w rozważaniach o mordercy z Utøyi i jego kondycji psychicznej. Jens rozstał się z matką Andersa, gdy ten miał rok. Przez pewien czas rodziną interesowały się służby socjalne i do dziś wielu zadaje sobie pytanie, na ile to wychowanie sprawiło, że chłopak był w dzieciństwie „trudny”, „roszczeniowy”, a z czasem zaczął manifestować cechy psychopatyczne i narcystyczne, w tym całkowity zanik empatii oraz megalomanię. Ojciec znów zaangażował się w wychowanie syna, gdy psychologowie uznali, że środowisko matki może chłopcu szkodzić. Trwało to jednak krótko.
Co by było, gdyby
Dziennik „Dagbladet” relacjonuje, że w spisanych wspomnieniach Jens Breivik powraca do czasów, kiedy syn miał 4 lata. Spotkał się wtedy z byłą żoną w sądzie, gdzie zapadły ustalenia dotyczące przyszłości chłopca. Deklaruje, iż był gotów zabrać Andersa do Francji, ale „stary, konserwatywny sędzia” zadecydował inaczej.
Twierdzi też, że to przykre doświadczenia z tamtej sprawy spowodowały, iż kiedy rozpoczęło się śledztwo w sprawie morderstw popełnionych przez Andersa, nie zgodził się na przesłuchanie w Norwegii i wolał składać wyjaśnienia dotyczące relacji z synem przed policją francuską. Nie raz zastanawiał się, co by było, gdyby przed laty zawalczył o dziecko.
Choć Norwegowie zwykle unikają wytykania winnych palcami i w tej sprawie uznają, że winnym jest ten, kto pociągał za spust, chcieliby wiedzieć, czy ktoś mógł zapobiec tragedii. Czemu nikt nie zauważył w porę, że coś złego dzieje się z radykalizującym się ideologicznie chłopakiem? Czy gdyby od początku rodzina spełniała swoje funkcje, jego losy nie skończyłyby się w celi o zaostrzonym rygorze i w praktyce dożywotnim wyrokiem?
Ile wiemy o swoich dzieciach?
Portal najbardziej poczytnej w Norwegii gazety „VG” zaraz po przyjeździe Jensa Breivika do kraju zorganizował mini-konferencję. Wypowiadali się na niej psychologowie, dziennikarze i krytycy literaccy, którzy już mieli możliwość zapoznać się ze wspomnieniami Jensa Breivika.
Dziennikarza Andersa Gjævera uderzyło to, jak mało autor wie o swoim synu. Nie potrafi o nim wiele powiedzieć, ma tylko mało znaczące wspomnienia z przeszłości. Ojciec mordercy sam przyznał w wywiadzie dla jednego ze szwedzkich dzienników, że stosunkowo szybko zrezygnował z prób dotarcia do syna.
Wspominał, że Andersa nic nie interesowało. Nie miał pociągu do sportu, samochodów, łowienia ryb ani do czytania książek. Nie chciał się bawić z kolegami ani rozmawiać o szkole. Kiedy dostał popularną w Norwegii grę wiedzową dla dzieci i dorosłych, przerzucał kolejne karty z pytaniami mrucząc pod nosem: - Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Nigdy więcej nie zajrzał do pudełka. Ojcu na widok tej sceny po raz pierwszy przyszło do głowy, że jego syn jest po prostu głupi.
Kontakt ze sobą zerwali, gdy Anders miał piętnaście lat. Jens usłyszał syna w słuchawce dopiero po upływie dziesięciu lat, kiedy ten zadzwonił, by pochwalić się, że założył własną firmę. W książce „Moja wina? Historia ojca” przyznaje, że nie zanotował nawet numeru, nie zadał żadnych pytań. Nie interesowało go to.
Osiem stron jadu
We wspomnieniach Jens Breivik twierdzi, że chciał się zobaczyć z siedzącym w więzieniu Andersem. Odpowiedź przyszła dopiero po kilku miesiącach. Ośmiostronicowy list pełen wyrzutów, nasycony ideologią i pokrętnym moralizatorstwem. Anders odmówił ojcu spotkania, dokąd ten nie zmieni swoich socjaldemokratycznych poglądów – twierdzi dziennik „VG” na pierwszej stronie środowego wydania.
- Wiemy obaj, że jesteś i pozostaniesz tak daleko od nacjonalizmu, jak to tylko możliwe – pisze Anders Breivik do ojca we fragmencie cytowanym przez dziennik. – Twoje reakcje wskazują, że jesteś niesamowicie tchórzliwą i słabą osobą albo lojalnym zwolennikiem ideologii socjaldemokratycznej/liberalnej.
Dalej masowy morderca nazywa ojca między innymi „pożytecznym idiotą”, oskarża go o głupotę, zaślepienie i chorobę psychiczną bądź upośledzenie umożliwiające poznanie „prawdy o świecie”. Zdaniem psychologa Henninga Værøya, którego dziennikarze poprosili o komentarz, ten list to rodzaj kary dla ojca i okazja dla mordercy, by po raz kolejny wybielić swoje czyny oraz wyklarować koncepcję „czystego społeczeństwa”.
Jego zdaniem Anders Behring Breivik jest niezdolny do przyjęcia punktu widzenia innych ludzi. Żyje iluzją, że wszyscy myślą tak jak on, a jeśli jest inaczej, to dali się zmanipulować.
Bez przebaczenia
- Zawiodłem jako rodzic – przyznał Jens Breivik w wywiadzie dla norweskiego dziennika „Dagbladet”. Ojciec mordercy wyrzuca sobie, że nie zrobił dla syna więcej. Mówi o tym, że od czasu masakry na wyspie i zamachu w dzielnicy rządowej żyje z nieustającym wstydem.
We wstępie do „Moja wina? Historia ojca” napisał: - Narobiłem w życiu wiele głupot. (…) Wiele bym w swojej biografii zmienił, gdybym tylko mógł. I zrobiłbym więcej. Szczególnie dla Andersa.
Wśród pierwszych opinii w Norwegii pojawiło się zdanie, że Jens Breivik szuka swoją książką przebaczenia, ale sam nie potrafi sobie przebaczyć. I jakakolwiek wina ciąży mu na sumieniu, kara jest dla bardzo surowa.