Czeski film. To powiedzonko najlepiej opisuje chyba historię, którą na Facebooku podzielił się dzisiaj jeden z najbardziej znanych w kraju speców od typografii, Robert Chwałowski. Przez nieznajomość pięknego języka naszych południowych sąsiadów okazał się niewłaściwym człowiekiem w niewłaściwym miejscu.
I dokładnie tak jest, że niby tak podobny język, którym posługują się Czesi potrafi wyprowadzić Polaków na manowce. Autor okładek wielu czasopism i książek miał pecha, że zaproszono go na miesiąc, którego nazwa do złudzenia przypomina polski kwiecień. Podobne problemy mógłby mieć także wówczas, gdyby trafiło do niego zaproszenie na Červenec. Czerwiec? Nie, dla Czechów to lipiec. Gdy umawiamy się z Czechem, jedyną datą do której można podejść bez żadnych podejrzeń jest bowiem tylko listopad, który dla naszych sąsiadów również oznacza jedenasty miesiąc w roku.
Jednak lubią na nas zastawiać jeszcze wiele innych pułapek językowych. I wciągają w takie pozbawione wszelkiej logiki łańcuszki, jak ten, że polska truskawka to czeska jahoda, jagoda to czeska borůvka, borówka to tymczasem brusinka. Lepiej nie szukać też innych, bo może się okazać, iż właśnie oznacza dla Czecha právě, ale prawie to skoro, a skoro to czeskie jestli...
Wam również przydarzyły się podobne zabawne sytuacje wynikające z nieznajomości języka. A może znacie śmieszniejsze słowa podobne do polskich, niż te które funkcjonują w języku czeskim?