– To nic innego jak praca za darmo, która jest akceptowalna jako uzupełnienie rynku pracy, ale nie jako podstawa zatrudnienia i sposób na omijanie kodeksu – stwierdza socjolog Jarosław Urbański, członek Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, w rozmowie z "DGP". Socjolog złamał tym samym tabu na temat warunków, w jakich pracują najczęściej młodzi, pełni zaangażowania ludzie. Czy NGO-sy naprawdę są tak nieskazitelne, jak się je maluje?
Krytykowanie NGO-sów, czyli organizacji pozarządowych, jest w Polsce, mówiąc delikatnie, "niepopularne". Głównie z uwagi na ich ważną rolę w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Według danych z 2012 roku, w Polsce działa 11 tys. fundacji i 70 tys. stowarzyszeń. Jednak "trzeci sektor", jak nazywa się organizacje pozarządowe, ma w swojej działalności drugie dno. Choćby takie, że średnie zarobki pracownika z 15-letnim stażem wynoszą 3500 zł brutto. Okazuje się, że w rzeczywistości bywają znacznie niższe.
Idea zamiast pensji
Socjolog Jarosław Urbański zauważa, że na NGO-sy przerzucono wiele zadań zadań publicznych wykonywanych wcześniej przez administrację albo przez samorząd, oczywiście za odpowiednie wynagrodzenie. Wszystko to pod płaszczykiem pożądanego rozwoju aktywności obywatelskiej. Urbański twierdzi jednak, że wolontariat to taki "NGO-sowy sposób udawania, że my się tu wszyscy świetnie bawimy".
Potwierdza to Sylwia, była pracownica NGO-sa. – W fundacji pracuje się zupełnie inaczej niż w urzędach. Panuje familiarna atmosfera, wokół jest wielu młodych i zaangażowanych ludzi. Ale czy oznacza to, że nie powinni otrzymywać uczciwych pensji? Pracodawcy karmią ludzi gadkami o tym, jak ważne rzeczy robi się w NGO-os, a im później nie wystarcza nawet na własne utrzymanie. To wykorzystywanie ludzi z ideałami – mówi.
– To bardzo trafne uwagi, choć ludzie boją się mówić o warunkach zatrudnienia w takich miejscach – dodaje Sylwia, która pracowała w tym sektorze przez trzy lata. – Znam dużo osób, które nadal pracują w NGO-sach i w ich opowieściach powtarza się pewna kwestia. Otóż ich wyobrażenie, które mieli idąc do fundacji, było kompletnie inne niż rzeczywistość, którą zastali. Pomijam głodowe pensje, ale ludzie chcą robić coś dla innych, pomagać, a później stają się urzędnikami, którzy robią wszystko po łebkach, bo nie starcza czasu – mówi.
Problemem, na który zwracają uwagę moi rozmówcy jest również brak szacunku ze strony pracodawców. – Wychodzi się z założenia, że skoro pracownik godzi się na takie warunki pracy, brak umowy, pensję płaconą pod stołem, ewentualnie umowę o dzieło, to ludzie ci nie są godni szacunku – mówi. Objawia się to ciągłą walką o pensję, a tym samym strach o jutro.
Nie krytykujmy, zmieniajmy
Z taką interpretacją działania "trzeciego sektora" nie godzi się Alina Gałązka, redaktorka naczelna serwisu ngo.pl. Jej zdaniem, to, co zostało określone „przerzuceniem zadań publicznych” przez socjologa, jest realizacją konstytucyjnej zasady pomocniczości. – To, czy jest ona dobrem, czy złem, zależy od światopoglądu. Dla mnie jest dobrem, bo wierzę w samoorganizację, a stowarzyszenia nie są miejscem dla „przesuniętych pracowników”, tylko przejawem wolności obywatelskiej, jedną z większych zdobyczy po '89 roku – stwierdza w rozmowie z naTemat.
Zdaniem Gałązki, to samo dotyczy wolontariatu. – Dla mnie zaangażowanie w pracę społeczną, za darmo, jest pozytywne, i praktykuję to sama od lat. To sposób samorealizacji, budowania wspólnoty itd. Podkreślam jednak, że wolontariat jest legalny tylko w organizacjach społecznych i jednostkach publicznych, w działaniach non-profit. Nie można korzystać z pracy wolontariuszy, gdy prowadzi się działania dla zysku. Wszelkie obejścia tego przepisu są łamaniem prawa – mówi.
Gałązka przyznaje jednak, że system zlecania zadań publicznych jest niedoskonały. – Dofinansowywane są (przez samorządy i administrację centralną) jedynie projekty. O projekty walczy się w konkursach. Utrzymywanie pracowników między konkursami, miedzy projektami jest nie lada wyzwaniem. Dotyczy to także schronisk, hospicjów, noclegowni… – wymienia redaktorka naczelna nto.pl. Jak mówi, jej zdaniem zamiast „walić” w organizacje, warto działać z organizacjami na rzecz zmiany tego systemu.
Z potrzeby serca
Janusz Sejmej, rzecznik Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej poproszony o odniesienie się do słów Jarosława Urbańskiego przypomina jedynie, że organizacje pozarządowe stają się coraz silniejszym podmiotem w Polsce. – Są partnerem dla administracji publicznej, ale także pracodawcą. Organizacje korzystają ze środków finansowych, które administracja przeznacza na realizację tych działań - co jest zagwarantowanie w ustawie o działalności pożytku publicznego i wolontariacie -mówi.
Problem jednak leży zupełnie gdzie indziej, bo w typach umów oraz wysokości wynagrodzenia, które otrzymują pracownicy NGO-sów. Nawet oficjalne dane o zarobkach w NGO wskazują, że płace są tam bardzo niskie.
Mediana wynagrodzeń całkowitych brutto w sektorze pozarządowym wyniosła w 2012 roku 3 tys. zł brutto. Osoby z 15-letnim stażem zarabiają przeciętnie 3,5 tys. zł, ale szeregowi pracownicy otrzymują... 1,9 tys. zł brutto. Jak wyjaśnia moja rozmówczyni Sylwia, czasem realne zarobki w III sektorze bywają jeszcze niższe.
Jak to możliwe? – Wszystko jest rozliczane z projektów, a trzeba opłacić księgowość, biuro i rzeczy, które nie są dotowane. Aby znaleźć na to pieniądze, wpisuje się do projektów wyższe wynagrodzenia, których większość pracownik i tak musi oddać jako darowiznę, bo tak się umówił z pracodawcą. Tak naprawdę nie miał jednak innego wyjścia – wyjaśnia Sylwia.
To nic innego jak praca za darmo, która jest akceptowalna jako uzupełnienie rynku pracy, ale nie jako podstawa zatrudnienia i sposób na omijanie kodeksu. To szczególnie dotyczy takich branż jak opieka, oświata czy kultura. Czyli usług kiedyś świadczonych przez instytucje publiczne, a teraz coraz bardziej zliberalizowanych i odchudzonych. Pracownicy, którzy przeskoczyli lub zostali przesunięci z sektora samorządowego do stowarzyszeń, szybko odczuwają, o co chodzi. Bo nagle przestają być objęci specjalnym ustawodawstwem chroniącym stałość ich zatrudnienia. A w zamian nie dostają nic. Czytaj więcej
Janusz Sejmej
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej
Dlatego nie można mylić wykonywania przez NGO’sy zadań zleconych przez samorząd z wolontariatem. Wolontariat rządzi się innymi prawami – jest wykonywany dobrowolnie, w dniach i godzinach, które odpowiadają wolontariuszom. Każda organizacja jest zobowiązana zawrzeć umowę z wolontariuszem, a w przypadku gdy wolontariusz wspiera organizację dłużej niż 30 dni, organizacja ta jest zobowiązana do ubezpieczenia zdrowotnego wolontariusza. Dodatkowo ustawa wprost wskazuje, że wolontariat nie może być świadczony na rzecz działalności gospodarczej prowadzonej przez organizacje czy administrację publiczną.