Wojskowi chcą kupić F-35, nowe samoloty Lockheeda. W MON rozważany jest zakup za 9-10 mld dolarów, choć po latach wychodzą kwiatki z umowy offsetowej towarzyszącej transakcji zakupu F-16.
Najnowsze produkty amerykańskiego koncernu miałyby w przyszłości zastąpić wysłużone radzieckie SU-22, jakich w polskich siłach powietrznych lata jeszcze 30 sztuk. Na razie nakładem 6 mln na każdy samolot są one modernizowane, tak by mogły służyć jeszcze przez 8-10 lat, a potem... I tu podatnicy powinni złapać się za portfel - polska zamówi 64 samoloty F-35. Obecnie na podobne zakupy stać takie państwa jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, które za 70 porównywalnych maszyn Typhoon zapłacą 6,5 mld euro.
O planach MON pierwszy raz poinformowano podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu do spraw Wojska Polskiego w lutym tego roku. Zdawkowo potwierdził je szef MON Tomasz Siemoniak. Branżowy serwis defence24.pl pisał wówczas, że plan przewiduje wydanie 170 milionów złotych w 2020 r. na początek programu i po 330 milionów złotych w kolejnych latach (2021 – 2022), co daje możliwość kupienia dwóch samolotów rocznie. Zakupy te mają trwać do 2030 roku (w następnych latach ma się zwiększyć liczba rocznie dostarczanych maszyn do 4, a później do 8).
Jeden samolot F-35 w wersji najtańszej „Alfa” ma kosztować 96,8 miliona dolarów, a z pakietem logistycznym dwa razy tyle.
Płaczą i płacą
Tymczasem po latach okazuje się, że na dotychczasowych interesach z Lockheed Martin nie wychodzimy zbyt dobrze. Miesięcznik "Forbes", przywołuje właśnie historię 5 milionów dolarów odszkodowania, jakie za niedotrzymanie obietnic offsetowych zapłaciła amerykańska korporacja.
Naciskając na poufność wiceprezes Lockheed Martin rok temu podpisał ugodę z firmą Bartimpex - należącą do Tomasza Gudzowatego i spadkobierców jego ojca Aleksandra, polskiego miliardera.
Poszło o obietnice jakie złożyli Amerykanie 12 lat temu, gdy polski rząd negocjował polsko-amerykański kontrakt stulecia. Transakcji na zakup 48 samolotów F-16 towarzyszyła umowa offsetowa mająca zrównoważyć korzyści obu stron. Zobowiązywała ona stronę amerykańską do inwestycji w polską gospodarkę, udostępnienia polskim firmom zaawansowanych technologi i know-how.
Gdy w grze były jeszcze produkty innych firm, Amerykanie wyciągnęli asa z rękawa. Lockheed Martin zobowiązał się do stworzenia warunków oraz pomocy polskim firmom w inwestowaniu na amerykańskim rynku. Negocjatorzy pochwalili się podpisanym kontraktem z dużymi spółkami. Na umowie z potentatem lotniczym z Teksasu miał skorzystać Bartimpex, a także spółka informatyczna ComputerLand (obecnie Sygnity) i Zakłady Azotowe Kędzierzyn (dziś część Grupy Azoty). W 2002 r. Amerykanie oszacowali, że tylko te dwie umowy warte są miliard dolarów. Kwota była często podawana w trakcie ówczesnych negocjacji jako argument za wyborem F-16. - Do współpracy nie doszło. Nie realizujemy żadnych interesów w USA - twierdzą zgodnie przedstawiciele Sygnity i Azotów.
Technologia gięcia rurek
Bartimpeksowi odszkodowanie wypłacono z zastrzeżeniem nieinformowania o tym polskiej opinii publicznej. Można się domyślać, że po to, by nie doszło do kolejnych pozwów. W sumie lista zainteresowanych współpracą firm liczyła 700 pozycji, trudno ustalić ile z nich podpisało kontrakty na papierze. Dziś otwierałyby one drogę do odszkodowań.
Główną umowę offsetową rozliczono w kwietniu 2013 roku. Dodajmy, że Najwyższa Izba Kontroli, pomimo kilku wpadek, oceniła ten proces pozytywnie. Offset zapewnił pozyskanie licencji technologicznych dla grupy „Lotos”, budowę nowej linii produkcyjnej w zakładach „Mesko” produkujących amunicję, uruchomienie dwóch projektów w fabryce General Motors w Gliwicach - dzięki nim udało się zatrudnić tysiąc nowych osób.
Tomasz Hypki, ekspert obronności i wydawca miesięcznika "Raport Wojsko Technika Obronność", uważa, że przez głupotę, brak profesjonalizmu i korupcję urzędników daliśmy się zbyć byle czym. W offsecie chodziło o transfer technologii, których uzyskanie inną drogą jest niemożliwe, bo ich posiadacze nie są zainteresowani sprzedażą, a własne badania mogą potrwać zbyt długo i nie dają gwarancji sukcesu.
Tymczasem w Polsce realizowano inwestycje, które i bez offsetu dawały korzyści amerykańskim firmom. - WSK PZL Rzeszów z pompą otwarło wydział gięcia rurek m.in. do silnika z F-16. W mediach przedstawiano to jako sztandarowy przykład transferu nowoczesnej technologii. Nie informowano jedynie, że to technologia transferowana z... Kalisza, ze spółki AirTech, także należącej do tego samego koncernu: UTC - twierdzi Hypki.
Jako przykład amerykańskich kombinacji podaje również sprawę przepuszczania wszelkich inwestycji przez wydzielone spółki zależne amerykańskich koncernów. Wartość transferowanych przez nie technologii i inwestycji można było w nich swobodnie zawyżać, dzięki czemu Amerykanom zaliczano wyższy poziom rozliczania offsetu.