Tylko w tym roku - od stycznia do września, próbując przedostać się do Europy poprzez Morze Śródziemne, utonęły 3702 osoby. Rośnie nie tylko liczba nielegalnych emigrantów, którzy pukają do południowej granicy UE, ale także śmiertelne żniwo jakie zbiera ten proceder. Jednak nawet te statystyki nie oddają pełnego obrazu sytuacji.
- To dramatyczne dane i ogromny wzrost w porównaniu z poprzednimi latami, biorąc pod uwagę, że nie wiemy o wszystkich przypadkach - wyjaśnia w rozmowie z naTemat rzecznika prasowa Frontexu Ewa Moncure.
Frontex
Europejska Agencja Zarządzania Współpracą Operacyjną na Granicach Zewnętrznych Państw Członkowskich Unii Europejskiej, czyli w skrócie Frontex. To niezależna agencja UE, która bada i zbiera dane ze wszystkich krajów członkowskich i innych organizacji, tworząc raporty ryzyka dotyczące nielegalnej emigracji. Agencja uszczelnia granice, doskonali nadzór techniczny, wyłapuje imigrantów, gromadzi ich w obozach i deportuje.
W momencie kiedy jest prowadzona akcja ratunkowa na morzu, to na podstawie relacji osób ocalałych ustalana jest liczba pasażerów na statku, które płynęły do Europy. Dlatego są to informacje nieprecyzyjne. - Agencja nie jest w stanie gromadzić danych na temat osób, które zginęły na morzu, bo prowadzimy akcje w kilku miejscach i to nie przez cały roku - tłumaczy Moncure.
Jest źle, a może być gorzej
Jak wynika z danych agencji, systematycznie od 2009 roku fala emigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, zwiększa się. Jednym wyjątkiem był rok 2013, kiedy na skutek przemian Arabskiej Wiosny, zainteresowanie Starym Kontynentem było mniejsze. Już wiadomo, że tegoroczne dane będą pod tym względem rekordowe. Tylko do września do samych Włoch dotarło przez wodę 130 tys. nielegalnych emigrantów. Ponad 20 tys. przekroczyło granicę turecko-grecką, a 5 tys. z Afryki trafiło do Hiszpanii.
Dla porównania w czasie niespełna 30 lat funkcjonowania muru oddzielającego Berlin Zachodni od NRD, oficjalnie pochłonął on 136 ofiar. W tym - jak podaje państwowe Centrum Badań Historycznych, m.in. ludzi próbujących ucieczki, strażników granicznych i przypadkowych osób. Wielu badaczy sugeruje, że ta liczba może być znacznie większa - podobnie jak w przypadku nielegalnych emigrantów.
Od zeszłego roku, kiedy wydarzyła się tragedia u wybrzeży włoskiej wyspy Lapeduza, gdzie utonęło się ponad 360 osób, Włosi uruchomili akcje humanitarną prowadzoną przez marynarkę. Włoskie statki ratują uciekinierów z Afryki już na wodach międzynarodowych i przywożą ich na Sycylię, choć niektóre łodzie przemytników trafiają jeszcze na Lapeduzę.
Działania na lądzie i morzu są jednakowe. Osoby zatrzymane muszą przejść proces identyfikacji, ponieważ z reguły nie mają przy sobie żadnych dokumentów. Przeprowadzane są wywiady, które mają stwierdzić skąd pochodzi osoba i czy chce złożyć wniosek o azyl.
- Jeśli chodzi o akcje ratunkowe na morzu odbywają się one codziennie. Ze 130 tys. osób, które przypłynęły do Włoch, aż 80 proc. z nich zostało uratowanych przez straż przybrzeżną czy marynarkę włoską - przekonuje rzecznika Frontexu. Podkreśla, że ratowanie życia ludzkiego jest tutaj priorytetem. Według prawa międzynarodowego wszystkie jednostki, które widzą, że łódź tonie, mają obowiązek udzielenia pomocy. - Niestety przy tak ogromnym napływie ludzi i przy tak potężnym akwenie wodnym (2,5 mln km kwadratowych - red.) tragedie się zdarzają, niestety stosunkowo często - dodaje Moncure.
Europy patrzy i nie widzi?
To, co się dzieje na morzu Śródziemnym jest w dużej mierze konsekwencją działań grup przemytniczych. Nie zważając na bezpieczeństwo emigrantów wysyła się ich na niemalże pewną śmierć u wrót zachodniego świata. - Na pewno jest to dość wstydliwy problem, ale zastanawiam się na ile on jest wstydliwy dla samej Europy. Czasami przedstawia się nielegalną emigrację tylko w kontekście nieadekwatnej polityki migracyjnej Europie - zwraca uwagę Anna Piłat, ekspert ds. polityki migracji w Polsce i UE Instytutu Spraw Publicznych.
Zaznacza, że to czego my jako Europejczycy możemy się wstydzić, to to, że nie zawsze wystarczająco skutecznie ratuje się te osoby i dochodzi do zaniedbań straży przybrzeżnej Włoch czy Grecji, bo wiadomo, że przyjęcie emigrantów, to ogromny problem dla kraju.
- Wydaje mi się, że ta świadomość w ostatnich miesiącach zaczyna się zmieniać, choć ten problem trwa od lat. Mimo wszystko jest ona nadal jest za niska. W odmiennej sytuacji są mieszkańcy Lampeduzy, Malty, Sycylii czy greckich wysp, czyli miejsc, które mają styczność z tymi ludźmi. Oni bowiem mają głęboką świadomość problemu. My, tutaj w interiorze już niekoniecznie - przekonuje Piłat.
Teraz, kiedy mamy do czynienia z wojną z Syrii i z chaosem w Libii ta motywacja do opuszczenia kraju jest znacznie większa niż wcześniej, nawet jeśli komuś nie opowiadały ówczesne systemy polityczne. Przed rozpoczęciem konfliktu w Syrii i za panowania Kadafiego w Libii ten problem był mniejszy. I z pewnością kwestia nielegalnej emigracji będzie narastała, bo jedyne czego nie brakuje osobom, które szukają lepszego życia w Europie, to determinacja. - Jesteśmy mądrymi chłopakami (…) a wśród nas inżynierowie, elektrotechnicy, fizycy. Będziemy obserwować patrole i znajdziemy luki. (...) Nie boimy się, bo jesteśmy zdesperowani. Technika walczy tu z desperacją i zapewniam cię, że desperacja jest silniejsza - wyjaśniał uciekinier z Afryki, bohater książki Klausa Brinkbäumera „Afrykańska odyseja".
Pisząc tekst skorzystałem z książki „Afrykańska odyseja” Klausa Brinkbäumera, przeł. Joanna Czubiec, Wydawnictwo Czarne 2009.
Syryjczycy w większości proszą o azyl w Niemczech i Szwecji, bo tam warunki dla nich są najlepsze. Wielu emigrantów wybiera kraj docelowy biorąc pod uwagę to, gdzie przebywają ich najbliżsi. Według prawa europejskiego i rozporządzenia Dublin II, wszystkie osoby, które w UE chcą się ubiegać o azyl, mają obowiązek złożenia wniosku w pierwszym kraju, w którym się pojawiają