Była już w Polsce kopalnia przynosząca 100 milionów strat rocznie. To Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. W 2010 Kompania Węglowa chciała pozbyć się zakładu zatrudniającego 800 osób. Był gniew, protesty, ale żaden polityk nie odważył się wyłożyć 100 mln z pieniędzy podatników na dotowanie produkcji. Co się z nią stało? Kupił pewien Czech, zainwestował miliard złotych i zatrudnił drugie tyle górników. Już w tym roku biznes ma przynieść niewielki zysk.
To dlatego przewodniczący Dariusz Dudek, jego zastępca Zdzisław Pyka i cała ekipa z Solidarności PG Silesia na manifestacji górników miała o wiele mniej pretensji do wykrzyczenia niż inni protestujący. - Solidaryzujemy się z kolegami. U nas kopalnia hula na takich obrotach jak jeszcze nigdy w swojej stuletniej historii. Zależny nam, aby zatrzymano import ruskiego węgla. Co to jest, oni nam wszystko zablokowali, a my nie potrafimy wstrzymać pociągów. Poza tym na rynku świetnie dajemy sobie radę - mówi naTemat Dariusz Dudek, przekrzykując przy tym ryk syren i trąb manifestacji górników pod Sejmem, w którym expose wygłaszała premier Ewa Kopacz.
Ciule z zarządu
Kopalnie Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu i PG Silesia w Czechowicach-Dziedzicach dzieli zaledwie 50 kilometrów, ale to jakby podróż do innej bajki. W tej pierwszej, należącej do państwowego Katowickiego Holdingu Węglowego, politycy i związkowcy uzgodnili właśnie, że będą dotować nierentowne wydobycie. W tej drugiej, prywatnej, górnicy szykują się do świętowania sukcesu na Barbórce. A cztery lata temu byli w identycznej sytuacji.
Historia Silesii szokuje, bo to sami związkowcy, zamiast protestować, wzięli się za pisanie biznesplanu. - Wiedzieliśmy, że kopalnia ma olbrzymie zasoby węgla. Nasze 500 mln ton udokumentowanych zasobów to drugie złoża w Polsce. Aby się do nich dobrać, trzeba było jednak potężnych inwestycji - opowiada Dariusz Dudek.
- To sama Kompania nie chciała ich zrealizować? - pytam. - Nie chciała, bo to wymaga kilkuset milionów złotych inwestycji. Jak była koniunktura na węgiel to myśleli, że zawsze tak będzie, wypięli pierś po ordery, a pieniądze się rozeszły. Kiedy nadeszły gorsze czasy okazało się, że masa kopalni jest niedoinwestowana, a widoki na zyski żadne. Zakup nowego sprzęty na dużą ścianę wydobywczą często przekracza 100 mln - opowiada szef Solidarności.
Wyciągnięci z dołka
Dariusz Dudek wspomina jak przeszedł wtedy przyspieszony kurs kapitalizmu. Skrzyknęli się w pięć osób: związkowcy i główni inżynierowie. Zrzucili się na kapitał założycielski i zarejestrowali spółkę pracowniczą. Za pieniądze z następnej ściepy wynajęli profesjonalną firmę doradczą z Warszawy.
- Zaproponowaliśmy przejęcie kopalni i że sami poszukamy inwestora. Ta firma napisała nam biznesplan, że mucha nie siada. Dokładnie: co, jak, ile. Takie mamy złoża, takie potrzeby na kapitał. I jeszcze rozesłali prezentacje po całym świecie - relacjonuje Dudek.
Do transakcji zgłosiło się 5 firm. Najbardziej do zakupu polskiej kopalni palili się Czesi z Energetycznego i Przemysłowego Holdingu (EPH). Transakcję i porozumienie pracownicze zawarto w 2010 roku. Czesi dali największe gwarancje inwestycji, ale też sporo wymagali.
Praca pełną parą
Kopalnia miała ruszyć w systemie brygadowym, czyli pracując 24 godziny przez 7 dni w tygodniu. Za pracę w weekendy wypłaca się 10 zł premii za godzinę. Zatrudnienie w administracji to tylko 75 osób. - Pensje na przodku są takie same jak średnio w branży. Barbórka jest wypłacana, ale 14. pensja już tylko w przypadku gdy kopalnia osiągnie zysk - wylicza Dudek.
Jak na polskie górnictwo to wręcz rewolucja. Bo są kopalnie pracujące tylko 8 godzin dziennie i to licząc z trwającym godzinę rozdziałem roboty na cechowni. Gdy rok temu okazało się, że państwowa Kompania Węglowa ma miliard straty, górnicy i tak zażądali tam wypłaty 14. i to bez rat i żadnych opóźnień. Gotóweczką do rączki. Wypłaty premii i pensji zrealizowano sprzedając konkurencji najlepszą kopalnię w całej firmie.
W Silesii byłoby to nie do pomyślenia, górnicy mają udziały w kopalni, więc nikt nie jest zainteresowany doprowadzeniem jej do upadku.
Są deputaty węglowe, ale w wysokości nierujnującej samej kopalni. - 250 mln zł tylko za za węgiel dla emerytów!? To szaleństwo! Żadna firma tego nie wytrzyma. U nas to kilka milionów - porównywał się z Kompanią Węglową Michal Heřman, prezes PG Silesia. Inne wskaźniki wypadają druzgocąco na korzyść czeskich prywaciarzy. W Silesii na jednego pracownika przypada 1174 tony węgla wydobytego w jednym roku, w Kompanii Węglowej 650 ton. Warunki geologiczne do wydobycia i ryzyko wypadków podobne.
Dlatego Tomas Novotny, wiceprezes Silesii jest szczery do bólu: - Wygaszenie produkcji w części polskich kopalń to konieczność. Kilka z nich jest w bardzo złym stanie i gdyby miały prywatnego właściciela, to ten nigdy by się nie zdecydował na ich dalsze utrzymywanie - mówił w wywiadzie dla Gazety Wyborczej. - To tak jak z ręką, którą trzeba odciąć. Jeśli tego nie zrobimy, to gangrena zabije cały organizm.
Po zainwestowaniu miliarda złotych i zatrudnieniu tysiąca osób, w tym roku kopalnia PG Siliesia prawdopodobnie może wypracować zysk. Węgiel sprzedaje zarówno na polskim rynku, jak i do czeskich elektrowni. W Czechowicach- Dziedzicach szykują największą od lat Barbórkę. Cztery lata temu uznawano ich za bankrutów.