- Polska sama zakłada sobie kaganiec i nie chce byśmy łożyli na kulturę więcej pieniędzy - ubolewał Wojciech Szpil podczas tegorocznego Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie. W rozmowie z naTemat prezes Totalizatora Sportowego tłumaczy, jak wiele polska i zarazem europejska kultura tracą na tym, że państwo blokuje rozwój spółki będącej dla polskich twórców jednym z najlepszych mecenasów.
Jakiś czas temu przedstawił się Pan czytelnikom naTemat jako "Wojtek Szpil, który bardzo lubi sport". A jak bardzo prezes Totalizatora Sportowego lubi kulturę?
Ja od zawsze bardzo lubię zarówno sport, jak i kulturę. Sport odbiera dziś aż 77 proc. dopłat, a kultura tylko 20 proc., ale to nie znaczy, że ja tej kultury nie lubię. Te dwa elementy są bardzo istotne dla układanki misyjnej Totalizatora Sportowego. W mojej ocenie, należy je traktować równorzędnie. Nie rozumiem więc, dlaczego obowiązujące prawo na to nie pozwala...
Totalizator sprawia wrażenie "mecenasa uwięzionego". Jak tłumaczy Pan swoim partnerom europejskim, że w Polsce z własnej woli ograniczamy sobie możliwości dotowania kultury?
Ależ ta odpowiedź jest zawsze bardzo prosta. To 100 proc. udziałów Skarbu Państwa. To państwo decyduje też o kształcie prawa. Takim, a nie innym My nie jesteśmy zwyczajnym podmiotem gry rynkowej, chociaż bardzo byśmy tego chcieli. Mamy pewne ułatwienia, ale zarazem istnieją pewne utrudnienia. Musimy więc starać się realizować naszą misję w warunkach, na które pozwala prawo.
Podczas debaty o kulturze europejskiej zorganizowanej przez Totalizator Sportowy w ramach EFNI 2014 nie pozostawiał Pan złudzeń, że jest łatwo.
Sytuacja wygląda tak, że możemy wykładać więcej pieniędzy na kulturę. Oczywiście, że to możliwe. Możemy zwiększyć obroty i zarazem wysokość dopłat, ale będzie musiało się to wiązać z obniżeniem zysku. A my ten zysk przecież odprowadzamy do Skarbu Państwa. Dopłaty trafiają na sport i kulturę, ale oprócz nich są też podatki odchodzące do resortu finansów. Beneficjentami zabawy naszych klientów jest więc aż pięć ministerstw.
Jak uprościć reguły, które blokują swobodniejszy przepływ środków na kulturę w naszym kraju?
W sejmowej Komisji Sportu jest tej chwili przygotowywana zmiana przepisów, które umożliwią nam wejście do internetu i dołączenie do gry gry multijurysdykcyjnej EuroJackpot. Mam nadzieję, że ta zmiana umożliwi nam na pewne działania, o których mówimy od dłuższego czasu.
Ktoś teraz powie, że prezes Szpil pod płaszczykiem mecenatu kultury chce obchodzić ustawę hazardową...
Jaki hazard?! Mamy badania, które udowodniły, że nasze gry uzależniają na poziomie 2,5 proc., błąd statystyczny przyjęto w nich na poziomie 3 proc. Gdzie tu więc mowa o hazardzie? Nasza firma zajmuje się po prostu szeroko pojętą organizacją gier i zabaw. Z nami ludzie się bawią, a nie uzależniają. Bo dość trudno uzależnić się od czegoś, na co trzeba poczekać kilka dni, by poznać wyniki. A tak jest przecież z Lotto. My spełniamy wszystkie wymagania tzw. bezpieczniej gry. Potwierdzone nie tylko w Polsce.
Skąd więc hazardowe zamieszanie, w które wplątano Totalizator Sportowy?
Jest na rynku wiele innych podmiotów, które z nami konkurują. Tu chodzi o pewnego klienta, który może wydać pieniądze na nas, zakłady bukmacherskie lub automaty o niskich wygranych. I właśnie tutaj jest problem. Oni silnie lobbują i ja ich świetnie rozumiem. Jednak Totalizator z tym obszarem nie ma nic wspólnego. Mamy inne cele i inną historię.
Na EFNI sporo czasu poświęcono debacie o kulturze europejskiej. Podejście polskich władz do dotowania kultury dzięki loteriom na tle standardów europejskich w tym względzie to chyba najlepszy dowód na to, jak bardzo podejście do kultury się w różnych zakątkach Europy wciąż różni...
Zdecydowanie tak. Większość państw podchodzi do tej kwestii zupełnie inaczej i umożliwia monopolom państwowym realizację ich zadań w taki sposób, który pozwoli na ściągnięcie jak największych pieniędzy do budżetu państwa. My wciąż robimy to w dość ograniczonym zakresie. Dlatego jestem przekonany, że wkrótce musi się to zmienić.
Prezes TVP Juliusz Braun w rozmowie z naTemat nie pozostawiał wątpliwości, że producentom kultury nad Wisłą wciąż brakuje hojnych mecenasów, a "wielkie widowiska powstają tylko za wielkie pieniądze".
Z roku na rok poziom tych dotacji, które trafiają do instytucji kultury dzięki Totalizatorowi Sportowemu jest tylko większy. Między 2009 a 2014 roku wykonaliśmy wielki skok jakościowy i ilościowy. A gdyby tylko napisać prawo trochę inaczej, on mógłby być nawet dwa razy większy. Nie naszym zadaniem jest jednak pisanie ustaw. Jesteśmy tylko narzędziem w rękach państwa i staramy się, by wykorzystywano nas jak najlepiej.
Stawiając w Sopocie pytania o fundamenty europejskiej kultury Totalizator Sportowy pytał jednak nie tylko o finansowanie tych fundamentów, ale i o wartości. Europejskie wartości są dla świata atrakcyjne? Europa jest atrakcyjna?
Myślę, że jest jeszcze atrakcyjna. Przypuszczam, że przez wiele długich lat wciąż będzie dla świata atrakcyjna. Szczególnie jeśli uda się doprowadzić do sytuacji, w której Europejczycy znajdą rozwiązanie problemów, z którymi dzisiaj się borykają. I ważnym będzie w tym przypadku szczególnie rozwiązanie problemów związanych z europejską kulturą.