– Poczułem się wywołany do tablicy – napisał na swoim oficjalnym fanpage'u Zygmunt Miłoszewski, po czym zamieścił obszerne wyjaśnienie, dlaczego jego nowa książka „Gniew”, wydana w miękkiej oprawie, kosztuje 44,90. Czytelnicy – niektórzy – orzekli, że to absurdalna cena za tak wydaną książkę, być może nie wiedząc, że autor w kwestii ceny nie ma nic do powiedzenia. Pisarz zaś przytoczył argumenty wydawcy. Otóż „rynek oszalał i nikt już nie chce kupować książki, jeśli nie jest ona sprzedawana w takiej czy innej promocji”. Dlatego środowiska księgarzy i wydawców wysłały list otwarty do premier Ewy Kopacz i parlamentarzystów o uchwalenie przepisów o jednolitej cenie książki.
Dlatego środowiska księgarzy i wydawców wysłały list otwarty do premier Ewy Kopacz i parlamentarzystów o uchwalenie przepisów o jednolitej cenie książki. Projekt ustawy w tej sprawie jest gotowy od półtora roku, ale o tym szerzej za chwilę.
Część fanów autora, którzy żywiołowo zareagowali na wpis, pisała, że to skandal i prawdziwym absurdem jest traktowanie książki jak każdego innego towaru („Świat oszalał w promocji to ja mogę sobie proszek do prania kupić a nie książkę! Książkę kupuję konkretna, wyczekaną, konkretnego autora... Ludzie pogłupieli...). Inni deklarowali, że niezależnie od tego, ile książka kosztuje – i tak ją kupią, bo na ulubionym pisarzu oszczędzać nie wypada ("Gdyby nawet kosztowała 100 zł i tak bym ją kupiła").
Rekordowo wysokie marże
Wątków jest tu kilka – ceny książek i sposób, w jaki są kalkulowane, łańcuch pokarmowy na rynku wydawniczym, na dole którego jest autor oraz traktowanie książek jak każdego innego towaru.
Znawcy rynku zgadzają się, że marże, które narzucają dystrybutorzy, są wyjątkowo wysokie. – Faktem jest, że dystrybutor bierze większość. Gdyby marże dystrybutorów były niższe, więcej pieniędzy trafiałoby do wydawcy, a więc także do autora. Gdyby porównać te marże, które obowiązują dzisiaj do tych przedwojennych, widać, że dzisiejsze są o wiele, wiele wyższe. To wynika z bardzo silnej pozycji dystrybutorów – uważa Paweł Dunin-Wąsowicz, publicysta oraz szef wydawnictwa Lampa i Iskra Boża.
Na inny aspekt zwraca uwagę Dorota Grupińska, założycielka wydawnictwa MG. Jej zdaniem czytelnikom wydaje się, że koszt książki to koszt druku, papieru i autora. A to tylko najbardziej podstawowe koszty.
Wydawczyni dodaje, że obniżenie ceny to sposób na "pokazanie się" , jest więc kosztem promocyjnym. – Nie wydaje mi się, by książki miały na stałe obniżane ceny ustalone przez wydawców. Owszem, stosuje się okresy promocyjne - wtedy za obniżeniem ceny idzie lepsza ekspozycja książki, co de facto przekłada się na lepszą sprzedaż – mówi Dorota Grupińska.
Stała cena? Nikogo nie zbawi Zygmunt Miłoszewski w swoim wpisie sugeruje, że dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie, podobnie jak we Włoszech, Niemczech i Francji ustaw o książce, wedle których "przez określony czas (18-24 miesiące) po premierze książkę można sprzedawać tylko w cenie wydrukowanej na okładce. To właśnie takiego rozwiązania dotyczy list otwarty "Polska książka potrzebuje ratunku", który podpisało przeszło 800 osób, w tym Marek Bieńczyk, prof. Jerzy Bralczyk, Sylwia Chutnik, Krystyna Janda, Małgorzata Kalicińska, Ignacy Karpowicz, Sławomir Koper, Olga Tokarczuk, Szczepan Twardoch i Janusz Leon Wiśniewski.
Fragment listu
Literaci, wydawcy i księgarze nie mają siły politycznej porównywalnej z górnikami. Zapewne dlatego apele ludzi tworzących książki pozostają bez echa od lat. Nie prosimy o dotacje z budżetu państwa, nie prosimy o umorzenie długów w ZUS czy w urzędach skarbowych. Prosimy jedynie o uchwalenie przyjaznych dla książki przepisów, podobnych do tych obowiązujących w wielu krajach Europy od roku 1981
Czytaj więcej
cytat za: Wyborcza.biz
Dorota Grupińska podchodzi jednak do tego pomysłu sceptycznie. – Ja nie bardzo wierzę w zbawczą rolę stałej ceny. W interesie czytelnika są jak najniższe ceny, a więc jednak gra rynkowa. Dlaczego to, co się sprawdza przy innych produktach, ma nie działać w przypadku książek? Bardzo bym chciała, żeby ktoś mnie przekonał, to znaczy podał racjonalne argumenty, że stała cena będzie korzystna dla czytelnika (bo on jest tu najważniejszy). Najbardziej dynamicznie rozwija się rynek amerykański, gdzie stała cena nie obowiązuje – tłumaczy zawiłości rynku wydawniczego. Dodaje, że przypadek Miłoszewskiego jest bardzo ciekawy, bo wydawca książki jest jednocześnie właścicielem największej sieci księgarń.
Ewa Sajek z Wydawnictwa Otwartego zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt, który ma ogromny wpływ na cenę książki. – Cena książki nie bierze się z powietrza: zależy od rodzaju okładki, liczby stron i, w dużej mierze, pozycji autora na rynku. Im bardziej rozpoznawalny pisarz, tym więcej czytelnicy będą w stanie zapłacić za jego książkę – wyjaśnia.
Tak, jest absurdalna. Długo kłóciłem się z wydawcą o jej obniżenie, ponieważ moim zdaniem nieprzekraczalną barierą dla powieści w miękkiej oprawie jest 40 złotych. Jak widać bezskutecznie się kłóciłem. I choć ciągle ubolewam, że cena jest tak wysoka, to chciałbym przedstawić argumenty wydawcy, które częściowo do mnie trafiają.
Otóż wydawca argumentuje, że rynek oszalał i nikt już nie chce kupować książki, jeśli nie jest ona sprzedawana w takiej, czy innej promocji. Dlatego ceny wydrukowane na okładce przestały być cenami książki, stały się nierzeczywistymi bytami, które służą jedynie do przekreślania i pisania obok nowej ceny. Dlatego te nieszczęsne 44,90 służy jedynie temu, żeby móc „Gniew” sprzedawać w normalnej dla takich książek cenie, czyli między 30 a 40 złotych. (...)
Tak czy owak zależy mi, żeby Państwo nie myśleli, że wyjściowa cena 45 złotych wynika z tego, że autor stał się szalonym chciwusem. To jakaś korporacyjno-biznesowa zagrywka, nad którą ubolewam, bo niezależnie od tego, za ile Państwo książkę kupicie, w świat idzie informacja, że Miłoszewski napisał najdroższego paperbacka na rynku.
Dorota Grupińska, wydawnictwo MG
Poza takimi "drobiazgami" jak okładka, redakcja, korekta, wydawca musi zapłacić za dystrybucję i promocję. Wypromowanie książki, by Czytelnik mógł ją dostrzec w masie innych, to duży koszt. A promocja to nie tylko reklamy, ale także ekspozycja w księgarniach.