Konkurs piękności jest taki tylko z zewnątrz - ujawnia Klaudia Spodzieja, miss województwa Opolskiego. Według niej kandydatki stają się nieodpłatnie twarzami konkursu i towarzyszących im produktów. Nie dość, że się na tym nie zarabia, bo dziewczyny muszą dokładać do interesu, to dodatkowo mają być całkowicie kontrolowane przez organizatorów, a ich życie jest prześwietlane.
Dziewczyna ma świadomość, że może spotkać się krytyką – nie weszła do finału, to teraz narzeka. Przyznaje, że jest na to przygotowana. – Liczę się z tym, że ktoś tak powie, ale chodzi też o zaniedbania na poziomie regionalnym, który wygrałam – tłumaczy dziewczyna. – Przez to co powiem mogę nawet stracić tytuł miss regionu – przyznaje Klaudia.
naTemat: Jak trafiłaś do konkursu?
Klaudia Spodzieja: Poszłam w lutym na eliminacje rejonowe, które wygrałam. Następnie wybory regionalne na etapie wojewódzkim, które też wygrałam i krajowe ćwierćfinały, które przeszłam jako jedyna z województwa opolskiego. W końcu półfinał w Kozienicach, na którym skończyło się to wszystko.
To był Twój pierwszy kontakt z Miss Polski?
Nie. Już w zeszłym roku próbowałam wystartować, ale organizator dał mi do zrozumienia, że nie jestem typem dziewczyny, jakiego się oczekuje na wyborach. Co jest o tyle zastanawiające, że konkurs w regionie wygrała również wysoka blondynka. Tak więc nie wiem, co zaważyło o tym, że wyperswadowano mi pomysł uczestnictwa.
Rok później trafiasz do półfinału. Opowiedz o tym.
Konkurs poprzedzony był prawie dwutygodniowym zgrupowaniem. W tym czasie nagrano materiały promocyjne, ćwiczono choreografie i tak dalej. Wtedy też poinformowano nas o tym, iż - o czym nie wiedziałyśmy - jesteśmy sprawdzane. Prześwietlone zostały m.in. nasze prywatne profile na portalach społecznościowych, które były zresztą stale kontrolowane. Na osoby, które wypowiadają się na tematy kontrowersyjne czy w sposób sprzeczny z przyjętymi oczekiwaniami ( inne niż sesja zdjęciowa, wizyta u kosmetyczki lub praca charytatywna w przedszkolu) od razu patrzono w sposób, który sugerował, iż dziewczyna popełnia faux pas.
Miss kojarzy się z ,,pokojem na świecie" i mało istotnymi sprawami. Nie wolno niczego albo nikogo skrytykować, nawet w sposób merytoryczny – mówimy o banałach albo mamy milczeć.
Jak wygląda dzień na zgrupowaniu Miss?
Dzień zaczynał się z reguły dość wcześnie ok. 6 rano. Na początku zgrupowania zajmowaliśmy się oficjalnymi sesjami i nagraniami, które miały imitować dwutygodniowy pobyt - praca od świtu do nocy. Rano robiono nam makijaż i fryzurę (niestety, nie miałyśmy wpływu na to, jak zostaniemy wystylizowane). Kilkuosobowymi grupami, zmieniając się przy stanowiskach stylistów, szłyśmy na śniadanie, później na wspomniane sesje i nagrywanie materiałów. W ciągu dwóch dni nagraliśmy materiał, który imitował dwutygodniowy pobyt. Pierwsze, intensywne dni kończyłyśmy bardzo późno.
W kolejnych dniach, kiedy materiał foto i wideo był już gotowy, odbywały się próby choreograficzne. Cały czas byłyśmy obserwowane przez organizatorów i ich ,,przybocznych". Kiedy chciałam szczerze porozmawiać z kimś z zewnątrz jakie są tam nastroje, to musiałam - choć nie było to mile widziane - wychodzić z ośrodka. Trochę czasu poświęcałyśmy też na typowanie finalistek, które w znakomitej większości okazały się trafione, pomimo tego, że w wielu przypadkach dość zaskakujące. Dziś wiem, że ludzie, oglądając finał, znowu będą mówić: jak ona się tam znalazła? Faktycznie, może jedynie 12-14 z 25 finalistek to piękne kobiety.
Kiedy zaczęły się problemy?
Już od wczesnych etapów konkursu. Byłam świeżo po sesji bieliźnianej dla fotografa, który miał kilka publikacji w popularnym serwisie dla panów. Nasza sesja była jednak całkiem prywatna. Mimo to matka jednej z kandydatek, po mojej wygranej w regionie, zapowiedziała, że zrobi z tego aferę i w internecie faktycznie pojawiły się komentarze, że ,,ta pani była w CKM".
Były też oszustwa finansowe. Niestety nie mogę podać nazwiska i nazwy firm, bo zobowiązuje mnie do tego, jeszcze aktualna, umowa z organizatorem. Podam natomiast przykład. Chciałam odebrać nagrodę od sponsora, której wartość miała wynieść 3 tys. zł, a okazało się, że jest to 800 zł – choć organizator regionalny obiecywał 3 tys. zł. Dzwoniąc w tej sprawie do niego usłyszałam, że ,,nieważne, co było mówione wcześniej, jeżeli taka wartość nie została zadeklarowana na oficjalnej imprezie". Dlatego podjęłam decyzję, że oszustwem się cieszyć nie będę i nagroda zostanie przekazana na rzecz WOŚP.
Po jednym z pokazów, w czasie wyborów w Opolu, choreografki odebrały ode mnie ciuchy, a po dwóch dniach dowiedziałam się, że dziwnym trafem ubrania zniknęły. Musiałam pokryć to firmie odzieżowej z własnej kieszeni, choć na oddanie wyprawki miałam świadka.
Umowa nadal Cię obowiązuje?
Tak, jest ważna, chociaż nie biorę już udziału w konkursie. Od początku było z nią sporo zamieszania. Miałyśmy ją podpisać na półfinale. Nieprzychylnie patrzono na dziewczyny, które dopytywały o szczegóły. Umowa wyklucza mnie z uczestnictwa w innych konkursach, co zamyka mi furtki do skorzystania z możliwości oferowanych na innych wyborach. Zakwalifikowałam się na nie, a teraz muszę odmawiać. Precyzuje ona dokładnie jak powinnam wyglądać i czego w sobie nie mogę zmieniać. Maksimum zmian to przekłucie uszu. Przede wszystkim, gdyby się do niej dostosować, to przez trzy lata, jakby bez powodu, nie mogę założyć rodziny czy wyjść za mąż.
Tylko Ty miałaś zastrzeżenia do jej treści?
Wiem, że była jeszcze druga dziewczyna z całej grupy, która w dużej mierze odpadła dlatego, że poszła, bez żadnego pośrednictwa, wypytać o umowę osoby decyzyjne. Słyszałam natomiast za drzwiami pokoju komentarze opiekunek o tym, ze miałam czelność konsultować umowę z ludźmi z zewnątrz. Osobom, które wykazały się całkowitym zaufaniem i podpisały umowę praktycznie bez czytania, było łatwiej.
Zostałaś miss w regionie. Z czym to się wiązało?
Na wyborach się nie zarabia, bo każde przedsięwzięcie to ,,niebywała korzyść dla promocji wizerunku". Na przykład udaje mi się pojawić na jakimś wydarzeniu, by promować siebie. Sama załatwiam wejściówki, a tak naprawdę robię reklamę organizatorowi i samemu konkursowi. Sama muszę dbać o promocję, a co za tym idzie: dojazd na event, odpowiednie ubranie, stylizację, wizaż. To wszystko są koszta, które pokrywam z własnej kieszeni. Organizator nie rozumie, albo zrozumieć nie chce, że pokazując się gdziekolwiek promuję konkurs, i stwarzam fałszywe pozory dla dziewczyn, które wystartują w kolejnych edycjach.
Ile wydałaś na promocję własnej osoby związanej z konkursem?
Chcąc uniknąć mówienia o konkretnych liczbach, powiem, że na same cele reprezentacyjne straciłam ładnych kilka tysięcy. Dodam, że organizatorzy nie podsuwają ofert komercyjnych, a ,,zwykli" pracodawcy patrzą na mnie jak na typową dziewczynę, która prowadzi trywialne życie. Poza tym sądzą, że zarabiam właśnie na ,,bywaniu". Tak więc szanse na normalną pracę również są małe.
Etykietka miss przeszkadza w zdobyciu pracy?
Tak, choć problem byłby rozwiązany, gdybym dzięki byciu ,,miss" mogła liczyć na gratyfikację za ,,kupczenie" własnym wizerunkiem. Niestety, na taką promocję poświęca się prywatne pieniądze. Z złożenia "misska" jest ,,wartością reklamową", która do danej instytucji mogłaby przyciągnąć klientów, jednak nie każdy poważny przedsiębiorca chce takiej reklamy. Dlatego też miss, bez managementu, ze strony organizatora może liczyć na pracę tylko jeśli sama sobie stworzy taką możliwość. Etykietka szkodzi tym bardziej, jeśli rekrutuje do pracy kobieta. Bo miss kojarzy się nie tylko z urodą, ale i z rozwiązłością.
A w przypadku mężczyzn?
To zależy. Na pewno na ładną dziewczynę, nawet z etykietką miss, łaskawiej spojrzy mężczyzna. Oczywiście, o ile zaryzykuje rozmowę kwalifikacyjną z takową i przekona się, że w jej głowie niekoniecznie hula wiatr. Jeśli natomiast chodzi o reakcje mężczyzn na miss w ogóle, to w wielu kręgach są normalne. Przykra jest jednak właśnie ta nadana niegdyś etykietka, że miss równa się rozwiązła panienka. To powoduje, że nie traktuje się nas jak wartościowe kobiety. Najczęściej zagadują ci, dla których miss to, za przeproszeniem, dmuchana lalka. Inteligentni mężczyźni raczej się odsuwają. Sądzą, że jestem bezwartościową lalą albo, że szukam co najmniej drugiego Kulczyka.
Wcześniej w mailu wspomniałaś, że również na uczelni miałaś problemy z tego powodu.
Kiedy nie mogłam bronić się w czerwcu, to promotor nie wypowiadał się o mnie pochlebnie. Na konsultacjach we wrześniu stwierdził, że ,,jak wspominałam w wywiadach, to był dla mnie ostatni dzwonek", a ja załamałam przed nim ręce mówiąc, że gdybym była mądrzejsza o te kilka miesięcy, to decyzji o starcie najprawdopodobniej bym nie podjęła, bo ściągnęłam na siebie tylko kłopoty. Wówczas promotor spojrzał na mnie łaskawszym okiem.
Czy patrząc z obecnej perspektywy stanęłabyś po raz drugi do konkursu?
Nie startowałam w konkursie z wybujałym poglądem na swój temat. Nie uważałam się za ósmy cud świata. Chciałam się raczej podbudować. Biorąc pod uwagę, że pozwoliło mi to wyrobić sobie zdanie na pewne tematy, udowodniłam, że w przykrych sytuacjach jestem w stanie sobie radzić. Dodatkowo pokazałam, że potrafię odnaleźć się zarówno w mediach jak i wśród różnych grup osób. Wybory spełniły więc swoją rolę. Z tej perspektywy powinnam się cieszyć, że do nich przystąpiłam. Zszargane nerwy, przepychanie się łokciami, udowadnianie wszystkim, że ,,jestem" i ,,będę", kiedy dużo ludzi raczej źle mi życzy, mocno mnie zahartowało. Ale czy udowodnienie sobie, że można coś zrobić jest tyle warte? Dzisiaj spożytkowałabym tę energię, czas i pieniądze na bardziej kreatywne rzeczy, niż pozbawianie się przyjaciół, wizerunku i spokoju.
Co sobie myślisz, kiedy widzisz w telewizji uśmiechnięte dziewczyny na scenie w konkursach piękności?
Ja wiem, że to wszystko jest sztuczne: styropian, cekiny i brokaty... Dziewczyny się uśmiechają, bo wymaga tego scena i na każdym etapie każą nam to robić. Ponoć uśmiechnięta dziewczyna budzi większą sympatię.
A co byś powiedziała swojej młodszej siostrze, przyjaciółce, czy innej dziewczynie, która chciałaby wystartować w konkursie piękności?
Po pierwsze, że nie jest tam oceniane piękno i żeby za dużo nie myślała, a w żadnym razie nie odzywała się, jeżeli jej poglądy nie są sztampowe. I że jeżeli chce się zahartować i przywdziać grubą skórę, która kiedyś w życiu pewnie jej się przyda, to jest to odpowiednie miejsce. A poza tym musiałabym ją upomnieć, że trzeba się przygotować na wydatki.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Już po publikacji artykułu odezwał się do nas organizator konkursu Miss Polski.
Fragment oświadczenia organizatorów
Informujemy, że warunki współpracy między organizatorem a uczestniczką określone są w umowie stron, która zawiera postanowienia dotyczące regulaminu oraz sposobu promocji wydarzenia, w tym zgody na udział w transmisji telewizyjnej. Finalistki konkursu mają możliwość zapoznania się z treścią takiego dokumentu i powinny pozostawać świadome treści stosunku obligacyjnego, który nawiązują z organizatorem konkursu Miss Polski. Czytaj więcej
O takich kandydatka na Miss, które powiedziały coś kontrowersyjnego, wyraziły swoje zdanie o aborcji, eutanazji albo chociażby o polityce czy planie emerytalnym raczej nie słyszałeś? Bo te, które nie boją się wyrażać własnego zdania są eliminowane. Wolno nam mówić, ale o rzeczach błahych: o sukienkach, o makijażu i o tym, czy korona jest ciężka
Klaudia Spodzieja, półfinalistka Miss Polski 2014
Jeśli dziewczyna chciałaby wyrobić sobie charakter i przejść szybką szkołę życia, to jest to dobre miejsce. Ale jeśli jest wrażliwa (naprawdę, a nie tylko na pokaz), ma własne zdanie i nie ma super pokaźnego funduszu reprezentacyjnego – niech sobie nie zawraca głowy, bo nawet jeśli jest prześliczna – zginie