Polskim biskupom nie podoba się nowy elementarz MEN. Nie podobają się ustalenia Synodu o Rodzinie – bo nie można „tańczyć pod muzyczkę świata” i tolerować „dewiacji”. Nie podoba się Konwencja Rady Europy o zapobieganiu przemocy wobec kobiet – bo „godzi w rodzinę”. Przemoc w rodzinę nie godzi, ale konwencja – godzi. Podoba się deklaracja wiary i klauzula sumienia. Ateistom każą siedzieć cicho, bo co kogo obchodzi, że fundamentem demokracji liberalnej jest neutralność światopoglądowa. Kler od lat stara się uprawiać ręczne sterowanie w polskiej polityce – zwykle z dużymi sukcesami – ale ostatnie wypowiedzi polskich hierarchów byłyby bardziej na miejscu w państwie wyznaniowym. Choć wielu uważa, że Polska takim właśnie krajem jest.
List otwarty polskich naukowców w sprawie klerykalizacji kraju
Kościół, jak każda legalnie działająca organizacja, ma pełne prawo wyrażania swoich poglądów w rozmaitych kwestiach, zwłaszcza moralnych, oraz do podejmowania działań w celu wprowadzania w życie swych postulatów, ale w granicach obowiązującego prawa. Z tego jednak nie wynika, że owe postulaty - wszystkie i zawsze - mają być akceptowane i realizowane przez władze publiczne. Takie też jest stanowisko sporej i stale zwiększającej się liczby Polaków. Jest to wystarczający sygnał dla władz państwowych, aby ściśle przestrzegały zasady neutralności światopoglądowej państwa zagwarantowanej w Konstytucji RP.Czytaj więcej
Przykłady? W 1990 roku do szkół wprowadzono nauczanie religii – bez konsultacji społecznych, bez debaty. Na chwilę przed początkiem roku szkolnego ówczesny minister edukacji narodowej Henryk Samsonowicz po prostu nakazał wprowadzenie religii do programu nauczania. Powód miał dobry, bo naciski na Radę Ministrów ze strony hierarchów Kościoła katolickiego były nieliche, a Komisja Wspólna Przedstawicieli Episkopatu i Rządu RP okazała się doskonałym forum do stosowania nacisku. Podobnie rzecz miała się z z finansowaniem tych lekcji, zwiększeniem liczby godzin w tygodniu, umieszczeniem oceny na świadectwie i w końcu z maturą z religii.
Konstytucja według Kościoła
Podczas prac komisji konstytucyjnej, które zaowocowały uchwaleniem konstytucji w obecnym kształcie, uwzględnione zostały wszystkie postulaty hierarchów Kościoła. Wyjątek stanowiły zapisy o zakazie aborcji oraz wyższości prawa naturalnego nad stanowionym.
Polscy biskupi jasno, już dwa lata temu, odnieśli się do planów ratyfikacji konwencji o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. W opinii polskiego Episkopatu konwencja, ratyfikowana w kilkunastu krajach Europy (oraz Turcji), zbudowana jest na ideologicznych i zgodnych z prawdą założeniach, które dla kleru są nie do zaakceptowania. Dlaczego?
Bo, zdaniem biskupów, 12. artykuł konwencji nakłada na sygnatariuszy obowiązek walki z dorobkiem cywilizacyjnym, wprowadza trudną do zrozumienia definicję płci oraz wynika z niego, ze przemoc wobec kobiet jest systemowa, a jej źródłami są religia, tradycja i kultura. Same niepokojące sygnały, co tam, że milion kobiet w Polsce doświadcza w ciągu roku przemocy. Póki co konwencja leży i się kurzy, bo posłowie PSL i PiS posłusznie, za sugestią hierarchów, odrzucili tego genderowego szatana.
Oto słowo biskupa
Słowo biskupów staje się prawem, a im samym wydaje się, że Rada Ministrów powinna mieć wobec nich obowiązek sprawozdawczy. Lobbują skutecznie.
Wiadomo, że były naciski na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji w sprawie rejestracji Telewizji Trwam, mimo że ta nie spełniała wymogów formalnych. Naciski skuteczne. Jak się okazuje, Kościół to w polskiej polityce najskuteczniejszy lobbysta, który stosuje metody wyrafinowanego nacisku – od sugestii, nieraz wyrażanych w formie listów, po groźby ekskomuniki.
Bo pójdzie pan do piekła
– W sprawie aborcji była naciski i to były konkretne sytuacje, w których Kościół chciał wpływać na legislację. Rozmowy, telefony, ambony (…) Proszę Pana, będzie w Sejmie sprawa ustawy, liczymy na to, że weźmie pan postawę patriotyczną – wspominał jeden z polskich polityków cytowany w raporcie Instytutu Spraw Publicznych o relacjach państwo-Kościół w III RP.
To samo w sprawie in vitro. – Otrzymywaliśmy sporo korespondencji, która nie była spokojna i merytoryczna, tylko przedstawiała mieszaninę ogólnej opinii o sprawie z jakimiś paranaukowymi argumentami, które zawierały ewidentne nieprawdy – mówił w wywiadzie prowadzonym przez badaczy ISP inny aktor polskiej sceny politycznej.
Jak listy nie działały, zawsze można było się spotkać i dać do zrozumienia, jaka postawa byłaby mile widziana. – Czasami w formie piętnowania z ambony, czasami zapraszania do kurii i takich rozmów przywołujących do porządku – przypomina. Takie spotkanie to dobra okazja, żeby trochę postygmatyzować. Jak? – Przypomina się politykowi, że skoro jest wierzący, jest katolikiem, to powinien stosować się do zaleceń stanowiska Kościoła – mówi inny rozmówca.
Argument ostateczny: ekskomunika
Kolejny dodaje, że bywało, iż w niektórych parafiach wyczytywane były nazwiska posłów, którzy głosowali niezgodnie z instrukcją przy konkretnych ustawach. To ciekawe, bo posła zgodnie z prawem nie wiążą nawet obietnice wobec wyborców. Pytani przez ISP politycy z ugrupowań prawicowych zaznaczali, że często wytwarzała się „atmosfera grozy” i pojawiał dylemat, na ile polityk reprezentujący formalnie ugrupowanie chrześcijańskie może sobie pozwolić.
Jeden z rozmówców zaznaczał, że akceptowanie kościelnego dyktatu to kwestia oportunizmu polityków. Czy oportunista czy nie – zawsze można go postraszyć ekskomuniką, wtedy zagłosuje, jak trzeba.
List polskich akademików
Władze RP są nadmiernie uległe wobec roszczeń Kościoła w sprawach finansowych, edukacyjnych, blokowania inicjatyw legislacyjnych w tzw. gorących materiach prawnych i społecznych (np. związki partnerskie, przemoc w rodzinie) czy demonstracyjnego eksponowania symboli religijnych w instytucjach publicznych. Postawa ta nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia.Czytaj więcej
Głos ludu?
Może to politycy są oportunistami. Może powinni mieć więcej odwagi i słuchać raczej wyborców niż biskupów. Może pora głośno powiedzieć, że głos Kościoła nie jest głosem społeczeństwa ani po części także wiernych. Może Kościół powinien wywierać większy wpływ moralny, nie zaś polityczny, tym bardziej, że ani jeden przedstawiciel hierarchii kościelnej nie został wybrany w żadnych powszechnych wyborach.
. – Biskupi nie przejmują się reakcją opinii publicznej - chcą ją raczej kształtować. Nie przeszkadza im, kiedy się z nią rozmijają - choćby w wypowiedziach na temat in vitro, seksu przed ślubem, czy używania antykoncepcji. Przedstawiają siebie jako reprezentantów woli społeczeństwa. A przecież nie są wybierani w żadnych wyborach– podkreśla Chełstowska.
Biskupi mają większy wpływ na legislację niż przewiduje to konstytucja. Nie mówi się o lobbingu Episkopatu na rząd, tylko o „spotkaniach w ramach Komisji Wspólnej”. Politycy są bardzo czuli na każde słowo biskupów, które pojawia się w mediach. Bardziej przejmują się ich głosem niż głosem swoich wyborców, co widać na przykładzie Konwencji o zwalczaniu przemocy. Tu chodzi o zdrowy rozsądek, o ochronę kobiet przed przemocą i konkretne rozwiązania, które to umożliwią. Państwo i tak powinno te działania prowadzić, jest to winne swoim obywatelkom i obywatelom.
Agata Chełstowska, ISP
W Polsce rola Kościoła jest większa niż w innych państwach, trzeba podkreślić, że Kościół katolicki i jego przedstawiciele mają realny wpływ na politykę, o wiele większy niż określa to ustawa zasadnicza. Trzeba pamiętać, że lobbying Kościoła oparty jest na wytrwałości - politycy się zmieniają, Kościół trwa.