Słynne nagranie sprzed lat, na którym Kamil Durczok domagał się nieco mniej "upier******go" stołu.
Słynne nagranie sprzed lat, na którym Kamil Durczok domagał się nieco mniej "upier******go" stołu. youtube.com

Biurko ma być czyste – po zakończeniu pracy nie należy na nim zostawiać żadnych dokumentów i przedmiotów. Uprasza się o utrzymywanie porządku na stanowiskach pracy, dlatego po jej zakończeniu na biurku mogą się znajdować tylko komputer i telefon, a także „utrzymane w należytym porządku książki”, na półkach zaś „minimalna liczba przedmiotów osobistych, czyli np. kalendarz i zdjęcie rodzinne. Wydawca „Rzeczpospolitej” wystosował do pracowników e-mail, w którym informuje o wprowadzeniu polityki „czystego biurka”. Pracownicy są wściekli, a internauci kpią.

REKLAMA
„Czy następnym krokiem będzie wprowadzenie jednolitego umundurowania?”, „Z jednej strony śmieszne, z drugiej – straszne”, „Czy to już kwiecień? Prima aprillis?”, "Poprawa jakości pracy? Świetny case o tym jak zabijać zaangażowanie, kreatywność i tworzyć środowisko pracy nieprzyjazne pracownikowi"., „Nie zazdroszczę pracy w takim rygorze”, Kafka!” – pisali oburzeni internauci, w dużej mierze pracownicy mediów. Ktoś inny napisał: Jeżeli prawdziwe jest stwierdzenie, że biurko jest odzwierciedleniem stanu Twojego umysłu, to dochodzimy do wniosku, że tylko jeden typ osobowości będzie mógł pracować w "Rzeczpospolitej". Czy taka sytuacja doprowadzi do patrzenia na świat tylko w jeden sposób?
Utylizacja po tygodniu
Pracodawca zaś tłumaczy, że wszystkie zmiany mają na celu „poprawę jakości pracy”. Tych pracowników, którzy nie zastosują się do nowych zasad, spotkają konsekwencje – pozostawione „przedmioty, makulatura i dokumenty” po pierwszym tygodniu obowiązywania nowych zasad będą „przez serwis sprzątający pakowane w worki na śmieci i umieszczane pod biurkiem”. Po upływie tygodnia zostawianie czegokolwiek na biurku będzie skutkowało „trwałą utylizacją” tych przedmiotów.
Odpowiedzialni za skuteczne wdrożenie „polityki czystego biurka” będą szefowie działów. Korpodekret uznano za „absurdalny”, godzący w przestrzeń, wolność i godność zatrudnionych w firmie ludzi. Obsesyjne porządkowanie przestrzeni i unifikowanie wszystkiego, od lampy na stole po stroje pracowników, to często spotykana w korporacjach praktyka. Pracownik ma być przezroczysty. Jakiekolwiek przejawy indywidualizmu nie są dobrze widziane.
logo
Fot. Shutterstock
Szybki odwrót
W dodatku, w razie zwolnienia, jak dziennikarz ma puste biurko, to bierze długopis, kurtkę z wieszaka i już – nie ma go. Zwolniony bez sceny. Bez wynoszenia kilogramów książek i roślin w doniczce. Korpodekrety ułatwiają korpologistykę.
Wydawca "Rzeczpospolitej" nie jest jedynym pracodawcą, który wprowadza tego typu zasady; w tym przypadku razi to o tyle, że dziennikarz to zawód, teoretycznie przynajmniej, wolny. Istotne jest raczej, co i jak napisze niż to, czy papiery na biurku będą ułożone w idealny stosik. Zresztą najlepsi dziennikarze i redaktorzy słynęli z tego ( i słyną), że toną w papierach – książkach, gazetach, korespondencji – na ich biurkach.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że w najbliższy czwartek w redakcji pojawi się prezydent Komorowski.

Zasady "czystego biurka", "czystej drukarki" czy monitora ustawionego tak, by wszyscy go widzieli, raczej nie przypadną im do gustu. Owe nowe zasady dałoby się może obronić, gdyby motywowano je kwestią dostępu "nieupoważnionych osób do danych osobowych na ekranach monitorów i zawartych w dokumentach pozostawionych na biurkach pracowników pod ich nieobecność", jak czytamy na jednej ze stron poświęconych zagadnieniu "polityki czystego biurka". Tu jednak chodzi tylko o porządek. Każde biurko ma wyglądać tak samo. – Ludzie mówią, że to absurd – mówi nam jedna z dziennikarek "Rz".
Redaktor naczelny "Rz" w rozmowie z portalem Wirtualne Media stwierdził tylko lakonicznie, że "w dobie serwerów można nie tonąć w papierach". – Chodzi o – ni mniej, ni więcej – porządek w redakcji – wyjaśnił Bogusław Chrabota.