Od wtorku twarz Renée Zellweger widnieje na głównych stronach serwisów internetowych największych światowych gazet i stacji telewizyjnych – od CNN po The Guardian. Aktorka zdobyła ważną nagrodę, zagrała wybitną rolę, została ambasadorką ONZ? Nie, zrobiła sobie operacje plastyczne i cały świat poczuł się w obowiązku, by jej to wytknąć.
Jakie przestępstwo popełniła niegdyś uwielbiana aktorka, że zasłużyła sobie na tak szeroko zakrojony ostracyzm? Jej twarz wygląda inaczej, a właściwie jest nie do rozpoznania, ale czy naprawdę jest to powód by wszczynać ogólnoświatową debatę na temat aparycji Renée Zellweger?
– Ludzie jako gatunek wykształcili w sobie mechanizmy wykrywania oszustów – mówi doktor Tomasz Baran z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Oszust zgarniał wszelkie korzyści i ograbiał wspólnotę, dlatego trzeba było go szybko wytropić. Jest to tzw. wrodzony mechanizm prokuratora.
Psycholog dodaje też, że niektóre rozporządzenia miały uchronić mężczyzn przed nieuczciwymi praktykami kobiet. W prawie angielskim istniał zapis, że panie, które starają się o zamążpójście, nie powinny używać za dużo kosmetyków, by nie wprowadzać swoich narzeczonych w błąd. Ostatnimi czasy szerokim echem odbiła się sprawa z Chin, tam mąż pozwał żonę za to, że urodziła mu brzydkie dzieci. Okazało się, że zanim kobieta poznała swojego partnera, przeszła szereg operacji plastycznych. Mężczyzna wygrał w sądzie.
– Kiedy widzimy, że ktoś ewidentnie próbuje nas oszukać, włącza nam się mechanizm obronny, być może tak właśnie stało się w przypadku znanej aktorki. Jej oszustwo jest zbyt ewidentne, nie możemy udawać, że nic nie zauważyliśmy – dodaje Tomasz Baran.
Ale czy Renée rzeczywiście chciała nas oszukać, czy nie miała po prostu innego wyjścia?
Paradoks oczekiwań
Jakie są oczekiwania wobec kobiety, która przychodzi na imprezę znanego magazynu modowego i pozuje na ściance? Ma być piękna, młoda, zgrabna, nieskażona żadnym defektem. Zmarszczki są dla zwykłych śmiertelników, cellulit dla nieporadnych kur domowych, obwisłe kolano to obciach na miarę beknięcia w towarzystwie angielskiej królowej.
Czy naprawdę będziemy się pastwić nad osobą, która starała się po prostu dopasować do sztywnych showbiznesowych norm? Tutaj nie chodzi tylko o jej dobre samopoczucie, lecz także o role, które dostanie lub te, które umkną jej sprzed nosa. Ok, są kobiety i mężczyźni, którzy starzeją się pięknie. Niedoścignionym wzorem jest Meryl Streep, która mimo upływającego czasu nie narzeka na brak ról, a jej twarz nie została nawet muśnięta skalpelem. Podobnie jest np. z Susan Sarandon, czy, żeby daleko nie szukać, z Beatą Tyszkiewicz.
Niestety, zła wiadomość jest taka, że nie każdy zestarzeje się ładnie. Nie każdy wytrzyma też presję, jaką wywierają na celebrytów media i opinia publiczna.
Celebryci stąpają po bardzo grząskim gruncie, a granica między tym, czego oczekujemy, a tym na co dajemy przyzwolenie jest bardzo cienka. Jak napisał Bryan Moylan w magazynie "Time":
Dziennikarz zauważa, że zjawisko oceniania powierzchowności dotyka przede wszystkim kobiety, ale coraz więcej mężczyzn jest też narażonych na negatywne komentarze. Przykłady? Barry Manilow, Mickey Rourke czy Silvio Berlusconi.
Przypadek Renée
Celebrytki nie do poznania to wdzięczny temat internetowych galerii zdjęciowych. Meg Ryan, Nicole Kidman, Dolly Parton czy Joan Rivers.
Jednak Renée to przypadek wyjątkowy. Nazywana była zezowatą, pucołowatą, sugerowano, że ma wyraz twarzy taki, jakby cały czas raziło ją słońce. Świat obserwował jej proces przybierania na wadze, kiedy przygotowywała się do roli Bridget Jones oraz kiedy chudła. To naprawdę takie dziwne, że postanowiła w końcu zmienić się nie do poznania? Sama co prawda nie przyznaje się do operacji, twierdzi, że zmiana wynika z faktu, że w końcu odnalazła spokój i szczęście.
Przerażać może skala tej metamorfozy. Na delikatne upiększanie dajemy zielone światło, ale takie coś to już przesada!
Warto się jednak zastanowić, gdzie leży granica tej przesady. Czy mocny makijaż to już za dużo? Nie, przecież nie jest to ingerencja w ciało. No dobrze, to może aparat prostujący zęby? A noszenie soczewek kontaktowych? Czy wybielanie zębów to zbytnia ingerencja w swoją cielesność? Tatuaż kwalifikuje się do ostracyzmu? Czy dopiero powiększenie piersi albo ust?
A może przyzwalamy sławnym i bogatym na to, na co sami możemy sobie pozwolić? A każdy krok dalej traktujemy jako fanaberię i oznakę próżności. Nie bez kozery ostatnio na Facebooku powstała strona "Nie ma ludzi brzydkich, są tylko biedni". Czy gdybyś miał pieniądze to twoja twarz pozostałaby nietknięta?
Wśród tweetów, które rozćwierkały się jak szalone po poniedziałkowej imprezie, w pamięci zapadł mi szczególnie jeden, mówiący o tym, że aktorka powinna kupić lustro.
Nie, nie powinna. Wystarczy, że przegląda się w oczach swoich fanów. Przykre, że to co widziała tam do tej pory skłoniło ją do radykalnej zmiany wyglądu.
Media, zwłaszcza te związane z branżą rozrywkową, są zafascynowane ciałem. Nagłówki są ulepione z plażowych sylwetek i słodkich tyłeczków, tak jakby właściciele tych części ciała nie byli realnymi ludźmi tylko postaciami istniejącymi tylko po to, byśmy mogli je oceniać i krytykować.