Gigantyczny spadek zysków, coraz większe problemy z płynnością finansową i tarapaty wizerunkowe. Tak wygląda dziś rzeczywistość brytyjskiego Tesco. W swojej ojczyźnie popularna sieć przeżywa głęboki kryzys, bo klientów hipermarketów zaczęło ubywać. To zjawisko obserwujemy też nad Wisłą, gdzie dominujące przez ostatnie dekady hipermarkety coraz mocniej obrywają od powstających na każdym rogu dyskontów. Skąd ta nagła zmiana konsumenckich upodobań? – Mamy nowe czasy i nowy rodzaj konsumenta, któremu zależy nie tylko na cenie, ale i czasie – komentują dla naTemat eksperci.
Hipermarkety umierają w swojej ojczyźnie?
Era, w której pusta lodówka naturalnie oznacza wycieczkę do hipermarketu kończy się właśnie teraz - przekonywał na początku roku raport Euromonitor International. Eksperci już w styczniu prognozowali, że choć w naszym regionie planowane jest otwarcie nowych hipermarketów, to będą miały one równie wielkie problemy, co wymierające z roku na rok tradycyjne sklepy.
W przypadku obu handlowych dramatów winowajcy są ci sami. To rosnące w siłę w całej Europie dyskonty. Nad Wisłą tylko w tym roku ten segment powinien rozwinąć się o kolejne ok. 7 proc. I stać się najważniejszym na rynku z kilkumiliardową przewagą nad innym. Tylko chłodne analizy z zimy sugerowały, że w hipermarketach wydamy w tym roku ok. 28 mld zł - znacznie mniej pieniędzy niż nawet w mniejszych sklepach, które w sumie są w stanie zgarnąć prawie 44 mld zł.
W Polsce to jednak dopiero zapowiedź tego, co obserwujemy już w Wielkiej Brytanii, gdzie jeszcze niedawno określenie "zakupy" oznaczało dla wielu po prostu wyjście do Tesco. Nic dziwnego, skoro założona przez mającego polskie korzenie Jacka Cohena sieć pierwszy sklep otworzyła już w 1929 roku, a od 1948 roku przyzwyczajała Brytyjczyków do samoobsługi i coraz większych powierzchni handlowych.
Po wojnie Cohen szybko zaczął odnajdywać klientelę głównie wśród tych, którym zależało na niskiej cenie, więc naturalną musiała być na początku lat 90-tych ekspansja Tesco do dopiero marzącej o bogaceniu się Europy Środkowej. Dziś na tę piękną historię tworzenia wielkiego biznesu rzuca się jednak ogromny cień w postaci ponad 250 mln funtów strat zanotowanych w zaledwie rok, co zmusiło firmę do uprawiania "kreatywnej księgowości". To zadziałało na krótką metę, bo po ujawnieniu problemów przez brytyjskie media Tesco ma tylko większe problemy.
Druga rewolucja handlowa
– Mamy nowe czasy i nowy rodzaj konsumenta – mówi Łukasz Stępniak, redaktor naczelny serwisu PortalSpożywczy.pl. Zdaniem eksperta, ten nowy konsument przestał kupować jeden pełny kosz, a postanowił pochodzić po kilku sklepach i wyszukać to, co mu najbardziej pasuje.
Stępniak przypomina, że sieci dyskontowe nie boją się eksperymentowania ze swoją formułą. Biedronka inwestuje dziś w eksperyment ze stoiskiem mięsnym, a Lidl z produktami "de luxe".
W ocenie Łukasza Stępniaka, Tesco w Polsce może jednak udanie uratować się przed czarnym scenariuszem, z którym ma do czynienia w ojczyźnie tej sieci. Cała nadzieja jak zwykle w... internecie. – Sklepy Tesco to dziś też huby przeładunkowe dla zakupów online. Nie wszędzie się to zapewne uda, ale są już miejsca, gdzie nawet 1/3 produktów w sklepie to rzeczy sprzedane przez sieć, czekające na odbiór – podkreśla.
O tym, że hipermarkety muszą zmienić swoją formułę mówi też Piotr Korek - bloger naTemat, a zarazem szef rozwoju Tesco w Europie. – Nasza firma ze względu na swoją wielkość jest wygodną egzemplifikacją stopniowej zmiany zachowań klientów z liniowych i stacjonarnych na zatomizowane. Jeszcze niedawno lokalny market w okolicy zaspokajał wszystkie potrzeby. Zakupy były częścią grafiku dnia lub tygodnia – wspomina czasy, gdy hipermarketom łatwo było zdobywać serca i portfele klientów. Wzrost cyfryzacji handlu i kurczący się czas klientów, doprowadziły jednak do powstania zupełnie nowej generacji.
Biznesmen zapewnia też, że obwieszczona przez brytyjską prasę śmierć hipermarketów jest stanowczo przesadzona. – Tesco w Zjednoczonym Królestwie od lat jest niekwestionowanym liderem sprzedaży żywności w sieci. Sieć wprowadziła na rynek nawet własny tablet Hudle, świetnie odebrany, który dobrze funkcjonuje w małych supermarketowych formatach. Problemem stały się tylko wielkie hipermarketowe powierzchnie handlowe, które nie zostały w pełni przygotowane na odparcie ataku dyskontów – przyznaje. – Jednak wielkie firmy po prostu muszą mieć więcej czasu na wykonanie zwrotu w odpowiednią stronę – dodaje.
Wrażenie niskiej ceny, czyli cała tajemnica...
– W Wielkiej Brytanii udziały dyskontów w rynku rosną dwucyfrowo – ostrzega jednak hipermarkety Edyta Kochlewska z portalu DlaHandlu.pl. Jej zdaniem, na Starym Kontynencie klientom zależy dziś przede wszystkim na czasie.
Ekspertka z pewnym dystansem podchodzi też do e-commerce, które w Wielkiej Brytanii jest rozwinięte najlepiej, a jednak nie uratowało handlowego giganta przed ogromnymi problemami. – Nie wszyscy klienci są już gotowi na e-zakupy. To rozwiązanie nie jest wciąż akceptowane przez sporą część konsumentów – podkreśla.
Czy zatem zapowiadająca się wojna między różnymi segmentami rynku doprowadzi do walki na ceny, której klienci tylko skorzystają? Wątpliwe.
– Niby każdy szuka najlepszej ceny, ale w handlu w rzeczywistości wszystkim chodzi tylko o wrażenie niskiej ceny. To wrażenie aktualnie najlepiej stworzyły dyskonty. To tym bardziej ciekawe, bo cen najniższych na rynku nie miały i nadal nie mają - tłumaczy Edyta Kochlewska.
Reklama.
Łukasz Stępniak, PortalSpożywczy.pl
Hipermarkety wciąż mają najtańsza ofertę, ale z tego powodu zyskują dyskonty i supermarkety, w których najwyraźniej nie tylko najniższa cena jest ważna.
Jej przedstawiciele nie traktują zakupów jako części swojego quality time, tylko jako niezbędną konieczność. Klient interesuje się najwygodniejszą realizacją swoich potrzeb, czyli szybkimi zakupami. Moim zdaniem, jesteśmy świadkami drugiej rewolucji handlowej. Kolejnego wielkiego kroku po tym, gdy kilkadziesiąt lat temu wprowadzano handel samoobsługowy
Edyta Kochlewska, DlaHandlu.pl
Wszyscy to przeoczyli, bo zmiany zachodzą błyskawicznie. W związku z tym, ci którzy znaleźli się na osiedlach wygrywają. A te miejsca, które są poza miastem, muszą znaleźć nowy pomysł na siebie.