W Wielkiej Brytanii zaczynają wyprzedawać budki telefoniczne. Tak, te stojące na każdym rogu budki, tak typowe dla krajobrazu tamtejszych miast. Bo coraz rzadziej ktokolwiek z nich korzysta - nie tylko na Wyspach. Podobnie, jak z wielu innych rzeczy, których obecność wydaje się codziennością, a tak naprawdę niepostrzeżenie znikają z naszego życia.
Słabe zainteresowanie korzystaniem z nich nie dotyczy tylko Wielkiej Brytanii, a praktycznie całego świata. Także naszego kraju, gdzie wciąż wiele osób pamięta, jak do budki ustawiały się spore kolejki. Tak było przecież jeszcze w latach 90-tych. Jak bardzo irytujące było przysłuchiwanie się plotkowaniu osoby, która akurat korzystała z telefonu, gdy my chcieliśmy złapać słuchawkę, by zadzwonić i załatwić jakąś naprawdę ważną sprawę. Na przykład powiedzieć mamie, że będziemy później. Bo jeszcze 10, czy 15 lat temu idąc do szkoły, czy wychodząc z kolegami większość dzieci słyszała pytanie, czy ma przy sobie kartę, by zadzwonić, jeśli się spóźnią.
Tymczasem dzisiaj ktoś korzystający z budki na ulicy jest wręcz sensacją. Patrzy się na niego, jakby coś było z nim nie tak. No bo z jakiego powodu nie dzwoni z komórki? Komórki, na rzecz której wielu Polaków coraz częściej rezygnuje nie tylko z publicznych automatów, ale i telefon "domowy" woli mieć złożony z 9 cyfr, a nie tradycyjnych 7.
Telegramy i przekazy
Poczta w swojej tradycyjnej formie w ogóle odchodzi do przeszłości. Już dziesięć lat temu niepostrzeżenie zniknął na przykład telegram, jaki znamy z filmów. Poczta zrezygnowała z niego ponieważ prawie bezczynie siedzieli w pracy doręczyciele tej krótkiej korespondencji, gdy Polskę własnie podbijała technologia GSM. Dzięki której wiadomość o tym kogo kochamy, kto umarł, a kto w naszej rodzinie się urodził można przesłać SMS-em nie tylko dużo szybciej, ale i bez konieczności dzielenia się tym z panią w okienku.
Podobnie od kilku lat dzieje się z przekazami pocztowymi. Na które z utęsknieniem czekało przecież wielu wnuków, bo przekaz z emeryturą dla babci zawsze oznaczał jakiś prezent. Podobnie przekaz był ważny w życiu studenta, gdy akurat skończyło się stypendium i dzięki uprzejmości poczty mniej, lub bardziej znaczącą sumą kochani rodzice mogli pomóc znowu spokojnie myśleć tylko o nauce. Ale kto chciałby dziś czekać na tak ważne pieniądze ponad dobę? W czasach, gdy prawie każdy ma konto i dostęp do niego przez internet nawet w komórce, a przelew można zrobić w kilka minut.
Gazety
Obraz naszej codzienności zmieniają też przegrywające z internetem gazety. Nakład prasy drukowanej leci na łeb na szyję. Ponieważ coraz rzadziej w kawiarni, pracy, czy autobusie można zobaczyć osobę trzymającą w rękach któryś z dzienników. Częściej mają bowiem w nich smartfon, lub tablet. Na którym czytają o tym, co najważniejsze wchodząc na strony jednego z wielkich portali internetowych, czy serwisów takich, jak naTemat.
Na początku roku wszystkie najpopularniejsze tytuły w naszym kraju odnotowywały prawie 10-procentowe spadki liczby czytelników. Ten stan trwa od lat i tylko się pogłębia. Wielu komentatorów uważa, że koniec tradycyjnej prasy to już kwestia naprawdę kilku lat. Tak szybko, jak upowszechnią się tablety, tak szybko zapach świeżego druku stanie się dla nas niezwykłą rzadkością.
Komunikatory
Ale nawet w internecie trwa "wojna pokoleń", która odsyła do lamusa rzeczy niegdyś będące dla nas codziennością sieci. Tak z dnia na dzień dzieje się na przykład z różnymi komunikatorami internetowymi, w tym z naszym rodzimym Gadu-Gadu. "Złapiesz mnie na fejsie, ja już GG nie używam" - słyszymy i mówimy to sami coraz częściej. A kto pamięta o tym, że kiedyś trzeba było mieć dwa programy, lub jeden tzw. kombajn, bo część znajomych miała konto na GG, a inni na Tlenie? Na dobre zajęcie dla programistów tych komunikatorów skończy się zapewne teraz, gdy Facebook uderzył w nich, dając możliwość korzystania ze swojego czatu także poprzez program Messenger.
Klisze fotograficzne
Cyfrowa rewolucja ostatniej dekady sprawiła także, że z codzienności hipsterską fanaberią stały się filmy do aparatów. Pamiętacie ile zdjęć przywoziło się z urlopu jeszcze kilka lat temu? Zazwyczaj kilkadziesiąt, bo najpopularniejsze klisze pozwalały zrobić ich tylko 36. Z czego spora część zazwyczaj i tak nie wychodziła. Klisze mają bowiem ustaloną czułość, więc część zdjęć była prześwietlona, część niedoświetlona. Mnóstwo rozmazanych, lub nałożonych na siebie. No i wielu Polaków na jednym filmie potrafiło utrwalić wydarzenia z całego roku, bo był on po prostu drogi.
A dzisiaj? Tysiąc zdjęć z wakacji to standard, bo karty pamięci w cenie dawnych klisz pozwalają zapisać nawet kilka razy więcej. Zdjęcia nie da się prześwietlić, bo w trybie auto procesor aparatu robi wszystko, by użytkownik fotografii nie zepsuł. Plus stabilizator obrazu, kilka trybów czułości i inne opcje, które dziś oferuje aparat z hipermarketu (albo nawet komórka!), a o których kiedyś można było pomarzyć w tzw. idioten aparacie za pół przeciętnej pensji.
Kasety VHS
Tak samo zresztą znikły z naszego życia kasety VHS. Czyli niegdyś nieodłączny element tradycyjnie polskich ślubów, chrzcin, pierwszych komunii, a nawet styp i pogrzebów. Filmów z wakacji tak wielu Polaków nie miało, bo kamera na kasetę była marzeniem, o które sporo osób zabijało się w różnych konkursach i teleturniejach.
Choć podobno i dzisiaj można jeszcze dzięki technologii VHS zarobić. Ostatnio modne jest bowiem wracanie do wspomnień z dawnych czasów. W piwnicy są kasety z dzieciństwa, czy ślubu rodziców, ale tata dawno wyrzucił na złom odtwarzacz (który i tak prawdopodobnie mógłby okazać się niekompatybilny z nowym telewizorem). Trzeba więc stanąć w kolejce do przekopiowania nagrania z kasety na jakiś nośnik, który pozwoli nam odtworzyć film na którymś z nowoczesnych sprzętów.