Mieszkała w boliwijskiej dżungli, gdzie wraz z innymi głoszącymi słowo Boże wyjechali jej rodzice, misjonarze. Miała pięć lat, kiedy raj zamienił się w piekło pedofilii. Misjonarze przez lata wykorzystywali seksualnie Christinę Krusi i dziesiątki innych dzieci. Nikt nic nie zauważył, nikt nic nie wiedział – siatka pedofilska działała przez kilkadziesiąt lat. Po latach, już jako dorosła kobieta, o swojej tragedii napisała książkę "Raj był moim piekłem" i założyła fundację, która pomaga skrzywdzonym dzieciom. – Wstyd to potężna bariera. Wszyscy się wstydzimy, szukamy winy w sobie. Ja dzisiaj też się wstydzę, ale jeśli swoim działaniem pomogę choć jednemu dziecku – będę to robić – mówi Christina w rozmowie z naTemat.
Gdybyś mogła porozmawiać z małą Christiną sprzed lat – co byś jej powiedziała?
Jako matka dwójki dzieci wiem, że zrobiłabym wszystko, żeby ją chronić. Zapytałabym ją, czego potrzebuje i zapewniała jej to wszystko, cokolwiek by to nie było. Powiedziałabym jej, że rozumiem, przez co przeszła i jestem z nią. Czasami rozmawiam sama ze sobą, z moim wewnętrznym dzieckiem i mówię: zapewnię ci wszystko, czego potrzebujesz i wszystko to, co straciłaś. Odzyskasz to. Robię tak, kiedy czuję ból.
Twoi rodzice, z którymi mieszkałaś w misji w Boliwii, przez lata nie zauważyli, że byłaś molestowana. Kiedy powiedziałaś im o tym, po latach, nie uwierzyli Ci. Masz do nich żal?
Zbyt dobrze ich znam, żeby mieć do nich żal. Zabrakło im umiejętności, żeby sobie z tym poradzić. Moja matka miała sześcioro dzieci, dla których nie miała czasu, bo była bardzo zajęta pracą w misji i tłumaczeniem Biblii. Ich wizja życia jest zupełnie inna od mojej, bardzo dogmatyczna. Moja matka uważa, że kobieta, która się rozwodzi, to prostytutka. Nie mam z nimi zbyt wiele kontaktu, wolę spokój. Był moment, kiedy czułam złość, ale te emocje w żaden sposób mi nie pomagały. Muszę zaakceptować ich takimi, jakimi są. Robią się coraz starsi, jestem więc dla nich... uprzejma.
Przebaczyłaś tym mężczyznom, którzy Ci to zrobili?
Nie wydaje mi się, jeśli mam być szczera. W niemieckim są dwa określenia na przebaczenie: jedno dotyczy przebaczenia w sensie chrześcijańskim, drugie oznacza, w dużym uproszczeniu, rezygnację z myślenia o danym wydarzeniu. W tym drugim sensie – owszem, wybaczyłam im. Dlaczego miałabym poświęcać swój cenny czas na myślenie o moich prześladowcach? Zabrali mi wystarczająco dużo czasu. Szczęśliwie trzech z nich już nie żyje i mam nadzieję, że są w piekle.
Wciąż wierzę w Boga. Wierzę w sprawiedliwość, bo jej doświadczyłam. Pewnie nie siedziałabym tu dziś, gdybym w nią nie wierzyła – wielu moich przyjaciół jest schorowanych, a ja wciąż mam siłę, żeby walczyć. Owszem, zdarza się, że upadam, ale zawsze się podnoszę.
Organizacja Wycliffe, z ramienia której Twoi rodzice pracowali w Amazonii jako misjonarze, prowadziła w sprawie molestowania seksualnego dzieci dochodzenie. Czy ci pedofile zostali formalnie oskarżeni? Ponieśli karę?
Dochodzenie organizacji dowiodło, że molestowanie miało miejsce. 18 osób złożyło zeznania. z których wynikało, że były wykorzystywane seksualnie. Po ukazaniu się mojej książki okazało się, że ofiar było więcej – nie tylko w Boliwii, ale także Peru i innych miejscach. Ta pedofilska sieć była większa niż przypuszczałam. Organizacja była pomocna, choć oczywiście nie chciała płacić odszkodowań. Myślę, że oni muszą ponieść odpowiedzialność za to, co się stało.
Jak to możliwe, że nikt ich nie pozwał?
To wszystko są chrześcijanie. Kiedy zapytałam moich rodziców, czy pożyczą mi pieniędze, bym mogła zatrudnić prawnika i podjąć kroki prawne, wiesz, co mi powiedzieli? Że nie dadzą mi pieniędzy, bo wtedy będę mogła zatrudnić prawnika, który sprawi, że Wycliffe będzie musiała zapłacić, a to oznacza, że zabraknie pieniędzy na tłumaczenie Biblli. Nie można brać bożych pieniędzy, powiedzieli. Z twojego powodu inni nie poznają słowa bożego i pójdą do piekła. To usłyszałam od moich rodziców, kiedy poprosiłam ich o pomoc. Cóż, nie jestem tak ważna, jak tłumaczenie Biblii. To rodzaj wyznawanego przez nich dogmatyzmu. I niech będą sobie dogmatyczni, ale nie kosztem dzieci, które są gwałcone.
Czy to powód, dla którego napisałaś książkę "Raj był moim piekłem"?
Tak, nie miałam innego wyjścia. Ludzie musieli się o tym dowiedzieć, bo dzieci mają prawo dorastać bezpiecznie. Wiem, jak to jest żyć z takim brzemieniem i nie chcę, by ktokolwiek inny tego doświadczył.
Opinia publiczna często dziwi się, dlaczego ofiary molestowania latami milczą. Bywa, że mija kilkadziesiąt lat, zanim zaczną mówić o tym, co je spotkało. Możesz to wyjaśnić?
Kiedy doświadczasz traumy, zwyczajnie zapominasz o tym, co cię spotkało – to mechanizm obronny. Albo ciągle pamiętasz, ale chowasz to w szufladzie, do której nigdy nie zaglądasz, bo kiedy myślisz o złu, które cię spotkało, to boli tak bardzo, że masz wrażenie... że zaraz umrzesz. Ja nie zapomniałam, przez całe lata zmagałam się z bardzo wyraźnymi obrazami. Nie mogłam się pozbyć tych wspomnień, choć zapomnienie byłoby błogosławieństwem.
Wcześnie wyszłam za mąż, wcześnie została matką, robiłam wszystko, żeby mieć normalne życie. Sądziłam, że ta "normalność" sprawi, że zapomnę o tym, co się zdarzyło. Jednak kiedy urodził się mój młodszy syn, wspomnienia stały się tak silne, że wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Musiałam być silna dla moich synów. Kiedy mieli ok. 11 lat, nadszedł czas, żebym się tym zajęła. Wcześniej nie sądziłam, że zdołam to zrobić. Otwarcie się na tę traumę, której doświadczyłam ja i inne molestowane dzieci, boli tak bardzo, że myślisz, że to się nigdy nie uda. Albo myślisz, że zwariujesz.
Pewnego dnia wróciłam z joggingu, straciłam przytomność i przestałam mówić. Wtedy postanowiłam się z tym zmierzyć.
Coraz więcej tuszowanych przez latach skandali pedofilskich wychodzi na jaw, zarówno w Kościele katolickim, jak i wśród osób z pierwszych stron gazet. Niedawno tego rodzaju wydarzenia wstrząsnęły Wielką Brytanią. Trudno zrozumieć, jak to możliwe, że przez lata nikt nic nie zauważył. Czy to dobrze zorganizowana siatka?
100 lat temu dzieci w Szwajcarii musiały pracować. Pewnego dnia Pestallozi, który był pedagogiem, powiedział, że dzieci nie powinny pracować, tylko się uczyć. Latami prowadził kampanię przeciwko wykorzystywaniu dzieci do pracy, która w końcu poskutkowała zmianami w prawie. Gdyby nie on, prawdopodobnie na zmiany trzeba by czekać dużo dłużej.
Tutaj mamy analogiczny przypadek; brakuje wiedzy, co się dzieje ze społeczeństwem, które dopuszcza do molestowania dzieci. Molestowani chłopcy sami często stają się tymi, którzy molestują. Z jednego pedofila robi się pięciu, z pięciu – dwudziestu. Jeśli będziemy to tolerować, jeśli nie będziemy z tym walczyć – społeczeństwo tego nie przetrwa.
Problemem, przynajmniej w naszym przypadku, był fakt, że pedofilami byli lekarz, dyrektor szkoły.... Oni mają jakiś sposób rozpoznawania siebie – wystarczy, że na siebie spojrzą, i już wiedzą. Potrafią się odnaleźć. Sądzę, że w wielu instytucjach są dobrze zorganizowani. W misji było tak z całą pewnością, gdyby było inaczej, nie byliby w stanie tego robić – i wzajemnie się chronić – przez 30 lat. Niektóre dzieci rozmawiały ze swoimi rodzicami, którzy udawali się wtedy na rozmowę do dyrektora szkoły. Tyle tylko, że on też był jednym z pedofilów w tej siatce.
Wielu rodziców, w tym mój ojciec, gorliwych chrześcijan, mówiło: chcemy, żebyście wybaczyli tym, którzy wam to zrobili. Wtedy wszystko będzie w porządku.
Co sprawia, że tak wiele przypadków pedofilii dotyczy środowisk kościelnych?
Hierarchia i bardzo wysokie zaufanie, którym cieszy się Kościół jako organizacja. Jak oskarżyć biskupa? Albo szanowanego lekarza? Ofiary boją się, że nikt im nie uwierzy. Jedyną szansą, jaką ja miałam, był fakt, że nie byłam jedyna. Było nas osiemnaścioro, choć później okazało się, że o wiele więcej. Prześladowców było 11. Nikt więc nie mógł zarzucić nam kłamstwa.
Gdyby to przytrafiło się tylko mnie, nie wiem, czy miałabym odwagę cokolwiek powiedzieć. Pewnie nie. Zresztą na początku nie uwierzyła mi ani misja, ani moi rodzice. I dlatego nie przestanę o tym mówić. Ludzie muszą się dowiedzieć, co się stało, i co ciągle się dzieje.
Otrzymywałaś pogróżki...
Tak, ci, którzy mnie molestowali, wysłali do mnie ludzi, którzy mi grozili. Wtedy zapytałam pewnego znanego dziennikarza: czy, jeśli opublikuję tę książkę, opowiem o tym, co mnie spotkało, zginę? Czy oni zrobią coś moim dzieciom? Ten człowiek powiedział mi wówczas, że im więcej ludzi dowie się o całej sprawie, tym bezpieczniejsza będę. I tak się stało.
Twoja fundacja pomaga ludziom, którzy, tak jak Ty, byli ofiarami przemocy seksualnej.
Tak, uczymy ludzi też tego, jak mówić, jak występować, jak opowiadać o tym horrorze –bo wielu z nich tego nie wie. Dostaję setki e-maili z podziękowaniami od ludzi, którym pomagamy. To cud.
Ludzie, którzy padli ofiarami pedofilii, często czują wstyd. To jeden z powodów, dla których milczą.
Wstyd pożera. Boisz się, że stracisz twarz. To bardzo trudne zwłaszcza dla mężczyzn. Ludzie myślą: może gwałcili mnie dlatego, że miałam duże czarne oczy. Może nic by się nie stało, gdybym się tak miło nie uśmiechała. Może zbyt radośnie się bawiłam. Cały czas szukasz winy w sobie. Ja ciągle się wstydzę, ale wiem, że za każdym razem, kiedy opowiadam swoją historię, mogę pomóc choć jednemu dziecku. Wstyd i poczucie winy to potężne bariery.
Chyba jednym z najważniejszych celów jest edukacja.
Oczywiście. Jeśli dzieci potrafią opisywać swoje emocje – to już duży sukces. Musimy edukować dzieci, także, oczywiście w mądry sposób, na polu edukacji seksualnej, bo dzięki temu dziecko będzie w staniem nam powiedzieć: ten człowiek dotknął mnie w sposób, który mi się nie podobał, sprawił, że źle się poczułam/-em. Dzięki temu dzieci będą w stanie powiedzieć "nie", będą wiedziały, co nie mieści się w kanonie normalnych zachowań.
Sądzisz, że w Kościele, z pontyfikatem Franciszka, nastąpiło nowe otwarcie?
Sądzę, że zmiana w kulturze opiera się w dużej mierze na edukowaniu opinii publicznej. Opowiem ci historię o pewnym eksperymencie. Na pewnej małej wyspie umieszczono małpy i dano im do jedzenia ziemniaki. Małpki jadły je brudne, prosto z ziemi. Ale pewnego dnia jedna z nich przypadkiem wrzuciła ziemniaka do wody, myjąc go w ten sposób. Później 10 innych małpek zaczęło myć ziemniaki przed jedzeniem, potem 100. I kolejne. Później to się rozprzestrzeniło na inne wyspy, choć małpy nie miały ze sobą żadnego kontaktu. Wierzę więc, że jeśli ja zacznę "myć ziemniaki", zacznie to też robić mój sąsiad, później jego sąsiad, a później kolejni. I to staram się robić.