Seria doniesień o przywilejach związkowców - głównie w kopalniach - wywołała ostatnio zasadne pytanie, czy wiedzą oni, w jakim świecie żyją. Jest kolejny dowód na to, że niekoniecznie. Jutro związkowcy z Orlenu będą protestować przed Kancelarią Premiera. Chociaż w spółce zarabia się średnio 9500 złotych (średnia bez wynagrodzenia kadry kierowniczej) i pracuje średnio na produkcji tylko 37 godzin, to związkowcy uznają plany zlikwidowania dublujących się dyżurów za skandaliczne.
Już nigdzie na świecie nie pracuje się tak, jak w rafinerii Orlenu w Płocku. Średnio w ciągu miesiąca jedna zmiana, a więc około 350 osób przychodzi do pracy, żeby nic albo prawie nic nie robić. Ta dublująca się zmiana wynika z tak zwanego pięciobrygadowego systemu pracy. A ten kosztuje firmę do 30 milionów.
Sytuacja na rynku rafinerii w Europie jest tak samo ciekawa, co trudna. Spada popyt na paliwa, rafinerie ograniczają moce produkcyjne. Niektóre zostają zamknięte, marże w tym biznesie są coraz niższe. Coraz trudniej jest utrzymać biznes. Od 2005 do 2014 roku na kontynencie przestało działać 11 rafinerii - najwięcej we Włoszech, Rumunii i Francji. Rafinerie wykańczają nie tylko marże, ale też wysokie koszty energii oraz inwestycje środowiskowe. Około dziesięciu kolejnych rafinerii w Europie jest wystawionych na sprzedaż, lub przekształcenie w terminal paliw.
Jedynym sposobem przetrwania jest optymalizacja i restrukturyzacja. Dokładnie to robi Orlen. Koszty pracy to znaczące wydatki w budżecie firmy. Spółka zaproponowała zmianę obecnego systemu pracy pięciobrygadowego na system czterobrygadowy. Cztery brygady pracują już we wszystkich zagranicznych rafineriach PKN Orlen, a więc w trzech zakładach na Litwie i w Czechach. Tak też pracowało się w Orlenie do 2007 roku.
Te argumenty nie przekonują związkowców. Ponieważ idą wybory samorządowe, to związki mają nadzieję, że protest przed Kancelarią Premiera załatwi sprawę a nacisk polityków zmusi zarząd PKN Orlen do zmiany zdania. Związkowcy ogłaszają że będą walczyć "o obronę miejsc pracy". Nie mają prawa ogłosić w rafinerii w Płocku formalnego protestu, bo zgodnie z prawem każdy pracodawca ma prawo ustalać, w jaki sposób chce organizować pracę.
Tu zmieńmy na chwilę branże, bo w swoich roszczeniach związkowcy z Orlenu przypominają trochę tych z kopalni. Być może nie będą jutro rzucać śrubami w siedzibę Ewy Kopacz. Ale myślą podobnie: marnotrawstwo należy utrzymywać, byle zachować każde miejsce pracy. Ta logika od dawna niszczy spółki węglowe.
W wywiadzie dla „Forbes'a” trafnie określił to prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Jarosław Zagórowski, który przypomina, że u niego w firmie zbiorowy układ pracy obowiązuje od 1991 roku i nijak nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. Dlatego trzeba „powiązywać płace” z wydajnością pracy, bo obecnie płaci się związkowcom za sam fakt przychodzenia do zakładu. Tyle, że kiedy tylko JSW próbuje coś zmienić, związki mówią: „nie”.
Patrząc na planowany protest związkowców z Orlenu trudno nie odnieść wrażenia, że słowa prezesa JSW odnoszą się nie tylko do górniczych związków zawodowych. Po raz kolejny związki, wyciągając na wierzch emocje, nie potrafią zrozumieć, że nie żyjemy już w czasach PRL, kiedy państwo mogło sztucznie utrzymywać dowolny poziom zatrudnienia.
Firmy muszą dostosowywać się do zmieniającej się rzeczywistości, rynku, a związkowcy chcieliby, żeby zostało po staremu.
Praca w rafinerii jest bezpieczniejsza niż by się wydawało. Polega głównie na monitorowaniu urządzeń w fotelu przed bardzo zaawansowanymi komputerami. Sprowadza się więc do wciskania guzików. Część pracowników monitoruje urządzenia w terenie. Jedyna szkodliwość i znacząca uciążliwość pracy, to jedna nocna zmiana - od 22 do 6 rano. Rafineria bowiem działa non stop. Według BHP nie ma żadnych przeciwwskazań do zmiany systemu pracy na czterobrygadowy.
Orlen dzięki tej zmianie zwolni od 7-10% osób na stanowiskach produkcyjnych a więc od 230 do 290 osób. W spółce jest 270 osób, które już mają lub w 2015 roku nabędą prawa emerytalne. W latach 2009 - 2013 w Orlenie były duże podwyżki: średnio o prawie 25%, czyli znacząco więcej niż w innych firmach sektora przedsiębiorstw.
Orlen przypomina też, że średnia płaca u nich to 9,5 tysiąca złotych i nie zawierają się w tym zarobki zarządu, rady nadzorczej ani „kluczowej kadry kierowniczej”. Związkowcy ten argument próbują zbijać swoimi danymi, z których wynika, że średnia płaca dla Młodszego Operatora to... 3,3 tysiąca złotych, zaś dla innych pracowników – 6,6 tysiąca. Doprawdy, bieda aż piszczy. Ciekawe co związkowcy powiedzieliby młodym, którzy muszą żyć za 1,6 tysiąca zł netto i jakoś nie palą opon pod KPRM, tylko sobie radzą. Dodajmy do tego, że według nieoficjalnych informacji szef związku zawodowego w Orlenie zarabia... ok. 12 tysięcy złotych, czyli tyle ile minister. O tym protestujący też nie wspominają.
Orlen staje w ten sposób między młotem i kowadłem: może albo podjąć decyzję sensowną i zasadną z punktu widzenia interesu spółki, a więc jednocześnie interesu państwa, albo ulec presji związków zawodowych.
Negocjacje są skutecznym narzędziem, jeśli przy stole siada dwóch równoprawnych partnerów. Teraz tak nie jest, bo prawo jest tak skonstruowane, że związki zawodowe mają nad nami znaczną przewagę. Bezprawnie protestują i strajkują, a finansowe konsekwencje tych działań spadają na firmy. (...)
Żeby dokonać zmian, potrzebne jest poparcie polityków. Tymczasem można odnieść wrażenie, że na ich decyzje większy wpływ niż opinie menedżerów spółek górniczych mają związkowcy.
Politycy są przez górników szantażowani demonstracjami i utratą poparcia ze strony tej grupy zawodowej. Jak ten szantaż działa, mieliśmy przykład podczas exposé premier Ewy Kopacz. Jest oczywiste, że menedżerowie tą drogą pójść nie mogą – możemy jedynie przytaczać racjonalne argumenty za koniecznością zmian. Ale też do korekty podejścia do górnictwa coraz silniej przekonuje polityków rzeczywistość. Przecież nie można wiecznie dopłacać do wydobycia węgla, bo to jest niezgodne z elementarnym porządkiem społecznym. Wszystkie te wielkie zakłady – Ursus, Stocznia, FSO – na których działanie zbyt duży wpływ miały związki zawodowe, upadły.