Czy prowincja i aglomeracja to dwie skrajnie różne rzeczywistości? Jak mieszkańcy tych obydwu ośrodków na siebie patrzą, czy się lubią, a może zupełnie nie rozumieją? Wreszcie, czym jest wieś i gdzie jej szukać? O tych kwestiach rozmawiam z doktorką socjologii Rutą Śpiewak z Instytutu Wsi i Rolnictwa PAN.
Gdzie zaczyna się polska wieś? Czy można nią nazwać tylko małą miejscowość z chatami krytymi strzechą, a może także nieduże miasteczko?
To bardzo ważne, by postrzegać niewielkie ośrodki miejskie w połączeniu z wsią. W nieodległym ośrodku miejskim odbywa się życie kulturalne, duża część mieszkańców wsi tam pracuje, znajdują się tam szkoły ponadpodstawowe, sklepy. Wiejska gospodarka musi funkcjonować w powiązaniu z pobliskim ośrodkiem miejskim. Definiowanie wsi w opozycji do miasta powinno odejść już do lamusa. Nowa wiejska gospodarka definiowana jako otwarta i sieciowa pozostaje w relacji z pobliskim ośrodkiem miejskim.
Niestety, w praktyce jest to trudne. Powody takiego stanu rzeczy są bardzo prozaiczne – na wsi jest dramatyczny problem z transportem publicznym. W zeszłym roku robiłam badania w okolicach Puszczy Białowieskiej. Tam mniejsze miejscowości są bardzo słabo skomunikowane z większymi ośrodkami. Takich miejsc w Polsce jest bardzo wiele.
Wiejska koncepcja rozwoju w oparciu o miasto całkowicie pada. Benefity miasta są zatem prawie wyłącznie dla tych, którzy mają samochody. Oczywiście poszkodowane są osoby starsze, młodzież i kobiety – wciąż więcej mężczyzn ma prawo jazdy. Na wsi statystycznie jest więcej samochodów niż w mieście, bo nie ma alternatywy. Niepokojące jest to, że w takiej sytuacji brak auta może wiązać się ze społecznym wykluczeniem.
Jak w takim razie sklasyfikować miasto i wieś? Czy podwarszawski Pruszków może być w ogóle porównywany z podlaską mieściną, oddaloną od jakiegokolwiek większego miasta o ponad 100 km.
W analizach statystycznych często oddziela się miasto od wsi, czemu sprzyja sposób agregacji danych. To oczywiście pozostaje w relacji do międzynarodowego problemu jak definiować wieś. Dzisiaj statystyczna wieś to ta bardzo odległa od centrum, metropolii i ta tuż obok np. Warszawy. To powoduje że obraz wsi jest nie do końca prawdziwy lub nieco spaczony. Między innymi wynika z niego ze migracja na wieś jest większa niż ze wsi od miast, ale na ten obraz w dużej mierze wpływają wyprowadzający się do podaglomeracyjnych wsi mieszkańcy dużych miast, którzy nic z tym obszarem nie mają wspólnego.
Na obszarach oddalonych od aglomeracji saldo migracji jest ujemne – więcej osób się stamtąd wyprowadza niż wprowadza. Dlatego też warto zastanowić się nie nad podziałem takim jak wynika z obecnie przyjętych definicji wsi, ale na typy gospodarek, takie analizy prowadzi profesor Maria Halamska. W ten sposób znacznie lepiej oddaje się zakres zróżnicowania.
Rodzaj przyporządkowania gospodarstwa określano na podstawie zaawansowanych analiz i wyliczania tzw. gęstości ekonomicznej. Wyróżniono następujące typy gospodarek: gospodarka peryferyjna rolniczo, rolnicza, wielofunkcyjna, podmiejska. Jako że gospodarka nie funkcjonuje w oderwaniu od kwestii społecznych to taki podział daje lepszy i bardziej adekwatny obraz wsi w wymiarze społecznym jak i gospodarczym.
Czy polska wieś jest jednolita?
Polska wieś jest bardzo głęboko zróżnicowana. Absolutnie nie możemy mówić o jakiejś jednolitej strukturze. Te różnice rozkładają się zgodnie z odległością od dużych miast. Wciąż widać różnice pomiędzy dawnymi zaborami. Zabory są widoczne na bardzo różnych mapach zróżnicowania edukacyjnego, gospodarczego, kapitału społecznego itp., ten podział zanika bardzo powoli, dzięki rozwojowi aglomeracji.
Obecność dużego miasta w danym regionie wpływa na statystyki. Prężny ośrodek miejski deformuje obraz. Na przykład Warszawa jest częścią byłego zaboru rosyjskiego, który przecież od zawsze wypada gorzej. Jeśli przy zbieraniu danych ominie się aglomeracje, to w dalszym ciągu te różnice pozaborowe są bardzo znaczące. To niebywałe, że po tylu latach od końca zaboru, końca PRL-u i wejścia do Unii Europejskiej, która przyniosła programy służące wyrównywaniu, obszary wiejskie są tak dalece zróżnicowane i pokutują historyczne „naleciałości”.
Myślę, że tego nie da się tak łatwo wyrównać - ani pod względem gospodarczym, ani społecznym i kulturowym. Pytanie może powinno brzmieć nie jak wyrównać, ale jak nauczyć się czerpać z tych różnic.
W świetle tego co Pani mówi, nie można zatem mówić o Polsce A i B, ale o bardziej złożonej strukturze.
Żeby unikać pejoratywnego i trochę też nieprawdziwego określenia Polski A i B, to można powiedzieć, że właściwszym podziałem jest ten według granic pozaborowych przy równoczesnym uwzględnieniu wspomnianej już odległości od dużych ośrodków miejskich.
A jak mieszkańcy dużych aglomeracji patrzą na tych z prowincji?
W tym roku CBOS robił badania, w ramach których pytano Polaków o to, z czym kojarzy im się wieś. Zwykle była to idylliczna wizja zadbanej miejscowości, położonej w pięknej okolicy. Ja też, gdy jeżdżę na wieś, zawsze myślę sobie o tym, że jest tam pięknie. Równocześnie jednak wiem, że życie w takim miejscu musi być trudniejsze, niż dla mieszkanki (szczególnie to dotyczy wciąż kobiet) dużego miasta.
A czy miastowi widzą też ciemną stronę wsi? Nie lubią jej za coś?
Nie zauważyłam niechęci. Jest za to coś innego. W ostatnich badaniach CBOS-u wyszło, że obecnie więcej, niż dwadzieścia lat temu, mieszkańców miasta zgadza się z opinią, ze miasto rożni się od wsi. Teraz zrobiła się w Europie moda na wieś, ale taką wyobrażoną, idylliczną, która nie do końca jest realna. Ludzie z miasta widzą prowincję, jako ekologiczną enklawę pełną spokojnych, sympatycznych mieszkańców, głębokich więzów międzyludzkich.
Taki obraz wsi pokazują m.in. seriale i jeśli te wyobrażenia zderzą się z rzeczywistością, która jednak jest trochę inna, to rodzą się konflikty i rozczarowania. Choć większość Polaków ma tak naprawdę chłopskie korzenie, to wolimy myśleć, że każdy z nas pochodzi z dworku i do tego dworku chciałby wrócić. A nie do chaty pokrytej strzechą.
Byłam niedawno w imponującej masarni położonej niedaleko miasta średniej wielkości. Jej właściciel narzekał, że bez przerwy nasyłane są kontrole. Dlaczego? Bo do jego wsi przeprowadzili się zamożni mieszkańcy tego miasta, a on ma duże stado świń, które hałasuje, nieco śmierdzi i to nie pasuje sąsiadom. Miastowi nie mają nic przeciwko trzodzie chlewnej, ale zwierzęta nie mogą śmierdzieć i przeszkadzać. Mimo że ten masarz nie ma problemów ze zbytem, bo jego kiełbasy są naprawdę świetne, ale cały czas naraża się na nieprzyjemności ze strony trochę rozczarowanych nowych mieszkańców.
Jacy są zatem mieszkańcy wsi?
Chcą modernizacji, a miasto trochę stara się ich osadzać w starych, tradycyjnych rolach. Sama się na tym złapałam. To nie jest do końca tak, że oni się całkiem odwracają od tradycji. Znowu sięgają do niej koła gospodyń wiejskich, lokalne grupy działania i inne stowarzyszenia. Staje się ona też potencjalnym źródłem dochodu. Tradycja jednak nie może być ograniczeniem, spowalniaczem.
Podam przykład. Kiedyś pojechałam na święta na wieś pod Lublinem i tam gospodyni, zamiast klasycznego karpia zrobiła mrożone filety. A ja byłam załamana – jak to? Przecież w domu jest zawsze karp! Pani domu powiedziała mi bez ogródek, że z karpiem jest za dużo roboty, a dzięki filetom jest czysto łatwo i szybko.
Ta kobieta pracowała bardzo ciężko i myślę, że ona po prostu nie chciała zajmować sobie czasu kolejnymi obowiązkami, dbaniem o tradycję.
Mieszkańcy wsi są głęboko zróżnicowani, już od jakiegoś czasu rolnicy nie dominują wśród pracujących mieszkańców wsi, choć nadal polscy rolnicy to aż 1/5 wszystkich rolników UE. Zasadnicze różnice widoczne są też miedzy poszczególnymi województwami. I tak np. w lubelskim ponad ¼ mieszkańców jest zatrudniona w rolnictwie, podczas gdy w śląskim to jest tylko 2%.
A jak mieszkańcy wsi zapatrują się na miasto? Czy to jest ziemia obiecana?
Z badań CBOS-u, czy realizowanych m.in. przeze mnie wynika, że mieszkańcy wsi nie chcą wyjeżdżać do miasta. Gdyby mieli wybór, to zostaliby w swojej miejscowości. Z drugiej strony z moich innych badań przeprowadzonych wśród uczniów kończącymi gimnazjum i technikum, realizowanych w powiecie hajnowskim, wynika że zdecydowana większość chce opuścić ten obszar.
Mam wrażenie, że w badaniu CBOS-u ludzie odpowiadali bardziej w kategoriach życzeniowych, ale też oznacza to, że lubią swoją małą ojczyznę lub, mniej pozytywna interpretacja, boją się zmian. Ankietowana przeze mnie młodzież miała bardziej pragmatyczne podejście. W okolicach Białowieży nie ma dla nich atrakcyjnej pracy. Duże miasto jest bardziej złem koniecznym niż ziemią obiecaną.
Rozmawiałam ostatnio z nauczycielką z małej miejscowości, która opowiedziała mi historię rodzeństwa. Chłopak był bardzo zdolny, siostra przeciętna, ale to ona pojechała na studia. Teraz ta dziewczyna idzie do góry, a on popadł w stagnację. Lokalna rzeczywistość nie zaoferowała mu takich możliwości i bodźców, żeby mógł się rozwijać. Dlatego potrzebni są dobrzy liderzy nauczyciele, którzy zauważą, podciągną, zainspirują.
Czy miastowi z mieszkańcami wsi się lubią?
Na pewno nie powiedziałabym, że czują do siebie niechęć. Trochę się nie rozumiemy. Nieco inaczej średnio rzecz biorąc spędzamy czas wolny, ale też inaczej, szczególnie w przypadku rolników, wygląda struktura czasu pracy i odpoczynku. Z badań wynika, że mieszkańcy miast w większości uważają mieszkańców wsi za pracowitych, życzliwych innym, dostrzegają ich większą religijność, coraz rzadziej mówią, że są zaniedbani.
Wciąż rośnie liczba osób, które deklarują, że chętnie przeprowadziłyby się na wieś. Co oznacza, że wieś wydaje się atrakcyjnym, przyjemniejszym miejscem do życia, pewnie po trosze dzięki modzie kreowanej przez media, ogólnemu kryzysowi, zmęczeniu miejską pogonią,
A co tak naprawdę wieś ma zawodowo do zaoferowania? Przede wszystkim pracę na roli?
Zupełnie nie. Na wsi mniej niż połowa ludzi ma jakikolwiek związek z rolnictwem. Większość ludzi należą do kategorii - pracownicy , a więc są zatrudnieni w publicznych lub prywatnych instytucjach. Wielu mieszkańców wsi, łączy różne źródła dochodu, to wielo lub dwuzawodowcy. Istnieje też szara strefa, migracje czasowe do miast, za granicę, trochę działalności własnej (jednak mniej mieszkańców wsi niż miast posiada własną działalność gospodarczą), roboty sezonowe.
Czy taki obraz daje podstawy do stwierdzenia, że polska wieś nie jest w najlepszej kondycji?
Polska wieś nie jest pogrążona w stagnacji. Przy pomocy unijnych funduszy i narzędzi rozwoju zrobiła kolosalny krok do przodu w każdym wymiarze: kapitału ludzkiego (bardzo podniósł się poziom wykształcenia), zmian infrastrukturalnych. Trzeba jednak przyznać, że ten gwałtowny skok bierze się stąd, że startowaliśmy z bardzo niskiego poziomu.
Ale nie można mówić o samych plusach. Profesor Gorzelak ma koncepcję, że w Hiszpanii na obszarach peryferyjnych wybudowano wspaniałe drogi. Tymi drogami wszyscy wyjechali i nikt nie wraca. Zastanawiam się, czy w Polsce nie dzieje się podobnie. Zainwestowano ogromną ilość pieniędzy w obszarach, gdzie jest mała dzietność. Teraz potrzeba lokalnych liderów, by zaktywizowali społeczność, bo inaczej będą to drogi donikąd.
W Polsce, ale szczególnie na wsi, problemem jest niski kapitał społeczny, w tym sensie że zaufanie społeczne, umiejętność i chęć współpracy, poza bliską rodziną, jest wciąż bardzo mała. 85% mieszkańców wsi uważa, że w stosunkach z innymi trzeba być bardzo ostrożnym, choć równocześnie nieco więcej osób na wsi deklaruje ze w ciągu ostatniego roku nieodpłatnie pracowała na rzecz innych.
Uważam, tak jak m.in. prof. Czapiński, że dopóki w Polsce kapitał społeczny się nie rozwinie i nie podniesie się poziom zaufania społecznego, to nie nastąpi głęboka zmiana. Nie możemy się dalej rozwijać indywidualnie. Jest to szczególnie ważne właśnie na obszarach wiejskich. Polska wieś wykorzystała bardzo dobrze pieniądze unijne, tylko że to jest cały czas głównie działanie indywidualne, takie które nie wymaga współpracy.
Z jakimi jeszcze problemami mierzy się polska wieś?
Jest bardzo dużo problemów z miejscami pracy, są one mało atrakcyjne. Wiele się mówi o tworzeniu lokalnych miejscy pracy w oparciu o zasoby jakie ma wieś (np. dobrej jakości produkty spożywcze). Na razie udaje się to stosunkowo rzadko, wynika to z właśnie słabego kapitału społecznego oraz a może przede wszystkim nieodpowiednich, ograniczających przepisów.
Jest jeszcze inny, ciekawy, ale trudny aspekt. Wyjazd osób aktywnych, lepiej wykształconych. Statystycznie wyjeżdża z obszarów wiejskich więcej kobiet niż mężczyzn. Te najbardziej aktywne uciekają. Jest to problem, co widać chociaż po programach telewizyjnych, jak popularny ostatnio „Rolnik szuka żony”. W gospodarstwach zostają samotni mężczyźni. Teraz dużo mówi się o prowincjonalnych aktywistkach. Rzeczywiście, na tych obszarach działa sporo niesamowitych kobiet – one organizują życie społeczności i robią to wszystko przy ograniczonym dostępie do przedszkoli, transportu. Ale one nie są aż tak dużym ruchem, jakim chciałoby się je widzieć.
A jak jest w sferze marzeń, ambicji i planów? Czy one są dla Polaków wspólne, niezależnie od miejsca zamieszkania?
Te najważniejsze tak. Z badań wynika, że dla większości Polaków największym szczęściem jest rodzina, a zaraz potem zdrowie. Na wsi ta bliska rodzina w szczególności odgrywa ważną rolę, pełni funkcje opiekuńcze, asekuracyjne. Ufa się głównie jej najbliższym członkom. Na funkcjonowanie tradycyjnej rodziny nadal ma wpływ Kościół. Dużo Polaków, nieco więcej na wsi, mówi, że są szczęśliwi niezależnie od warunków ekonomicznych. I tak jest zarówno w mieście, jak i wsi.
Marzenia i potrzeby nie różnią się tak bardzo. To jest też efekt środków masowego przekazu – oglądamy te same programy telewizyjne, czytamy podobne gazety. Te różnice się niwelują. Także w sferze wartości. Choć mieszkańcy wsi nadal są mniej tolerancyjni i bardziej konserwatywni, szczególnie jeżeli chodzi o obyczajowość, np. mniejsza tolerancja dla homoseksualistów, rozwodów etc.
Miastowi często uważają, że na prowincji ludzie żyją bliżej siebie, stosunki sąsiedzkie są ważne i głębokie. Jest czego zazdrościć?
Niestety, to się zmienia. Te relacje społeczne na wsi nie są tak głębokie jak się wydaje. Ludzie zamykają się w rodzinie, choć nadal mieszkańcy wsi utrzymują kontakty z szerszymi grupami znajomych, posiadają więcej przyjaciół niż mieszkańcy miast. Życie mieszkańców wsi jest mniej anonimowe, bardziej bezpośrednie. Niemniej ta sytuacja mieszkania w malej społeczności, która powoduje że „wszyscy o wszystkich wiedzą” bywa też trudna - ludzie boją się że ich słabości mogą zostać przez innych wykorzystane.
Byłam u pewnej rolniczki, która wychowała ośmioro dzieci. Mówiła, że nie ma bliskiej przyjaciółki, bo się boi, że wszystko, z czego mogłaby się zwierzyć, zostałoby przekazane dalej. Ma ośmioro dzieci, a teraz po prostu czuje się bardzo samotna. Ze mną rozmawiała szczerze, bo wiedziała, że nie jestem z jej okolicy i najprawdopodobniej już tu nie wrócę. Mechanizm kontroli społecznej blokuje szczere relacje. Wbrew pozorom są one na wsi bardzo fasadowe.
W miastach próbujemy odbudować to zaufanie społeczne. Tworzymy wspólnoty, znowu chcemy poznawać sąsiadów.
I tak trzeba. Należy mozolnie budować kapitał społeczny. Powinno się to zrobić w obrębie społeczności lokalnych. Ale kontakty między miastem a wsią też są bardzo ważne.
Tak jak mówiłam, jednym z większych problemów jest zbyt mała liczba liderów lokalnych. Zarówno miasto jak i wieś muszą odbudować zaufanie społeczne nadwątlone m.in. przez poprzedni system oraz nadal inwestować w kapitał ludzki. Drogi i inwestycje są potrzebne w każdym z regionów, ale nie zastąpią one ludzi. To oni są najważniejsi, niezależnie od miejsca zamieszkania.