Mur Berliński runął ćwierć wieku temu, radości i wiwatom nie było końca, przypadkowi ludzie wpadali sobie w ramiona. Niemcy znów byli jedną wielką rodziną. Jednak 25 lat po całym wydarzeniu, kiedy już opadł pył, okazało się, że nie jest to wzorcowa familia. Raczej dalecy krewni, którzy nie chcą mieć ze sobą wiele wspólnego.
Państwa nie są jednolitą strukturą, to normalne, że różnią się w zależności od regionów. Jednak są takie kraje, w których ten podział jest dużo bardziej widoczny. Można za przykład wziąć Włochy, które mimo zjednoczenia, które miało miejsce w XIX wieku, wciąż są bardzo mocno zregionalizowane, a podział na północ i południe jest bardzo widoczny.
W Polsce nadal widać granice pozaborowe, a w Niemczech wschód i zachód to wciąż dwa oddzielne światy. Włochy i Niemcy to kraje, które jednoczyły się dopiero w drugiej połowie XIX w., Niemcy zostały podzielone ponownie po II wojnie światowej. Czy to oznacza, że kraj nigdy nie będzie jednolity? A może nie ma w tym nic złego?
Złożona kwestia
Niemcy wydały około trzech bilionów euro na to, by zniwelować różnice między wschodem a zachodem. Mimo tak ogromnych środków, to wciąż się nie udało. Twarde dane pokazują, że wschód wciąż goni zachód i wygląda na to, że cały czas ma zadyszkę. Średni dochód gospodarstwa domowego w zachodnich Niemczech jest o około 1/3 wyższy niż we wschodniej części kraju. Średnia pensja w dawnym NRD to ok 2,317 euro, a w dawnym RFN 3,000 euro. Bezrobocie na wschodzie wynosi 9,7 proc, a na zachodzie 6 proc.. Wciąż jest wiele do zrobienia.
– Istnieje wiele powodów, dla których Niemcy wciąż są podzielone. Przede wszystkim NRD było w znacznie gorszym stanie niż podejrzewano. Z tego powodu postanowiono przenieść z RFN system socjalny, co okazało się nietrafionym pomysłem. Ludzie nie zostali zmobilizowani do działania tylko otoczeni kokonem ochronnym – tłumaczy profesor Jurgen Wandel z Zakładu Badań nad Gospodarka Niemiecką SGH.
Inną rzeczą, którą przeniesiono całkowicie z RFN do NRD była waluta. Marki wschodnioniemieckie zostały zamienione na zachodnioniemieckie w stosunku 1:1 (z pewnymi wyjątkami), podczas gdy Bundesbank sugerował kurs 2:1, a kurs rynkowy wskazywał na kurs wymiany 4:1 lub nawet 5:1. Przedsiębiorstwa wschodnioniemieckie były często nieefektywne i nieprzywykłe do warunków wolnego rynku. Wskutek takiej decyzji, podyktowanej bardziej względami politycznymi, a nie ekonomicznymi, straciły możliwość konkurowania niższą ceną z firmami z zachodu.
Z kolei dr Krzysztof Księżopolski szef programu Bezpieczeństwo Energetyczne i Polityka Klimatyczna z Ośrodka Analiz Politologicznych Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że w pogłębieniu starego podziału miał udział współczesny kryzys.
Ekonomiści podkreślają, że podstawą jest walka z biedą oraz wykluczeniem energetycznym, które jest w Niemczech sporym problemem. Zniwelowanie różnic zależy też od bardzo prozaicznych rzeczy, takich jak zapewnienie dobrego transportu między ośrodkami, to z kolei zagwarantuje migrację ludzi oraz umożliwi im szeroką edukację. Jednak czy za podział odpowiadają wyłącznie względy ekonomiczne? A może gospodarka jest zależna od uwarunkowań społeczno-kulturowych?
Podziały są potrzebne
Mimo że Niemcy bardzo cieszyli się ze zjednoczenia, to z czasem okazało się, że choć są jednym narodem, to bardzo się różnią. Nie minęło dużo czasu, a zaczęły krążyć żarty o mieszkańcach wschodu, byli oni utożsamiani z nieporadnymi biedakami, o dość niskiej kulturze osobistej.
– Pytanie o to, czy ekonomia definiuje czynniki kulturowo-społeczne, czy na odwrót jest nierozstrzygnięte od ponad 150 lat. Faktem jest, że w czasie zimnej wojny w Niemczech wyrósł nie tylko Mur Berliński, lecz także kulturowy – tłumaczy profesor Leszek Koczanowicz z SWPS we Wrocławiu.
Potwierdza też tezę ekonomistów, wschodnimi mieszkańcami za bardzo się zaopiekowano. – RFN skolonizowało m.in. NRD-owskie uniwersytety. Od znajomych naukowców wiem, że między profesorami z dwóch stron muru był widoczny brak porozumienia. Ale poza życiem uniwersyteckim, ta kolonizacja też miała miejsce. Przychodzili urzędnicy z zachodu, traktowali swoich podwładnych z wyższością, krążyły dowcipy – zaznacza profesor.
Stworzono kategorię socjologiczną homo sovieticus, a ludzie określani tą łatką czuli się ubezwłasnowolnieni i stawiali tzw. bierny opór – niby działali, ale z tego działania niewiele wynikało.
– Krąży taka biblijna anegdota, że Bóg kazał żydom krążyć po pustyni Synaj, dopóki nie umrą wszyscy, którzy żyli w niewolnictwie, dopiero wtedy pozwoli im wejść do Ziemi Obiecanej. Może podobny mechanizm musi zadziałać w Niemczech – zastanawia się profesor Koczanowicz. I dodaje. – Ale wbrew pozorom podziały są potrzebne, trzeba szukać w nich korzyści. Oczywiście nie mogą być na tyle duże, by jedni cierpieli biedę, a drudzy żyli w dobrobycie, ale różnorodność jest wskazana w każdym aspekcie życia.
To nie są podziały na gruncie regionalnym, ale raczej pomiędzy biednymi i bogatymi. Obecny kryzys pogłębia te różnice: biedni są jeszcze biedniejsi, a bogaci bogatsi. W przypadku Niemiec wykorzystano politykę energetyczną Energiewende opierającą się między innymi na rozwoju odnawialnych źródeł energii do zmniejszania dysproporcji między biednymi a bogatymi. Postawiono na rozwój spółdzielczości energetycznych oraz komunalizacje sieci energetycznych.
profesor Leszek Koczanowicz, SWPS Wrocław
Proszę sobie wyobrazić, że na początku lat 2000 znajomy pokazał mi dane, z których wynikało, że jest dwa razy większe prawdopodobieństwo, iż Niemiec ze zachodnich landów poślubi Azjatkę niż kobietę z dawnego NRD.