
Niemcy wydały około trzech bilionów euro na to, by zniwelować różnice między wschodem a zachodem. Mimo tak ogromnych środków, to wciąż się nie udało. Twarde dane pokazują, że wschód wciąż goni zachód i wygląda na to, że cały czas ma zadyszkę. Średni dochód gospodarstwa domowego w zachodnich Niemczech jest o około 1/3 wyższy niż we wschodniej części kraju. Średnia pensja w dawnym NRD to ok 2,317 euro, a w dawnym RFN 3,000 euro. Bezrobocie na wschodzie wynosi 9,7 proc, a na zachodzie 6 proc.. Wciąż jest wiele do zrobienia.
To nie są podziały na gruncie regionalnym, ale raczej pomiędzy biednymi i bogatymi. Obecny kryzys pogłębia te różnice: biedni są jeszcze biedniejsi, a bogaci bogatsi. W przypadku Niemiec wykorzystano politykę energetyczną Energiewende opierającą się między innymi na rozwoju odnawialnych źródeł energii do zmniejszania dysproporcji między biednymi a bogatymi. Postawiono na rozwój spółdzielczości energetycznych oraz komunalizacje sieci energetycznych.
Mimo że Niemcy bardzo cieszyli się ze zjednoczenia, to z czasem okazało się, że choć są jednym narodem, to bardzo się różnią. Nie minęło dużo czasu, a zaczęły krążyć żarty o mieszkańcach wschodu, byli oni utożsamiani z nieporadnymi biedakami, o dość niskiej kulturze osobistej.
– Pytanie o to, czy ekonomia definiuje czynniki kulturowo-społeczne, czy na odwrót jest nierozstrzygnięte od ponad 150 lat. Faktem jest, że w czasie zimnej wojny w Niemczech wyrósł nie tylko Mur Berliński, lecz także kulturowy – tłumaczy profesor Leszek Koczanowicz z SWPS we Wrocławiu.
Proszę sobie wyobrazić, że na początku lat 2000 znajomy pokazał mi dane, z których wynikało, że jest dwa razy większe prawdopodobieństwo, iż Niemiec ze zachodnich landów poślubi Azjatkę niż kobietę z dawnego NRD.