Zbigniew Zamachowski dla "Newsweeka": 11 listopada nie wezmę udziału w żadnym marszu. Nawet nie włączę telewizora
Bartosz Świderski
09 listopada 2014, 12:33·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 listopada 2014, 12:33
"Wbrew wszystkim tym, którzy idą w tym marszu, głośno krzycząc, że nie mamy niepodległości, ja uważam, że ją mamy" – mówi o Marszu Niepodległości w wywiadzie dla "Newsweeka" aktor Zbigniew Zamachowski. Dodaje, że nie weźmie też udziału w marszu organizowanym przez prezydent, bo nie chce "wpadać w ten kocioł".
Reklama.
Wątek obchodów Święta Niepodległości rozpoczyna obszerną rozmowę, którą z Zamachowskim przeprowadził Piotr Najsztub. Znany aktor 11 listopada zostanie w domu nie tylko dlatego, że nie zgadza się z hasłami głoszonymi na Marszu Niepodległości, a jednocześnie nie chce się z nimi konfrontować.
"Nigdy nie przykładałem wagi do celebracji jakichkolwiek świąt, imienin, urodzin, rocznic. Na stare lata nie będę zmieniał przyzwyczajeń. Całe życie płynęło mi raczej rytmem dnia powszedniego i tego będę się trzymał" – zaznacza.
Najsztub pyta go także o kryzys wieku średniego, o zakręty w życiu aktora. Zwraca uwagę, że Zamachowski gra mało, a "miał być wielkim aktorem". "Nie nazywałbym tego kryzysem, staram się unikać określeń granicznych. Pewnych rzeczy już nie zagram, pewnych rzeczy nigdy nie mogłem zagrać, ale ponieważ nigdy nie wyznaczałem sobie konkretnych celów, to nigdy nie doznawałem rozczarowań" – odpowiada jego rozmówca, dodając, że z występami w filmach wcale nie jest tak najgorzej, bo ostatnio zagrał np. w "Bogach".
Zamachowski przekonuje, że nie zamierza się "rozpychać" i przesadnie walczyć o role. "Raczej doznaję swego rodzaju upokorzeń, gdy np. moi kumple z branży filmowej zapraszają mnie na próbne zdjęcia. Mogę teraz wyjść na straszliwego egotyka, ale nie zamierzam chodzić na próbne zdjęcia. Ze dwa razy miałem takie propozycje, na jedną nawet poszedłem, ale powiedziałem,że nie stanę przed kamerą, bo zwymiotuję pewnie... I to mnie deprymuje i wkurwia, szczerze powiedziawszy. Mam poczucie swojej wartości, które mi wyznacza granice" – zaznacza.
"Newsweek": Film to film. Może gdyby jeszcze bardziej niż ostatnio stał się pan bohaterem Plotka czy Pudelka, to jakaś większa rola by się w końcu trafiła? Słyszałem, że producenci monitorują portale plotkarskie i tak kombinują: skoro ktoś tam jest, znaczy grzeje publiczność, a jeśli grzeje,
to chciałbym go w swoim filmie.
Zbigniew Zamachowski:– To znaczy, że nie zrobię już kariery.
Był jeden skandalik, teraz muszą być kolejne i będą wielkie role.
– Jestem już na to za stary.
Aktor mówi też o miłości i o stanie zakochania, który - jak zaznacza - jest stanem "absolutnie fenomenalnym".
"Stan podwyższonej gotowości na życie. Pan we mnie szuka ciemnych stron, a ja lubię się cieszyć, wolę jasną stronę życia. Jeśli jeszcze w dodatku mi się to przemnoży przez uczucie, to nie potrzebuję żadnych używek, żadnego haju. Wszystko się jakby na wyższej półce znajduje, troszkę tak jak w snach, kiedy możemy odbijać się od ziemi i długo nie spadać" – odpowiada Najsztubowi.
Wiele lat temu, po „Białym”, Telewizja Polska zrobiła o mnie film „Wszystko może się zdarzyć”. Byłem wtedy w trakcie robienia jakiegoś francuskiego filmu, pojawiła się teza, że oto jesteśmy świadkami narodzin wielkiego aktora, który podbija Zachód, Francję, może i Hollywood. Nie czułem się z tym najlepiej. I zdziwienie mnie ogarnęło, bo nie zwykłem w tych kategoriach myśleć ani o swojej pracy, ani o swojej osobie.