W najnowszej kampanii bielizny marki Calvin Klein pojawiła się Myla Dalbesio. Modelka piękna, o intrygującej urodzie i zgrabnej figurze. Zachwyty jednak szybko przerodziły się w oburzenie. Otóż CK zakwalifikował ją jako "plus-size", mimo rozmiaru 10.
"Naprawdę myślicie, że rozmiar 10 to plus-size? Co za dyskryminacja", "Nie kupię waszych produktów już nigdy więcej", "Jeśli ona jest plus-size, to reszta kobiet jest jaka?" i "Ona nie jest modelką plus-size! Powinni ją nazwać real life-size model". Takie i jeszcze większe głosy oburzenia pojawiły się zarówno na fanpage'u marki, jak i pod tekstami informującymi o całym zamieszaniu. Punktem wyjścia do całej dyskusji jest to, jak przedstawiciele CK uzasadnili wybór Myli do swojej kampanii linii Perfectly Fit.
Według nich modelka miała sprawić, że Calvin Klein zacznie się kojarzyć jako marka przyjazna kobietom o różnych rozmiarach, także tych plus-size. Przy innych chudych modelkach Dalbesio wygląda rzeczywiście na trochę większą, z marszu więc została zakwalifikowana jako ta właśnie "plus-size". Media się oburzyły, Twitter zawrzał, a na Facebooku wylano morze nienawiści. Jak Dalbesio może być nazywana grubą, skoro wygląda zdrowo i pięknie oraz jest zgrabna?
-Jestem większa. Owszem, nie jestem największą dziewczyną w całym przemyśle, ale mam zdecydowanie większy rozmiar niż wszystkie dziewczyny, z którymi do tej pory pracował Calvin Klein, więc to jest naprawdę onieśmielające - wyjaśnia bohaterka całego zamieszkania z rozmowie z Elle. I dodaje -Nie jestem wystarczająco szczupła, aby być w jednym rzędzie ze szczupłymi dziewczynami. Ale też nie jestem na tyle duża, by być z tymi dużymi. Nie znalazłam jeszcze własnego miejsca.
W oświadczeniu wyjaśnia, że nosi rozmiar 10. Jest więc szczuplejsza od wielu normalnych kobiet, które nadwagi wcale mieć nie muszą. Tym bardziej nie ma co się dziwić oburzeniu, jakie powstało. Dla porównania jednak - Jourdan Dunn, która również pojawia się na zdjęciach CK, ma rozmiar 6, a z kolei Lara Stone 8.
Marka z całej sytuacji tłumaczy się tym, że nie nazwała przecież Myli modelką plus-size, a jedynie zasugerowała, że i do takich kobiet ich bielizna jest kierowana. Dodała też, że specjalnie dobrano dziewczyny różnej figury i wagi, aby pokazać, że CK jest dla każdej z nas. Nawet jeśli dyskusja jest sztucznie nadmuchana przez media, warto pamiętać o tym, że świat mody nie pokrywa się z normalnym światem. I ta kobieta, która w rzeczywistości plus-size nie jest, w modzie może być nazywana w ten sposób i tego się nie zmieni.
Gdzie tu więc leży wina? W marce, która niefortunnie opisała swoją kampanię? W szukających sensacji porywczych dziennikarzach? Czy może w świecie mody, który zaburza standardy?