Z opublikowanego przez CIA raportu The World Factbook, zawierającego zwięzłe informacje o wszystkich krajach świata, wynika, że 22 niepodległe państwa nie posiadają własnych sił zbrojnych. Gdyby dołączyć do nich Watykan i terytoria zależne, lista ta byłaby dłuższa.
Co łączy Andorę, Kostarykę, Dominikę, Grenadę, Haiti, Islandię, Kiribati, Liechtenstein, Wyspy Marshalla, Mauritius, Mikronezję, Monaco, Nauru, Palau, Panamę, Saint Lucię, Saint Vincent i Grenadyny, Samoa, San Marino, Wyspy Salomona, Tuvalu i Vanuatu? Konflikt zbrojny z którymś z wymienionych państw nie mógłby dojść do skutku, ze względu na fakt, że nie dysponują one regularnym wojskiem. Konstytucje części z nich wprost zakazują istnienia stałej armii. Inne państwa, jak Haiti, po prostu nie chcą mieć własnej armii, choć tamtejsza ustawa zasadnicza tego nie zakazuje.
Mali się nie zbroją
W powyższym zestawieniu znalazło się aż 7 spośród 10 państw na świecie o najmniejszej powierzchni. Wiele z wymienionych krajów to państewka wyspiarskie lub enklawy wewnątrz większych krajów, które nigdy nie były przedmiotem żadnej agresji zewnętrznej.
Część z państw obecnie nie posiadających wojsk, takich jak chociażby wyspy na Karaibach lub kraje środkowoamerykańskie – m.in. Grenada czy Panama, przeszły w ciągu ostatnich dwóch dekad proces demilitaryzacji. O kilkadziesiąt lat wyprzedziła ich Kostaryka, która z własnej siły zbrojnej zrezygnowała już pod koniec lat 40.
O ile w przypadku małych księstw czy republik europejskich praktycznie nie ma ryzyka agresji z zewnątrz, brak siły zbrojnej w Kostaryce może odbić się na tym kraju negatywnie. Leży on bowiem na szlaku narkotykowym, przez który zakazany towar przepływa na amerykańskie rynki.
Parawojsko
Część państw, oficjalnie uznanych za zdemilitaryzowane, utrzymuje jednak nieliczne formacje policyjne i paramilitarne oraz służby bezpieczeństwa. Inne, w przypadku agresji wymierzonej w ich niepodległość, skorzystają z ochrony sąsiadów lub krajów, od których w przeszłości były uzależnione. Dla przykładu Wysp Marshalla, państwa stowarzyszonego z USA, strzeże niewielki kontyngent wojsk amerykańskich. Za bezpieczeństwo państw we wschodniej części Karaibów odpowiada natomiast tzw. Regionalny System Obronny.
Gdyby doszło do konfliktu z udziałem Andory, wesprą ją zbrojnie Francja i Hiszpania. Z pomocą Liechtensteinowi przyjdzie natomiast Szwajcaria, choć obu państw nie łączą żadne umowy w tej kwestii (przeciwnie do Andory, która z Hiszpanią i Francją zawarła stosowne porozumienia). Co ważne, Liechstenstein – podobnie jak Szwajcaria – jest państwem neutralnym, a status ten ogłosił już w drugiej połowie XIX stulecia. Wtedy też władze księstwa zdecydowały o rozwiązaniu swej armii, liczącej 80 (sic!) zbrojnych.
Ciekawy jest casus Watykanu, gdzie utrzymywany jest Korpus Żandarmerii. Istnieje także słynna Gwardia Szwajcarska, jednak chroni ona wyłącznie Stolicę Apostolską, a nie całe państwo. Szwajcarska neutralność kłóci się bowiem z możliwością zawierania jakichkolwiek umów wojskowych, nawet z Włochami.
Stałego wojska nie ma też Islandia, choć teoretycznie powinna je posiadać - jest bowiem członkiem NATO. Przez ponad pół wieku, od 1951 do 2006 roku, Islandię łączyło z USA porozumienie obronne, w ramach którego na wyspie gejzerów funkcjonowała amerykańska baza wojskowa. Dziś istnieje tam jedynie system obrony powietrznej, straż wybrzeża oraz formacje policyjne.
Inni zbroją się na potęgę
Tymczasem z raportu „Global Defense Outlook 2014”, obejmującego analizę wydatków na wojskowość 50 państw świata, wynika, że w 2013 roku przeznaczyły one na obronność 1,6 biliona dolarów. Suma ta stanowiła 92 proc. wszystkich ówczesnych wydatków na sferę wojskowości w skali świata. Prym bezsprzecznie wiodło USA (661 miliardów dolarów w 2010 roku), wyprzedzając Chiny (100 mld dolarów) i Francję (63,9 mld dolarów).
Nie wszyscy jednak czują się bezpiecznie wyłącznie dlatego, że posiadają liczną, dobrze uzbrojoną armię. Tak przynajmniej uważają władze co najmniej 22 państw, którym wojsko do szczęścia nie jest potrzebne.