W kwietniu 2011 roku były już rzecznik PiS Adam Hofman apelował do dziennikarza Faktów TVN Jakuba Sobieniowskiego, by ten nie pracował do końca kampanii wyborczej. Równie dobrze Sobieniowski mógłby sobie zrobić wolne i w niedzielę, kiedy odbywał się wieczór wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. Dziennikarz nie został na niego wpuszczony. PiS do bojkotu TVN wzywał już w 2008 roku, ale teraz animozja na linii stacja telewizyjna-partia została spersonalizowana.
Odmówienie dziennikarzowi akredytacji na ważne wydarzenie polityczne, na którym jego obecność jest raczej wskazana, bo robi z niego relację, to kompromitacja sztabu prasowego PiS i apogeum konfliktu, który trwa od kilku lat.
Michał Karnowski pisał kiedyś, że nie ma złudzeń, że „filtr tefałenowski” przepuści cokolwiek pozytywnego na temat PiS. Na pewno nic pozytywnego nie przedostanie się też do narracji prawicy o Sobieniowskim i stacji, w której pracuje. Przekaz jest jasny – nie krytykuj nas, żurnalisto, bo dostaniesz figę z makiem, ale na pewno nie akredytację.
– Brawo! Cyngiel TVN nie został wpuszczony na wieczór wyborczy PiS – ekscytuje się jeden z prawicowych portali, przypominając przy okazji, że jeden z emitowanych na antenie Telewizji Republika odcinków programu „Kulisy Manipulacji” został poświęcony właśnie Sobieniowskiemu. Autorzy pochylili się nad materiałami dziennikarza dotyczącymi katastrofy smoleńskiej.
"Cyngiel" został za drzwiami
„Cyngiel” to jednak jedno z łagodniejszych określeń, które stosują bliskie prawicy media i sami politycy. Dziennikarz był już nazywany „towarzyszem” – to w czasie kampanii do Parlamentu Europejskiego – a prawicowe media, drobiazgowo analizując jeden z materiałów Sobieniowskiego, uznały go za „propagandowy majstersztyk”, jak zwykle zarzucając dziennikarzowi brak obiektywizmu.
To dlatego, że ośmielił się powiedzieć, iż „obrona chrześcijaństwa i kościoła rzekomo zagrożonych w Polsce to taktyka PiS-u na ostatnie dni wyborczej kampanii”. Oburzenie zdjęło prawicę, bo komentarzowi towarzyszyły zdjęcia posłanki Krystyny Pawłowicz i posła Antoniego Macierewicza, a oni w wyborach do europarlamentu nie startowali. Tyle tylko, że w tym samym tekście Michał Karnowski na wPolityce.pl pisał, że tamte wybory to „tak naprawdę tylko początek dwuletniej kampanii i wyborczego maratonu”, mając oczywiście rację, choć przy okazji samemu sobie przecząc; bo skoro kampania wyborcza trwa, to nie ma co wygłaszać rutynowej krytyki Sobieniowskiego, który w materiale pokazał najbardziej rozpoznawalnych polityków partii.
Jak mówisz, to mów dobrze W tym samym materiale reporter powiedział, że „Pawłowicz jest teraz bohaterką PiS-u po tym, jak zaatakowała Władysława Bartoszewskiego i atakuje rząd” oraz że „politycy PiS-u prowadząc w takim stylu kampanię ubolewają jednocześnie, że to oni są atakowani i to oni są celem przemysłu pogardy”.
Ale dość już Karnowskiego, bo wystarczy przypomnieć pełne wdzięku słowa jednego z byłych już samorządowców PiS-u, Macieja Maciejowskiego, którzy na Twitterze napisał tak: „3 stopnie skur…ienia: cichodajka, prostytutka, Sobieniowski".
Wpis pojawił się po emisji materiału o Jarosławie Kaczyńskim, który prawica uznała za „nierzetelny i stronniczy”, a to dlatego, że jej zdaniem redaktor Sobieniowski poddał w wątpliwość wiarygodność deklaracji prezesa PiS o rozejmie politycznym na czas Euro 2012. – To pewne, że Jarosław Kaczyński jest w stanie dotrzymać warunków politycznego rozejmu na czas Euro 2012. W końcu definitywne zakończenie wojny polsko-polskiej, które też ogłosił w trakcie kampanii, trwało nawet kilka tygodni dłużej.
Jak to się zaczęło?
Najpierw, w 2008 roku, partia Kaczyńskiego ogłosiła bojkot całej stacji, bez wyróżniania któregokolwiek reportera. Oficjalnym powodem była rezygnacja z wywiadu z posłem Markiem Suskim, który znajdował się już w studiu, jednak politycy partii przyznawali w nieoficjalnych rozmowach, że chodziło o program Grzegorza Miecugowa „Szkło kontaktowe”. Politycy PiS skarżyli się, że dziennikarz i satyrycy, których zaprasza, „ciągle się z nich naśmiewają”, co jest „nie do wytrzymania”.
Było to w tym samym czasie, kiedy Jarosław Kaczyński uznał program za tubę mowy nienawiści – to dlatego, że jeden z widzów nazwał polityków partii „gnidami”. Prawicowe portale robiły wówczas sondaże, z których wynikało, że 58 proc. ich użytkowników uważa bojkot za „słuszny i zrozumiały”, zaś 7 proc. za „uzasadniony, choć naruszający prawo obywateli do informacji”.
Prawo do informacji, co wydaje się dość oczywiste ze względu na charakter wykonywanego zawodu, ma też dziennikarz, a stanowi o tym art. 11 prasa prasowego. Wynika z niego, że „w imieniu jednostek organizacyjnych informacji mają udzielać ich kierownicy, zastępcy, rzecznicy prasowi lub inne upoważnione osoby, w granicach obowiązków powierzonych im w tym zakresie. Ponadto kierownicy tych jednostek są zobowiązani umożliwiać dziennikarzom nawiązanie kontaktu z pracownikami oraz swobodne zbieranie wśród nich informacji”.
Zapraszamy na wieczór wyborczy PO W przypadku wieczoru wyborczego PiS-u zostało to Sobieniowskiemu utrudnione, jest to jednak afront personalny – operatora wpuszczono na wydarzenie. Materiał więc powstanie, tylko Sobieniowski dostał po łapach. Nowy rzecznik PiS Marcin Mastalerek tak skomentował dla "Pressu" bojkot Sobieniowskiego: – Inni dziennikarze TVN dostali akredytacje, a panu Sobieniowskiemu daliśmy możliwość wzięcia udziału w wieczorze wyborczym Platformy Obywatelskiej. Nie udzieliliśmy akredytacji, bo niechęć pana redaktora Jakuba Sobieniowskiego do Prawa i Sprawiedliwości jest powszechnie znana i nie ma potrzeby, by brał udział w naszym wieczorze wyborczym.
Niechęć Prawa i Sprawiedliwości do redaktor Sobieniowskiego również jest powszechnie znana. W 2011 roku Sobieniowski podczas konferencji prasowej zapytał szefa PiS o komentarz do fragmentu jego książki „Polska naszych marzeń”. Chodziło o ustęp, w którym Kaczyński napisał, iż wybór Angeli Merkel nie jest czystym zbiegiem okoliczności.
Polski dziennikarz jest lepszy od dziennikarza niemieckiego – Czy Angela Merkel jest tak nieprzyjazna Polsce, że zasługuje, by mówić o niej "wiem, ale nie powiem"? - zapytał wówczas dziennikarz. Prezes PiS poczuł się wtedy w obowiązku zapytać go, z jakiej jest telewizji – polskiej czy niemieckiej? – Fakty TVN, przedstawiałem się - odparł Sobieniowski. Odpowiedzi na swoje pytanie jednak nie uzyskał, dostał za to cenną poradę, by „być polskim, a nie niemieckim dziennikarzem”. W tym samym czasie Adam Hofman apelował do sumienia Sobieniowskiego – jak już musi robić materiały o PiS, to „niech one chociaż będą rzetelne”.
W nocy zachowanie polityków PiS, którzy odmówili akredytacji Sobieniowskiemu, skomentował na Twitterze jego kolega z redakcji Jarosław Kuźniar. – Panowie Brudziński i Mastalerek, sposób w jaki rozgrywacie sobie media jest żenujący i mały. Zwycięzca powinien mieć więcej klasy.
Okazało się jednak, że głupio zrobił ośmielając się wyrazić krytykę, bo następnego dnia rzecznik PiS nie pojawił się w studiu na umówioną rozmowę. Kuźniarowi nie zostało nic innego, jak napisać, znowu na TT: – Kazano się Panu odwołać z porannej rozmowy w tvn24 czy nie ma pan siły wstać rano?
Jeszcze niedawno politycy PiS i kibicujący im publicyści ubolewali nad istnieniem „telewizyjnego szklanego sufitu”. Widocznie podjęli decyzję, żeby przezornie schować się pod własnoręcznie wzniesioną kopułą.