
Wyniki wyborów samorządowych skłaniają do refleksji, co się dzieje z Polską lewicą. SLD zdobył zaledwie 8,8 proc. głosów. To beznadziejny wynik. Jednak Leszek Miller na sugestię, że to zapowiedź porażki w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych, mówi: "proszę nie porównywać konia z kozą". Konia z rzędem temu, kto znajdzie receptę na dobry wynik lewicy. Jeśli SLD szybko nie zewrze szyków, może zniknąć z Sejmu, który wtedy zacznie przypominać... parlament turecki. Tam też od lat nie ma lewicy.
Z taką interpretacją lewicy, która miałaby się wyrażać w szerokiej koalicji miejskich aktywistów, polityków, ekologów, antyklerykałów i Zielonych, która zwartym szykiem miałaby przepuścić szturm na „głosujących przez zaciśnięte zęby na partię władzy” wyborców, nie zgadza się politolog dr Rafał Chwedoruk.
Jeśli chodzi o ruchy miejskie, to niekoniecznie mają one lewicowy charakter, w wielu wypadkach są antypolityczne, a czasami grupują rozczarowanych dysydentów z różnych partii. Partie "zielonych" mają lewicujące oblicze na Zachodzie Europy, w krajach byłego bloku radzieckiego główne nurtu "zielonych" potrafiły tworzyć koalicje z prawicą,w zasadzie nigdy zaś z lewicą, w Polsce są totalnym marginesem polityki i nie będą partnerem dla żadnej z parlamentarnych partii.
Jan Hartman uważa – i ma rację – że duża część tradycyjnie lewicowego elektoratu głosuje dziś raczej przeciw niż za. A więc raczej przeciw PiS niż za PO. Takie decyzje wyborcze mają w Polsce długą tradycję. W latach 1991-2001, kiedy SLD odnosił duże sukcesy, ludzie głosowali raczej przeciw postsolidarnościowym liberałom i konserwatystom niż na lewicę. – Te głosy stanowiły głos rozpaczy milionów Polaków, którym odebrano stabilne, bezpieczne życie w PRL i rzucono w wolnorynkową dżunglę – wyjaśnia dr Chwedoruk.
Trzy lata temu mieliśmy najgorszy wynik sejmowy i także z tego musimy wyciągnąć wnioski – nie personalne, tylko programowe. Myślę, że mamy potencjał przynajmniej na 12-13 proc., ale sytuacja wymaga przemyślenia.
Polityk dodaje, że lewica musi lepiej zagospodarować młodych ludzi, czyli zrobić to, co – paradoksalnie – udało się zrobić prawicy. Podobnie jak udało się jej to zrobić z potencjałem społecznej lewicy, co uczynił zarówno PiS, jak i PO. – Musimy rozstrzygnąć dylemat, jak dobrać proporcje między młodymi a doświadczonymi – mówi Iwiński. Najlepiej ten dylemat rozstrzygnąć szybko, bo porażka Sebastiana Wierzbickiego w Warszawie pokazuje, że prawdopodobnie lepiej sprawdziłby się kandydat o bardziej znanym nazwisku.
Trzeba też myśleć o wyborach prezydenckich. I tu znowu będzie dylemat – Hartman pisze o „Basi, niekoronowanej królowej i nadziei nowej lewicy”. Chodzi oczywiście o Barbarę Nowacką. Tadeusz Iwiński nie chce podawać nazwisk, mówi tylko ostrożnie, że z ramienia SLD w wyborach prezydenckich powinien wystartować ktoś młody – jak Wojciech Olejniczak – albo doświadczony. – Dobry wynik w wyborach prezydenckich pociągnie nam wynik w parlamentarnych, to po drugiej turze będzie wymagało poważnej analizy – mówi polityk Sojuszu.
Nie ma w Polsce dziesiątek lewicowych organizacji społecznych, jest ich, realnie, nie więcej niż kilkanaście, z czego jakiekolwiek znaczenie mają tylko OPZZ i niektóre części składowe tej centrali. Cała reszta albo nie chce mieć nic wspólnego z lewicą, albo jest nieistotnie mała. Funkcjonuje kilka aktywnych środowisk jednoznacznie lewicowych, np. anarchosyndykalistycznych, czy komunistycznych, ale one nie zamierzają, ze względu na swoje idee uczestniczyć w polityce,nie chcą legitmizować systemu z którym starają się walczyć. SLD nie ma się z kim zjednoczyć, a obyczajowość i poglądy duetu Palikot-Hartmann tylko odstraszają wyborców partii Leszka Millera, co pokazała kompromitacja Europy Plus.
Tadeusz Iwiński wskazuje, że polskim problemem, co pokazały nie tylko wybory samorządowe, jest kwestia społecznego indyferentyzmu i braku wiary w możliwość zmiany. Frekwencja wyniosła niewiele ponad 40 proc. – W tureckich wyborach samorządowych było 70 proc. – i narzekano, że to zbyt mało – mówi polityk.
