Wyniki wyborów samorządowych skłaniają do refleksji, co się dzieje z Polską lewicą. SLD zdobył zaledwie 8,8 proc. głosów. To beznadziejny wynik. Jednak Leszek Miller na sugestię, że to zapowiedź porażki w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych, mówi: "proszę nie porównywać konia z kozą". Konia z rzędem temu, kto znajdzie receptę na dobry wynik lewicy. Jeśli SLD szybko nie zewrze szyków, może zniknąć z Sejmu, który wtedy zacznie przypominać... parlament turecki. Tam też od lat nie ma lewicy.
„Łomot SLD i zniknięcie Twojego Ruchu oznacza, że lewica nie posiada wspólnej reprezentacji i pozostaje w rozproszeniu. Miliony ludzi, którzy chcą otwartej, demokratycznej i świeckiej Polski, zostają w domach lub głosują przez zaciśnięte zęby na partię władzy. Jeśli nie chcemy, aby nasz kraj bez reszty pogrążył się w politycznej zaściankowości, a najdonośniejszym głosem nowoczesności były chrząkania niedobitków „lewej strony” Platformy Obywatelskiej, musimy zdobyć się na aktywność” – pisze na swoim blogu prof. Jan Hartman. Zdaniem filozofa i byłego członka partii Janusza Palikota, lewica w Polsce jednak istnieje. Ma wyrażać się w „dziesiątkach niewielkich organizacji pozarządowych – związkowych, ekologicznych, miejskich”.
Antyklerykalizm to nie lewica
Z taką interpretacją lewicy, która miałaby się wyrażać w szerokiej koalicji miejskich aktywistów, polityków, ekologów, antyklerykałów i Zielonych, która zwartym szykiem miałaby przepuścić szturm na „głosujących przez zaciśnięte zęby na partię władzy” wyborców, nie zgadza się politolog dr Rafał Chwedoruk.
Dowodem na słuszność tej tezy jest odejście w niebyt partii Palikota. Jak mówi dr Chwedoruk, nadawanie partii czy ruchowi etykiety „lewica” z powodu krytycznego nastawienia do Kościoła katolickiego czy zaangażowania w ekologię nijak ma się do rzeczywistości. – Na tej zasadzie lewicą byłby antykatolicki Ku-Klux-Klan, antypapiescy, skrajnie prawicowi unioniści w Irlandii Północnej, czy część liberalnej prawicy w Republice Czeskiej. Podstawą lewicowej identyfikacji są kwestie społeczno-gospodarcze, akceptacja szeroko pojętego egalitaryzmu i sprawiedliwości społecznej. Uznawanie poglądów Janusza Palikota, czy tym bardziej Jana Hartmana za lewicowe dowodzi indolencji intelektualnej części publicystów – mówi politolog.
Za, a nawet przeciw Jan Hartman uważa – i ma rację – że duża część tradycyjnie lewicowego elektoratu głosuje dziś raczej przeciw niż za. A więc raczej przeciw PiS niż za PO. Takie decyzje wyborcze mają w Polsce długą tradycję. W latach 1991-2001, kiedy SLD odnosił duże sukcesy, ludzie głosowali raczej przeciw postsolidarnościowym liberałom i konserwatystom niż na lewicę. – Te głosy stanowiły głos rozpaczy milionów Polaków, którym odebrano stabilne, bezpieczne życie w PRL i rzucono w wolnorynkową dżunglę – wyjaśnia dr Chwedoruk.
Choć w Polsce potencjał poparcia dla lewicy nigdy nie należał, w skali Europy, do najwyższych, były czasy, kiedy SLD cieszyło się ponad 40-proc. Poparciem. W ciągu 13 lat, jakie minęły od tego momentu, poparcie systematycznie spadało, by w 2011 roku osiągnąć nieco ponad 8 proc.
Poseł SLD Tadeusz Iwiński przyznaje, że z faktu systematycznego spadku poparcia i fatalnego wyniku w wyborach samorządowych polska lewica, która po anihilacji partii Palikota ma twarz SLD, musi wyciągnąć wnioski.
Polityk dodaje, że lewica musi lepiej zagospodarować młodych ludzi, czyli zrobić to, co – paradoksalnie – udało się zrobić prawicy. Podobnie jak udało się jej to zrobić z potencjałem społecznej lewicy, co uczynił zarówno PiS, jak i PO. – Musimy rozstrzygnąć dylemat, jak dobrać proporcje między młodymi a doświadczonymi – mówi Iwiński. Najlepiej ten dylemat rozstrzygnąć szybko, bo porażka Sebastiana Wierzbickiego w Warszawie pokazuje, że prawdopodobnie lepiej sprawdziłby się kandydat o bardziej znanym nazwisku.
Niekoronowa królowa, nadzieja lewicy Trzeba też myśleć o wyborach prezydenckich. I tu znowu będzie dylemat – Hartman pisze o „Basi, niekoronowanej królowej i nadziei nowej lewicy”. Chodzi oczywiście o Barbarę Nowacką. Tadeusz Iwiński nie chce podawać nazwisk, mówi tylko ostrożnie, że z ramienia SLD w wyborach prezydenckich powinien wystartować ktoś młody – jak Wojciech Olejniczak – albo doświadczony. – Dobry wynik w wyborach prezydenckich pociągnie nam wynik w parlamentarnych, to po drugiej turze będzie wymagało poważnej analizy – mówi polityk Sojuszu.
Jedno jest pewne. – Lewica powinna kłaść akcent na to, co łączy, nie zaś na to, co dzieli. Widać, że dużo zależy od mobilizacji, bo wciąż w szeregu prezydenckich miast nasi kandydaci zwyciężyli. Do wyborów SLD poszło jako Lewica Razem, skupiając przedstawicieli z wielu lewicowych ruchów i ugrupowań znajdujących się poza Sojuszem – w tym kierunku trzeba to rozbudowywać – mówi Tadeusz Iwiński.
Innego zdania jest dr Rafał Chwedoruk.
Prowincja, głupcze
Tadeusz Iwiński wskazuje, że polskim problemem, co pokazały nie tylko wybory samorządowe, jest kwestia społecznego indyferentyzmu i braku wiary w możliwość zmiany. Frekwencja wyniosła niewiele ponad 40 proc. – W tureckich wyborach samorządowych było 70 proc. – i narzekano, że to zbyt mało – mówi polityk.
To część problemu, nie można jednak zapominać o podstawowym problemie Sojuszu – o tym, że partia o poważnych zasobach politycznych, dobrze zorganizowana, nie potrafi się zmobilizować, tracąc czas i trwoniąc kapitał, który ma, na spory personalne. Jeśli lewica – jeśli SLD – to skupiona nie na byciu pragmatyczną partią władzy – do czego SLD, jak wyjaśnia dr Chwedoruk, aspirował – lecz na byciu reprezentantem środowisk zagrożonych przez ekspansję rynku i deregulację instytucji publicznych. – Dopóki tego Sojusz nie zmieni, będzie błąkał się w tyle parlamentarnego peletonu – mówi politolog dodając, że SLD powinien odwoływać się do tego, co lewicowy elektorat najbardziej interesuje – a więc kwestii służby zdrowia, edukacji, emerytur i rent, szkolnictwa, usług publicznych. To mieszkańcy małych i średnich są wyborcami lewicy w tej części Europy.
– Do liderów SLD należy wybór – czy chcą być lewicową partią, broniącą polskiej prowincji (na której nawet teraz mają najlepsze wyniki) przed ajatollahami wolnego rynku, popieranymi przez zamożnych wyborców z wielkich miast, czy też chcą stać się bezideową grupą interesu, pragnącą być "przystawką" PO, a taka perspektywa oznaczać będzie rychłe zniknięcie lewicy z polskiego parlamentu, który upodobni się do tureckiego, także pozbawionego lewicy – konkluduje politolog.
Jeśli chodzi o ruchy miejskie, to niekoniecznie mają one lewicowy charakter, w wielu wypadkach są antypolityczne, a czasami grupują rozczarowanych dysydentów z różnych partii. Partie "zielonych" mają lewicujące oblicze na Zachodzie Europy, w krajach byłego bloku radzieckiego główne nurtu "zielonych" potrafiły tworzyć koalicje z prawicą,w zasadzie nigdy zaś z lewicą, w Polsce są totalnym marginesem polityki i nie będą partnerem dla żadnej z parlamentarnych partii.
Tadeusz Iwiński, SLD
Trzy lata temu mieliśmy najgorszy wynik sejmowy i także z tego musimy wyciągnąć wnioski – nie personalne, tylko programowe. Myślę, że mamy potencjał przynajmniej na 12-13 proc., ale sytuacja wymaga przemyślenia.
Dr Rafał Chwedoruk, politolog
Nie ma w Polsce dziesiątek lewicowych organizacji społecznych, jest ich, realnie, nie więcej niż kilkanaście, z czego jakiekolwiek znaczenie mają tylko OPZZ i niektóre części składowe tej centrali. Cała reszta albo nie chce mieć nic wspólnego z lewicą, albo jest nieistotnie mała. Funkcjonuje kilka aktywnych środowisk jednoznacznie lewicowych, np. anarchosyndykalistycznych, czy komunistycznych, ale one nie zamierzają, ze względu na swoje idee uczestniczyć w polityce,nie chcą legitmizować systemu z którym starają się walczyć. SLD nie ma się z kim zjednoczyć, a obyczajowość i poglądy duetu Palikot-Hartmann tylko odstraszają wyborców partii Leszka Millera, co pokazała kompromitacja Europy Plus.