Wyścig zbrojeń między dwoma potężnymi potęgami miał swoje trochę mniejsze i nie tak propagandowo nastawione oblicze. Laboratoria CIA i KGB prześcigały się w wymyślaniu coraz bardziej pomysłowych gadżetów mających pomóc zdobyć informacje, a w ostateczności zabić wroga albo uratować życie agenta. Zobacz zdjęcia.
Najmocniejszy przykład na to, w jak szalonym miejscu był wtedy świat: w latach 60. CIA rozdawała zestawy kluczy, którymi można było otworzyć każdy zamek więzienny. Klucze umieszczone były w metalowej kapsułce, którą agent na wszelki wypadek trzymał w pupie.
A jak już się uratował? Aby określić swoją pozycję i szybko przedostać się za granicę mógł użyć montowanego w guziku od spodni kompasu.
Zdjęcia gadżetów z czasów zimnej wojny CIA wrzuca na swojego oficjalnego Flickra. Zwiedzającym udostępnia jest m.in.International Spy Museum w Waszyngtonie. Na Flickr jest na przykład pierwszy dron – teraz już wypchany gołąb pocztowy, który latał nad wojskowymi obiektami wroga z przyczepioną do brzucha rzepem kamerką. Zresztą służby specjalnie z różnym skutkiem próbowały wykorzystywać zwierzęta w misjach szpiegowskich.
Robot - ważka został zbudowany w tajnym laboratorium CIA - Office of Research and Development w latach 70. i była pierwszym tak małym, sterowanym zdalnie robotem latającym.
Kompletnym niepowodzeniem zakończył się projekt z lat 60. o kryptonimie "Akustyczny kotek". Kotom montowano w ciele mikrofon, a w ogonie – antenę. Miały zbierać informacje na terenie radzieckich ambasad. Niestety biedne zwierzę, kot-prototyp został tuż po wypuszczeniu na akcję przejechany przez taksówkę. W sieci można przeczytać notatkę CIA w tej sprawie.
CIA budowało także podwodne roboty. Metalowa ryba Charlie była próbą zbadania na ile efektywna byłaby dla agencji taka forma komunikacji. Była trochę mniejszą wersją pływającego samochodu, nad którym amerykańska agencja pracowała w latach 50.
W sztucznych psich kupach chowano w latach 70. nadajniki. Taki nadajnik transmitował sygnał radiowy do pilotów wojskowych, miał ich naprowadzić na cele do zbombardowania. W tym samym czasie w lesie pod Moskwą umieszczono sztuczny pieniek, który miał w środku system śledzący sowieckie radary i satelity szpiegowskie. Pieniek przechowywał dane i przekazywał sygnał amerykańskim satelitom, które nadawały do Stanów. Przez dobrze zamaskowaną, górną ściankę pieńka przedostawały się promienie słońca, które ładowały baterie urządzenia. Zresztą każde państwo miało swoje własne koncepty, agenci Stasi rozwieszali budki dla ptaków z wmontowanymi kamerami.
KGB było bardziej konkretne, stawiało na stworzenie skutecznej i dobrze ukrytej broni. Agentka nie mogła biegać z kałaszem? Wyposażano ją na taką akcję w broń ukrytą w szmince. Miała tylko jeden 4.5 mm nabój. Co ciekawe pomysł się przyjął i do tej pory amerykańskie konfidentki rozpracowujące nielegalny handel kobietami noszą ze sobą szminkę z wmontowanym nożykiem sprężynowym. Agentki specjalne KGB nosiłī także kamery i dyktafony ukryte w ładnej i drogiej biżuterii. Testowano też, czy uda się otrucie wroga właśnie przez komplet biżuterii albo drogi zegarek.
KGB wykorzystywało też pistolety-fajki i parasolki na zatrute strzałki. W 1978 roku radziecki agent zatruł rycyną w ten sposób bułgarskiego dysydenta Georgija Markowa. Markow zaatakowany został na przystanku autobusowym – zmarł po trzech dniach.
Kiedyś słyszałam też historię o tym, jak do Londynu trafiały listy zza żelaznej kurtyny. Te z polskie miały na sobie bezpośredni przekaz – ślad pieczątki z napisem 'ocenzurowane'. Te z Rosji dopiero otwierane delikatnie nad parą ujawniały malutki znak cenzora na kleju pocztowym.
Zresztą rzemieślnicza praca agentów obu stron wiązała się z niezwykłą precyzją i cierpliwością. W zbudowanej przez nich otwieranej szpilką monecie z wewnętrzną skrytką można było wywieźć za granicę mikrofilmy. Rzucane na pas startowy albo na drogę duże metalowe gwiazdy były wymyślone tak, by w każdej pozycji skutecznie przebijały opony.
A bomba w kształcie grudki węgla? Wyprodukowana została w latach 40. przez Office of Special Services – organizację, którą potem przekształcono w CIA. Przed wrzuceniem jej do pieca lokomotywy agent korzystał z zestawu do kamuflażu, dzięki któremu mógł pomalować swoją grudę tak, by nie wyróżniała się pośród lokalnej odmiany węgla.