Pamiętacie naukowe dokumenty puszczane w latach 90. na Discovery Channel? Większość programów emitowanych tam obecnie nie ma już nic wspólnego z przekazywaniem wiedzy. Coraz częściej stacji zdarzają się naprawdę słabe pomysły marketingowe i świadome promowanie pseudonaukowych bredni.
W Polsce pokazywany jest właśnie bijący rekordy popularności na świecie "Nagi instynkt przetrwania", który każe zapytać o granice pseudonauki i kierunek, w którym zmierza Discovery Channel.
Nadzy i przerażeni
Dwójka zupełnie nagich, choć częściowo zapikselowanych w kluczowych miejscach ludzi trafia w najdziksze tereny Afryki, Azji lub Ameryki Południowej. Zupełnie się nie znają, nie mają ze sobą żadnych sprzętów ułatwiających przetrwanie. Muszę sobie sami radzić przez 21 dni.
Jest to ciekawy eksperyment, no i ekstremalne reality show. Widać wyraźnie, jakim koszmarem byłoby życie bez szybko dostępnego jedzenia i wody pitnej, leków czy sprzętów elektronicznych, o internecie nie wspominając. Uczestnicy są na skraju wyczerpania z powodu braku wody, hipotermii, ukąszeń węży. Przy okazji muszą sobie radzić z kamerami dosłownie wciśniętymi w zainfekowane rany.
Przy tym wszystkim wstyd wywołany zestawieniem kamera plus nagość jest dla nich najmniejszym problemem. Stres powoduje, że większość nie potrafi się ze sobą dogadać. Problemy międzyludzkie są jedną z głównych przeszkód na obozie przetrwania, zwłaszcza, że zgodnie z żelazną zasadą reality shows najczęściej są dobrani na zasadzie niezgodności charakterów.
Anakondy nie połykają ludzi
To nie koniec kontrowersji wokół kanału. Obecnie pojawiają się w Stanach etyczne wątpliwości dotyczące serii "Eaten alive" ["Zjedzony żywcem" - red.]. Cykl promuje zapowiedź, że autorzy sfilmowali, jak dorosły mężczyzna w ochronnym kombinezonie daje się pożreć żywcem anakondzie. Emisja na początku grudnia.
Ludzie chcą zablokować emisję programu, bo według nich, cały pomysł to znęcanie się nad zwierzętami. Petycję w sprawie bojkotu telewizji i zaprzestania realizacji programu "Eaten Alive"podpisało już prawie 36 tysięcy osób.
Prawdopodobnie nie ma ona jednak znaczenia, bo z tweeta prowadzącego program wynika, że emisja odcinka się odbędzie.
Ofiolodzy mówią, że nawet próba połknięcia człowieka może być dla węża niebezpieczna i grozi uduszeniem. – Gdy anakonda będzie próbować zwrócić człowieka, to to będzie dla niej nawet gorsze niż połykanie. Węże nie powinny wymiotować. Anakonda będzie już bardzo zmęczona, bo połykanie tak dużej ofiary jest dla węża bardzo dużym wysiłkiem. Może nie mieć siły, ciało utknie, a ona się po prostu udusi – twierdził w amerykańskich mediach naukowiec zajmujący się wężami, dr Jesús A. Rivas.
Nawet jeżeli sprawa okaże się tylko nietrafionym chwytem reklamowym, to i tak podtrzyma nieprawdziwe i szkodliwe przekonanie o tym, że anakondy to węże, które pożerają ludzi. A żeby nagrać, jak wygląda zachowanie węża, wystarczyło nakarmić go kawałkiem mięsa, do którego przyczepiona była mała kamerka.
Rekiny wywołują niesmak
Poprzednia wątpliwa etycznie kampania reklamowa Discovery Channel była powiązana z "Shark Week", jedną z flagowych corocznych akcji. Pierwszy raz serię programów opowiadających o życiu oceanicznym wyświetlono w 1988 roku. Miała przynieść większą oglądalność młodej telewizji naukowej. Od tego czasu wiele się zmieniło, emitowane programy nie mają już nic wspólnego promowaniem nauki.
Tuż przed tegoroczną edycją "Shark Week" w sieci pojawił się filmik wrzucony na YouTube z nagraniem rekina pływającego w jeziorze Ontario. Był to oczywiście bardzo dobrze wykonany robot, który posłużył do reklamowania serii.
Jednak przez tydzień (tyle zajęło Discovery przyznanie się, że to ich akcja) mieszkańcy wyspy Wolfe żyli w strachu. Telewizji zarzucano wysoko nieetyczne zachowanie. A jeżeli chodzi o korzyść medialną? Reklama poprzez straszenie nigdy nikomu na dobre nie wyszła.
W amerykańskim Discovery Channel informowano też, że kanał dotarł do nagrania żywego Megalodona - gigantycznego prehistorycznego rekina wielkości trzech miejskich autobusów. W ramach "Shark Week" na wizję trafił też paradokument z udziałem aktorów potwierdzających istnienie tego prehistorycznego, ogromnego rekina.
Zoolodzy martwią się, że nieprawdziwe, a czasem krzywdzące informacje o zwierzętach są rozpowszechniane. Dziennikarze nie zostawiają na produkcjach typu "Megalodon" suchej nitki. Rzesze widzów przyciągają jednak tego typu programy i nie zapowiada się na to, by stacja Discovery chciała coś zmieniać.
Zastanawiam się, jak przebiega współpraca między słaniającymi się z wycieńczenia bohaterami reportaży a ekipą telewizyjną, która dyskretnie towarzyszy ich poczynaniom i zwątpieniom. Oni zapewne zaopatrzeni są w prowiant, odpowiednie ubranie i stosowne leki. Czy spożywają posiłki na oczach bliźnich, tych nagich, przerażonych i mocno wygłodzonych? Czytaj więcej
Komentarz amerykańskiego internauty:
Protestujący argumentują, że jeżeli uda im się zastopować emisję, to Discovery Channel na tym nie zarobi. No, ale wtedy wąż przeszedłby przez to wszystko na nic. To naprawdę straszny sposób podwyższania oglądalności. Jeżeli uda się jednak nie dopuścić do emisji, jest nadzieja, że w 2015 nie będą próbować z czymś w rodzaju "Współczesny Jonasz: Połknięty w jednym kawałku przez wieloryba".