
W wioskach i miasteczkach Białostocczyzny żyje około 30 kobiet, które uzdrawiają za pomocą modlitwy. Do "szeptuch', bo tak się je tam nazywa, ciągną pacjenci z całej Polski. Pracy z duchami i urokami w tle przyjrzał się dziennikarz "Newsweeka".
– Co sprowadza? – stawia na stołku świeczkę, paczkę z ciastkami, zapałki i spodeczek. – Jak masz na imię? – pyta i kładzie mi ciepłą rękę na głowie. Modli się cicho, z przejęciem. Chwilami odrywa dłoń, kreśli znak krzyża. Modlitwa jest długa, śpiewna, monotonna. – Ale przeżegnaj się, przeżegnaj – napomina. Siadamy. Szeptucha zapala świecę. Wstaje, odmawia długą i szybką modlitwę, spluwa na trzy strony świata. Bierze nóż i oskrobuje świeczkę. Objaśnia, z jaką modlitwą i co trzeba robić, żeby żyć w zdrowiu.
